Kiedy w 2008 r. dzięki wojskowemu kontrwywiadowi wydalono z Polski dwóch rosyjskich dyplomatów, którzy werbowali do szpiegowskiej współpracy oficerów naszej armii, świeżo utworzona komórka mogła poszczycić się głośnym i autentycznym sukcesem. Akcję zorganizowano w następujący sposób: SKW podstawiła oficerów, którzy zgodzili się na współpracę. Agenci kontrwywiadu zdołali dowiedzieć się, ile płacono informatorom oraz kto współpracował z Rosją. Operacja bardzo potrzebna, zwłaszcza dwa lata po gruntownych przekształceniach służb. A o udanych akcjach w kontekście działania kontrwywiadu nie słychać zbyt często. Po pierwsze, rzecz jasna, ze względu na informacje najwyższej poufności, interes i bezpieczeństwo państwa. Eksperci są jednak zdania, że powodów w istocie jest więcej. - Służba Kontrwywiadu nie powróciła wciąż do kondycji sprzed przekształcenia - ocenia gen. Roman Polko. Pytany o sukcesy jednostki, które można uznać za flagowe, natychmiast wspomina czasy udziału polskiego kontrwywiadu w misji irackiej.
Trudno się zresztą dziwić, że nie on jeden wspomina końcówkę lat 90. jako okres szczególny dla polskiego kontrwywiadu. To był czas, kiedy zwłaszcza za sprawą współpracy z wywiadem amerykańskim, Polacy cieszyli się szacunkiem i byli ponoć oceniani za granicą jako jedni z najskuteczniejszych. Informacje, w których posiadaniu byli Polacy, zwłaszcza płk Aleksander Makowski, pozwoliły ustalić, gdzie w 1999 roku znajdował się Osama bin Laden. Według relacji Makowskiego, które między innymi opisał szczegółowo w książce "Tropiąc bin Ladena", polskie służby systematycznie przekazywały CIA pozyskiwane przez niego kluczowe dane o aktywności i planach przywódcy Al-Kaidy. To właśnie dzięki tym sygnałom miało być wiadomo, że jesienią 1999 roku bin Laden przez dwa tygodnie będzie znajdował się w Kandaharze. Szczegółowych informacji, zawierających precyzyjne miejsca, daty czy nawet godziny, było więcej. Żaden inny wywiad nie był w posiadaniu detali podobnej rangi. Właśnie dzięki nim pojawiła się więc realna możliwość wyeliminowania przywódcy Al-Kaidy. Nie doszło do tego ze względu na instrukcje, jakie otrzymali ludzie służb specjalnych CIA. Agenci nie mieli prawa zabijać jakichkolwiek przeciwników. Nawet, gdy w grę wchodził numer jeden Al-Kaidy. Należy pamiętać, że były wciąż lata 90. i w Nowym Jorku stały dwie wieże World Trade Center. Aż do 11 września 2001, gdyby bin Laden został aresztowany, należałoby go zwyczajnie postawić przed sądem. Dziś trudno pisać niezrealizowane scenariusze i zastanawiać się, co by się stało, gdyby USA wykorzystały polskie informacje. Faktem jest, że współpraca z tamtego okresu pozostaje punktem odniesienia dla polskich służb i powodem do dumy aż do dziś.
Być może opinia publiczna w ogóle nie poznałaby nazwiska płk. Aleksandra Makowskiego, gdyby nie słynny raport Antoniego Macierewicza z likwidacji WSI. Szpiega oskarżono w nim o to, że dopuszczał się mistyfikacji, m.in. w sprawie informacji o możliwości ujęcia w tej akcji Osamy bin Ladena. W raporcie uznano, że była to próba wprowadzenia w błąd prezydenta, najwyższych instancji państwa oraz sojuszników. Według raportu Makowski miał wyłudzić od WSI 31 tys. zł oraz 108 tys. dol. Po informacji o dokumencie rozpętała się burza. Antoni Macierewicz argumentował wówczas, że operacja "Zen" uzasadniała likwidację WSI. Zdekonspirowany Makowski pozwał w końcu ministerstwo o naruszenie dóbr osobistych i wygrał sprawę. W zeszłym roku Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał MON przeprosić pułkownika. Ministerstwo odwołało się jednak od tej decyzji. Z kolei wczoraj Prokuratura Okręgowa w Warszawie potwierdziła informację o umorzeniu ze względu na brak znamion przestępstwa śledztwa w sprawie wyłudzeń z funduszu operacyjnego WSI i dezinformacji wywiadowczej podczas tej samej operacji. Śledczy od 2007 roku badali, czy doszło do niedopełnienia obowiązków przy tworzeniu raportu oraz do zniesławienia osób, o których w nim mowa. - W 2006 roku zapewne pojechałbym do Afganistanu z żołnierzami WSI, założylibyśmy tam spółkę prawa handlowego i realizowalibyśmy przyjętą koncepcję ochrony polskiego kontyngentu, który zjawił się tam w 2007 roku niechroniony. Przez kilka lat funkcjonowałbym w Kabulu i Afganistanie. Być może wydatnie przyczynilibyśmy się z kolegami do zapewnienia większego bezpieczeństwa polskiemu kontygentowi - mówił na łamach "Polski" Makowski, mając na myśli to, jak mogłyby potoczyć się losy jego i innych opisanych w raporcie, gdyby nie jego publikacja.
Eksperci oceniają, że reorganizacja struktury została przeprowadzona zbyt gwałtownie, a wręcz chaotycznie. - Wymieszano ekspertów i ludzi zupełnie niedoświadczonych, którzy musieli się przyuczać do funkcjonowania w kontrwywiadzie od zera. A taki proces może trwać latami - ocenia gen. Gromosław Czempiński, były szef UOP. Nie tylko w kraju oznaczało to dezorganizację. Zdaniem ekspertów, wiele straciliśmy również wizerunkowo. - Reorganizację przygotowano nieprofesjonalnie - mówi Czempiński. A gen. Roman Polko dodaje, że kontrwywiad wciąż nie dotarł się po zmianach sprzed siedmiu lat. Tym bardziej że pracownicy nie mieli od tego czasu poczucia stabilizacji. - Zawirowania powodują, że pracownicy nie mają poczucia zakorzenienia i zaufania do instytucji, które w końcu jest dla pracy służb i odpowiedniego wykonywania obowiązków wywiadu kluczowe - mówi "Polsce" generał. Obowiązków nie jest mało. Oficjalnie definiowane są jako ochrona przed zagrożeniami wewnętrznymi dla obronności państwa, bezpieczeństwa i zdolności bojowej Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej oraz innych jednostek organizacyjnych podległych Ministerstwu Obrony Narodowej lub nadzorowanych przez nie. Eksperci dodają, że informacje pozyskane przez tę jednostkę są przede wszystkim kluczowe dla działań służb specjalnych.
Przekształcenia z 2006 roku, choć mogły wywołać wrażenie chaosu, nijak mają się do problemów amerykańskich służb. Jedni z najbliższych współpracowników SKW borykali się w ostatnim czasie bowiem nie tylko ze skandalami na tle obyczajowym, z udziałem m.in. szefa CIA generała Petraeusa. Poważną rysę zostawiła na ich wizerunku awantura wokół WikiLeaks. - To były naprawdę duże sprawy. Przy nich nasza reorganizacja i związany z nią bałagan nie jest aż tak dużym powodem do zmartwień - mówi gen. Roman Polko.
Służba Kontrwywiadu Wojskowego dbała o bezpieczeństwo polskich żołnierzy w trakcie misji w Iraku, Czadzie, Libanie, na Wzgórzach Golan czy w basenie Morza Śródziemnego. Do dziś zajmuje się bezpieczeństwem misji w Bośni i Hercegowinie oraz Kosowie. Od czasu do czasu słychać o akcjach przeprowadzonych dzięki informacjom służb. Jak wtedy, gdy trzy lata temu polscy żołnierze we współpracy z kontrwywiadem przechwycili w Afganistanie ponad 1400 kg substancji wykorzystywanych do produkcji materiałów wybuchowych. Albo gdy dwa lata temu prasa pisała o ujęciu trzech talibskich bojowników, w tym, znajdującego się na liście celów ISAF, wysokiego dowódcy rebelianckiego z dystryktu Qarabagh Mawlawi Shafiqa. Dzięki informacjom uzyskanym przez SKW żołnierze z sił specjalnych nieomal doprowadzili do zatrzymania głównego dowódcy talibów, który był odpowiedzialny za wielokrotne ostrzały polskiej bazy. W końcu nie udało się zatrzymać Jahodiego, za to pojmano dziesięciu innych podejrzanych o działalność terrorystyczną. O wielu podobnych sukcesach wywiadu opinia publiczna z pewnością nie dowie się nigdy.