W tej historii wszystko zaczęło się od Zagłębia Sosnowiec. To właśnie klub ze Stadionu Ludowego wywrócił stolik, na którym leżały zasady i premie z Pro Junior Systemu. Tener Artur Skowronek, na polecenie swoich przełożonych, wystawił do składu kontuzjowanego zawodnika (nazwiska nie wymienię, bo chłopak i tak się wstydu najadł na zapas) i po kilkunastu sekundach ściągnął go z boiska. Po co? Właśnie po to, by zdobyć punkty, które mogły oznaczać (ale nie musiały) wypłatę pieniędzy z PJS. W efekcie zrobiła się zadyma. PZPN - chociaż nie wiadomo na jakiej miałoby się to odbyć podstawie - przebąkiwał coś o drodze prawnej, Zagłębie chowało głowę w piasek, a spece od regulaminów zaczęli majstrować przy bezpiecznikach, które zablokowałyby takie cwaniackie zagrywki w przyszłości.
W efekcie tego zawirowania narodziły się nowe zasady. Obecnie fundamentalny punkt mówi, że „każdy klub jest zobowiązany do zapewnienia udziału w rozgrywkach dowolnej liczby zawodników młodzieżowych w łącznym wymiarze czasu gry nie krótszym niż 3000 minut w danym sezonie”, przy czym maksymalna liczba minut doliczanych za jeden mecz nie może być większa niż 270, nawet jeśli piłkarze kończący 22-lata lub młodsi grali w nim dłużej. Pomysł nie wydawał się zły, ale miał też haczyk w postaci kar za niewypełnienie limitu. I to niebagatelnych, bo od 500.000 do 3.000.000 zł.
I w tym miejscu haczyk zamienił się w hak. Wystarczy bowiem spojrzeć w tabelę PJS po minionym weekendzie. Owszem, Zagłębie Lubin plan już wykonało z nadwyżką, a Legia Warszawa jest blisko (75 procent), jednak reszta w najlepszym razie próbuje kontrolować sytuację, a sześć klubów zmierza do celu w tempie bynajmniej nie wróżącym sukcesu. Na szarym końcu tej grupy plasuje się Raków, który po trzynastu kolejkach nie osiągnął nawet 25 procent ustalonego minimum. Traf chce, że to właśnie ten zespół w tabeli Ekstraklasy patrzy na wszystkich z góry, swoją grą porywa kibiców, a stylem zarządzania podnieca ekspertów od piłkarskiego biznesu.
Skąd więc taka zapaść akurat w Junior Systemie? Sprawa wydaje się oczywista, a kluczem do jej rozwikłania (podobnie jak w pozostałych „czerwonych” przypadkach) jest... kalkulator. Otóż kara, chociażby milionowa, jest bardziej opłacalna niż zatrudnienie młodzieżowca, którego wypłata - właśnie ze względu na PJS - jest najczęściej nieadekwatna do umiejętności negatywnie wpływających na poziom sportowy całego zespołu. W takim kontekście utrzymanie bezmłodzieżowej jakości może z kolei znacznie zwiększyć szanse na sukces w lidze, a to wiąże się z pokaźnymi - i kilkakrotnie większymi niż ewentualna kara z PJS - premiami. PZPN wpadł więc z deszczu pod rynnę i kolejnym oczywistym krokiem powinna być likwidacja projektu oraz powrót do sytuacji, w której jedyną przepustkę do gry stanowi nie wiek, a realna przydatność dla drużyny.
Nie przeocz
Zobacz także
Musisz to wiedzieć
- Schroniska górskie w Beskidach – TOP 10. To świetne miejsca na jesienne spacery
- Jerzy Brzęczek odchodzi z Wisły, a internauci się śmieją. Zobaczcie najlepsze memy
- Silesia Marathon 2022: Biegacze w niedzielę znów pobiegli przez cztery miasta ZDJĘCIA
- Ponad 11.000 kibiców zobaczyło niezwykły mecz. Górnik Zabrze przegrał z Zagłębiem 2:3
Bądź na bieżąco i obserwuj
