Rozmawiamy półtorej godziny po walce. Emocje już opadły?
Nie, wciąż są duże, wciąż to przeżywam.
Pani trener Waldemar Łakomy mówił, że ta przegrana walka o brąz z Brytyjką Biancą Walkden była jedną z lepszych w olimpijskim turnieju.
Musiałabym zobaczyć to z boku, żeby to ocenić. Nie wiem, czy była jedną z lepszych, a mówiąc szczerze nie miałam na nią pomysłu. Trener też za dużo mi nie potrafił podpowiedzieć podczas przerw. W efekcie wyglądało to tak, jak wyglądało, czyli tylko uderzałyśmy się pięściami i machałyśmy sobie nogami przed twarzami. Brytyjka jest taką zawodniczką, że dużo fauluje i trzeba uważać na to, co się robi, żeby uniknąć tego faulu, bo może to kosztować punkty. Starałam się więc walczyć jak najbezpieczniej. Umiem z nią walczyć, bo wcześniej spotykałyśmy się już kilka razy.
Na walkę wychodziła pani z uśmiechem, wydawało się, że jest pani dość pewna siebie.
Prawda jest taka, że przed pojedynkiem o brąz byłam bardzo zestresowana, ale na szczęście moja pani psycholog była pod telefonem. Uspokoiła mnie i nastawiła pozytywnie do tej walki. Dlatego wyszłam zrelaksowana i wszystko miałam dobrze poukładane w głowie.
Przed każdą walką ma pani takie konsultacje?
Na pierwszych dwóch poradziłam sobie sama, przed trzecią pojawił się stres, a przed czwartą już było bardzo ciężko, więc ta konsultacja była mi bardzo potrzebna i i bardzo mi pomogła w tym momencie.
W głowie bardziej będzie siedzieć ta ostatnia walka czy jednak przegrany ćwierćfinał z późniejszą mistrzynią olimpijską Serbką Milicą Mandić (do walki o brąz Polka dostała się po wygranym repasażu – red.)?
Myślę, że z Brytyjką, bo to była jednak walka o medal. Chociaż wiem, że piąte miejsce to i tak jest dużo. Gdyby ktoś mnie przed igrzyskami spytał, czy chcę taki rezultat, to brałabym go w ciemno. Ale teraz, kurczę, jest taki niedosyt, że jest przykro.
Na razie to jest najlepszy w całej polskiej reprezentacji na igrzyskach. Ten sam osiągnęła we wtorek kajakarka górska Klaudia Zwolińska, też zresztą płakała po straconej medalowej szansie.
Dziewczyna w judo też była blisko. Bardzo bym chciała, żebyśmy cieszyli się z medalu, ale sama teraz mogę jedynie żałować.
Sytuacji nie skomplikował pozytywny wynik testu na koronawirusa, który opóźnił o pięć dni pani wylot do Tokio?
Było trochę nerwów na początku, nieprzespana noc, ale z drugiej strony byłam pewna, że wszystko powinno być OK. Nie miałam żadnych objawów. Nie wiem, może coś zjadłam i przez to wyszedł ten pozytywny test. Potem przyszły negatywne, zgoda na lot i wszystko poszło w niepamięć. Skupiłam się na tym, co ma się teraz wydarzyć.
Uwagę przykuwała u pani duża czerwona kokarda wpięta we włosy. To talizman czy element stylizacji?
Przed wylotem do Japonii byłam z przyjaciółką na zakupach, zobaczyłam ją w sklepie i stwierdziłam, że bardzo fajnie będzie pasowała do biało-czerwonych strojów reprezentacyjnych. I sądzę, że bardzo ładnie na mnie wyglądała i rzeczywiście przykuwała uwagę.
Uda się z czasem docenić ten wynik?
Nie wiem, ile czasu będę potrzebowała, żeby to się stało. Czy w ogóle go docenię? Bo jednak było bardzo blisko medalu, a go nie mam. Mogłam być tą pierwszą w Polsce w taekwondo, która by to zrobiła.
Dalej pani może – za trzy lata w Paryżu.
Pewnie, że będę. Ale szkoda, że nie w Tokio.
