Rosati: Polska i świat muszą popracować nad większą dycsypliną budżetową

Dariusz Rosati
Dariusz Rosati Polskapresse
- Wojny walutowe prowadzą donikąd - najlepiej dowiodła tego sytuacja, jaka miała miejsce po Wielkim Kryzysie w latach 30. Świat musi znaleźć sposób na wspólne działania zaradcze - mówi ekonomista Dariusz Rosati w rozmowie z Szymonem Sikorskim.

Panie ministrze, czego można się spodziewać po szczycie G20?
Spodziewam się, że zdoła on ustabilizować światowy system bankowy. Dobrym rozwiązaniem byłoby zatwierdzenie Bazylei III [porozumienie, które nakłada na banki obowiązek posiadania wyższych rezerw od 2019 r. - red.]. Poza tym G20 powinno zahamować wojnę walutową. Mam nadzieję, że uda się przekonać Chiny do tego, żeby trochę ustąpiły i przestały tak zaniżać kurs juana.

A czy G20 ma szansę stać się trwałą formułą, czymś na kształt światowego zarządu gospodarczego?
Na tym forum spotykają się szefowie państw, więc te spotkania mają wagę polityczną. Nie sądzę wprawdzie, żeby zapadły w trakcie szczytów ważne decyzje polityczne, ale ważny jest już sam fakt, że udało się uruchomić płaszczyznę dialogu. Wiadomo, że większość państw ma rozbieżne interesy - ale tak było zawsze, tymczasem wcześniej nawet ze sobą nie rozmawiano. To ważna zmiana. Choć, oczywiście, nie należy oczekiwać cudów.

Czemu w takim razie tuż przed szczytem G20 amerykański bank rezerw federalnych ogłosił decyzję o dodrukowaniu 600 miliardów dolarów?
Nie łączyłbym tych dat ze sobą - dla Fed ważniejsze były wybory w USA, a nie szczyt G20. Po sposobie ogłoszenia tej decyzji wyraźnie widać, że Fed podejmuje suwerenne decyzje. Ta ma na celu obniżenie długoterminowych stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych i w ten sposób pobudzenie działalności gospodarczej. Podkreślam, że amerykański bank centralny na dobrą sprawę nie ma w tym momencie żadnej innej możliwości, gdyż krótkookresowe stopy procentowe są na poziomie bliskim zeru, a dokładnie między 0 a 0,25 proc. Pokazuje to, że Fed stracił praktycznie możliwość dalszego ruchu, stąd pomysł wprowadzenia w życie metody tak zwanego luzowania ilościowego, czyli między innymi skupowania obligacji w zamian za gotówkę. Tym sposobem doprowadza się do wzrostu ich ceny i pozwala obniżać rynkowe stopy procentowe. Ale to niejedyny powód prowadzenia takiej polityki. Drugim celem - o którym Fed nie mówi otwarcie - jest osłabienie kursu dolara.

Czemu amerykańskiemu bankowi centralnemu ma zależeć na obniżeniu wartości własnej waluty?
Osłabienie kursu dolara oznacza wzrost konkurencyjności amerykańskiego eksportu, co z kolei stymuluje rozwój ich gospodarki. Jednak należy mieć na uwadze niekorzystne skutki tej decyzji dla gospodarek innych krajów, zwłaszcza rozwijających się, których waluty nie są "przywiązane" do dolara. Ich umocnienie w stosunku do dolara powoduje spadek opłacalności eksportu i może hamować wzrost gospodarczy. Z tego powodu decyzja USA budzi protesty wielu krajów. Stany Zjednoczone z kolei obwiniają za tę sytuację Chiny, które nie dopuszczają do umocnienia swojej waluty. Doświadczenia z lat 30. XX wieku pokazują jednak, że takie "wojny walutowe", czyli przerzucanie kosztów recesji na sąsiada, prowadzą donikąd i skutkują załamaniem handlu światowego i stagnacją gospodarczą.

Jaki jest udział Chin w tym zamieszaniu?
Chiny konsekwentnie odmawiają uelastycznienia kursu juana, co pozwoliłoby zmniejszyć ich wielkie nadwyżki walutowe i zwiększyłoby popyt wewnętrzny. Nadwyżki te lokowane są w papierach wartościowych USA i innych krajów, Chiny kupują też zagraniczne przedsiębiorstwa. Ich pieniądze lokowane są w wielu przedsiębiorstwach. Ponadto chiński rząd kupuje obligacje wielu krajów. Ale to nie jest dobra polityka, bo zmusza inne kraje do reakcji, a obywatele chińscy nic z tego nie mają.
Czy tak szeroka ekspansja ekonomiczna Chin może stanowić zagrożenie dla gospodarki światowej?
Chińskie przedsiębiorstwa generalnie sprawdzają się na rynkach międzynarodowych. Są one zarządzane konkurencyjnie, choć korzystają z pomocy państwa. Skoro mają środki, są dobrze zarządzane i respektują reguły konkurencji rynkowej, nie musimy się obawiać chińskiej ekspansji ekonomicznej. Pewnym zagrożeniem może być jednak dumping cenowy. Chińska koncepcja rozwoju oparta jest na forsowaniu eksportu przy pomocy zaniżonego kursu juana, co wpływa negatywnie na zatrudnienie i rentowność produkcji w droższych krajach, np. w USA czy na obszarze Unii Europejskiej.

Można dziś usłyszeć głosy, że należałoby rozważyć powrót do oparcia walut światowych na parytecie złota. Czy Pana zdaniem jest to dobry pomysł?
Uważam, że to nie jest dobry pomysł, gdyż sztywne związanie kursów walut ze złotem nie sprawdza się w przypadku globalnej gospodarki, w której zmiany zachodzą tak dynamicznie, jak to obserwujemy obecnie. Jestem zwolennikiem szybkiego dostosowywania się kursu walut do konkurencyjności i innowacyjności gospodarki oraz osiąganego tempa wzrostu. Oczywiście wolny kurs niesie ze sobą ryzyko dużych zmian kursowych, jakie obserwujemy obecnie, jednak waluty krajów ustabilizowanych, takie jak funt, frank szwajcarski, czy jen, nie podlegają aż takim skokowym zmianom. Stabilność waluty jest najlepszym naturalnym probierzem stanu gospodarki i jej wiarygodności w oczach inwestorów.

Przechodząc szczebel niżej. Jakie decyzje powinien podjąć Europejski Bank Centralny, w odpowiedzi na decyzję Fed?
Europejski Bank Centralny podjął już działania zmierzające do skupowania obligacji skarbowych, na razie tylko na kwotę 700 milionów euro. Główną motywacją do tego działania jest przeciwdziałanie zawirowaniom na naszym lokalnym, europejskim rynku. W ślad za Grecją w kłopoty gospodarcze wpadła mocno zadłużona Irlandia będąca do niedawna uznawana jako ekonomiczny raj w Europie.

Czy to będzie zatem druga Grecja?
Kryzys grecki spowodował, że Unia Europejska stworzyła fundusz stabilizacji finansowej na kwotę prawie 700 mld euro, dlatego uważam, że Irlandii nie grozi los Grecji. Nawet jeżeli rząd w Dublinie będzie miał kłopoty z finansowaniem się na rynku, to zostanie uruchomiony europejski mechanizm stabilizacyjny. Europejski Bank Centralny skupuje obecnie obligacje irlandzkie właśnie po to, by ułatwić rządowi finansowanie się, obniżyć presję i koszty ich wykupu w przyszłości.

Rozmawiał Szymon Sikorski

Więcej przeczytasz w weekendowym wydaniu dziennika "Polska" lub w serwisie prasa24.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl