Tomasz Mraz nie jest pierwszy. Taśmy już wiele razy pogrążały polityków

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Poseł KO Roman Giertych, były dyrektor departamentu Funduszu Sprawiedliwoœci Tomasz Mraz  i mec. Jacek Dubois  podczas posiedzenia zespołu ds. rozliczeń PiS w Sejmie
Poseł KO Roman Giertych, były dyrektor departamentu Funduszu Sprawiedliwoœci Tomasz Mraz i mec. Jacek Dubois podczas posiedzenia zespołu ds. rozliczeń PiS w Sejmie PAP
O takich historiach już słyszeliśmy. W 2015 roku Platforma Obywatelska przegrała wybory parlamentarne i co by nie mówić, afera podsłuchowa mocno się do tego przyczyniła. Czyżby politycy niczego się nie uczyli? Może czuli się zbyt pewnie? A może nie przypuszczali, że zdradzić może „swój”?

Spokojny głos, trochę rozwiana fryzura, fikuśny wąsik, niektórzy mówią - „Pan Kleks”. Tomasz Mraz, jak na okoliczności, wydawał się bardzo opanowany. A mówił rzeczy szokujące.

- Z tego, co się orientuję, większość konkursów, które były ogłaszane przez Fundusz Sprawiedliwości, były ogłaszane i przeprowadzane w nierzetelny sposób, zarówno przed moim objęciem funkcji dyrektora departamentu Funduszu Sprawiedliwości, jak i po moim odejściu - tłumaczył.

Dodał, że „wiele inicjatyw, które miałyby na celu przeciwdziałanie przyczynom przestępczości, nie doszło do skutku ze względu na to, że było polecenie, iż to inna organizacja ma zwyciężyć”.

- Wiele razy minister Ziobro, minister Romanowski informowali podmioty przez siebie preferowane o tym, że konkurs zostanie ogłoszony, jakie będą jego warunki jeszcze przed ogłoszeniem tego konkursu. Podmioty, na których zależało ministrowi Ziobro i ministrowi Romanowskiemu, otrzymywały pomoc w pisaniu, przygotowywaniu oferty - opowiadał dalej Mraz.

Za wszystkim stali politycy Suwerennej Polski, przede wszystkim - jej lider.

- Minister Ziobro - pomimo tego, co powiedział w jednym wywiadzie telewizyjnym, że nie podejmował żadnych decyzji i nie miał nic wspólnego z Funduszem Sprawiedliwości - był tak naprawdę głównym decydentem - tłumaczył Mraz. Według jego słów „minister Romanowski otrzymywał polecenie od ministra Ziobro, jakie podmioty mają zwyciężyć. To z nim ustalał listę tych podmiotów, informacje, kiedy konkursy mają być ogłoszone. Minister Ziobro sam prowadził rozmowy z podmiotami, które miały zwyciężyć w przyszłych konkursach”.

- Czyli pan minister Ziobro, przed rozpoczęciem konkursu, wskazał, kto ma go wygrać, dobrze rozumiem? - dopytywał Roman Giertych. Mraz przytaknął.

Tomasz Mraz, były dyrektor departamentu w Ministerstwie Sprawiedliwości, odpowiadający za Fundusz Sprawiedliwości pojawił się w środę na spotkaniu parlamentarnego zespołu do spraw rozliczeń PiS, przewodniczy mu Roman Giertych. Zeznania Mraza wprawiały w osłupienie, chociaż o nieprawidłowościach w Funduszu Sprawiedliwości mówiło i pisało się od dawna. Pieniądze, które miały pomagać ofiarom przestępstw, tak naprawdę zasilały konta przeróżnych fundacji, które często z taką pomocą nie miały nic wspólnego, albo służyły promocji polityków Suwerennej Polski, choćby w kampaniach wyborczych. Donosili o tym nie tylko dziennikarze, mówi o tym także raport NIK. Co innego jednak czytać, co innego usłyszeć słowa człowieka, który był trybikiem w tej sprawnie przez lata działającej machiny.

„Druzgocące zeznania dotyczące dysponowania środkami Funduszu Sprawiedliwości. Były dyrektor zeznaje, a każdy śledzący przebieg transmisji komisji musi przecierać oczy ze zdumienia! To bez wątpliwości gotowy materiał na akt oskarżenia” - ocenił senator KO Bogdan Zdrojewski.

Premier Donald Tusk mówił o zorganizowanej grupie przestępczej działającej w ministerstwie sprawiedliwości, Michał Kierwiński, były szef MSWiA, o „chciwym gangu”.

„Informacje przekazane przez b. dyrektora Dep. Funduszu Sprawiedliwości na temat ręcznego sterowania przez Zbigniewa Ziobrę, ustawiania konkursów i przydzielania znajomym podmiotom dziesiątek milionów z państwowej kasy, są szokujące. Mam nadzieję, że bardzo niedługo winni poniosą odpowiedzialność” - wskazał mecenas Michał Wawrykiewicz.

I jakby tego było mało, w czwartek Onet poinformował, że Tomasz Mraz przez niemal dwa lata nagrywał kierownictwo ministerstwa sprawiedliwości. Zgromadził około 50 godzin nagrań. Prokuratura dysponuje nimi już od kilku miesięcy.

Jedną z taśm Onet opublikował jeszcze w czwartek. To rozmowa między wspomnianym już wcześniej Marcinem Romanowskim a prokuratorem Jakubem Romelczykiem, ówczesny prokurator regionalny w Warszawie. Zastępcę Zbigniewa Ziobry interesowało zawiadomienie złożone w tym czasie przez posła KO Witolda Zembaczyńskiego.

Zembaczyński chciał się czegoś dowiedzieć o opolskiej Fundacji Ex Bono, której resort przyznał 9 milionów złotych z Funduszu Sprawiedliwości na prowadzenie dwóch ośrodków pomocy dla ofiar przestępstw. Według Najwyższej Izby Kontroli, fundacja niczego nie prowadziła.

W połowie sierpnia 2021 roku poseł KO wysłał zapytanie poselskie do resortu Ziobry w sprawie Fundacji. Nie uzyskał odpowiedzi. W lutym 2022 złożył więc w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Zbigniewa Ziobrę. I właśnie tego zawiadomienia dotyczyła rozmowa Romanowskiego z warszawskim prokuratorem regionalnym. Ten pierwszy dopytywał tego drugiego, jak tam sprawa.

„No wiesz, my na pewno odmówimy (wszczęcia śledztwa - red.), bo ja tu nie widzę podstaw, żeby wszczynać postępowanie. To jest totalny „becep”, czyli brak cech przestępstwa, prawda? I to będzie na 100 procent odmówione u nas, ale sąd śródmiejski orzeka, jak orzeka, i to już od dłuższego czasu” - to odpowiedź Romelczyka.

Dalej wiceminister i prokurator ustalali, jak resort sprawiedliwości ma odpowiedzieć na pytania z prokuratury w tej sprawie. W pewnym momencie Romanowski stwierdził, że w takiej sytuacji „zastanawia się, czy w ogóle odpowiadać Zembaczyńskiemu, czy nie”.

Z kolei dziennikarze „19.30” dotarli do rozmów między Romanowskim a samym Mrazem. Równie ciekawe.

- Kurczę, szef chce, żeby w piątek odpalić ten konkurs - mówi Romanowski.

- A to zostawiłeś wisienkę, widzę, na koniec - pada odpowiedź.

- Teraz pytanie. Recław, Pospieszalski, Lisicki, Rydzyk i Prawicowy Feminizm. Da się to zrobić w jednym? (...) To zróbmy - mówi wiceminister.

- Tylko wiesz co, te projekty mają taki charakter... Wiesz, Recław to koncerty. Rydzyk też koncert. Pospieszalski - portal, a ten Lisicki to, wiesz, suwerenność (...) kleić (...) z Czerwonym Krzyżem.

Jak mówił Mraz, te projekty „pomiędzy sobą też się w umiarkowanym stopniu kleją”. - Więc tak naprawdę zostaje nam zrobienie semiśmietniczka, tylko wieloletniego - wskazuje.

Romanowski odpowiada, że „tylko trzeba narrację sprzedać jakąś”.

- Jak połączyć Lisickiego z koncertami? - pyta.

Mraz odpowiada: - Szeroko rozumiane przeciwdziałanie przyczynom przestępczości, bazując na doświadczeniu organizacji pozarządowych zgłaszających się z najlepszym, ich zdaniem, projektem.

- Ale to zrobimy śmietniczek... - zauważa Romanowski.

Jest też kolejny fragment tej rozmowy. I inny, na którym były wiceminister Romanowski i aresztowane już urzędniczki ministerstwa ustalają, co ewentualnie mówić przed komisją śledczą, jeśli taka powstanie, i jak zacierać po sobie ślady.

50 godzin nagrań, to całkiem sporo. Można się więc spodziewać, że będziemy ich słuchać przez kilka najbliższych tygodni. Politycy Suwerennej Polski bagatelizują sprawę, mówią o oszustwie, ale nastroje w partii nie są dobre. Jarosław Kaczyński też robi dobrą minę do złej gry, nazywa Mraza „agentem”, ale ponoć w Prawie i Sprawiedliwości nie zamierzają umierać za ziobrystów. Tym bardziej że sprawa wygląda poważnie.

- Jest wiele dowodów, które gromadził pan Tomasz Mraz, nie tylko nagrań, również dokumentów, które stanowią, moim zdaniem, podstawę do stwierdzenia, że mieliśmy do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępczą, która działała pod kierownictwem pana Zbigniewa Ziobro i której celem było zagarnięcie pieniędzy przeznaczonych dla najbiedniejszych, dla tych osób, które miały korzystać z Funduszu Sprawiedliwości - powiedział w „Kropce nad i” w TVN24 Roman Giertych, który jest obrońcą Mraza.

Jak twierdzi Giertych, Tomasz Mraz sam do niego przyszedł. Zareagował na apel prawnika, aby osoby, które mają wiedzę na temat nieprawidłowości, przestępstw popełnianych w obozie PiS, zgłaszały się do niego, albo do mecenasa Jacka Dubois. Osoby takie korzystając z przepisów Kodeksu postępowania karnego, z artykułu 60 kk, czyli statusu tzw. małego świadka koronnego, mogłyby złożyć zeznania i liczyć na mniejszy wymiar kary. Na taki układ poszedł Tomasz Mraz.

Giertych przyznał, że zna treść nagranych przez niego rozmów. Dla dobra śledztwa prowadzonego przez prokuraturę, nie wchodził w szczegóły.

- W moim przekonaniu materiał dowodowy, i to mówię z całą odpowiedzialnością, wystarcza do tego, aby prawie dwie trzecie tych posłów Solidarnej Polski postawić w stan oskarżenia - stwierdził tylko. Zapytany, czy jego klient nagrywał także rozmowy Zbigniewa Ziobry, nie odpowiedział.

Suwerenna Polska jest w potrzasku. Do Sejmu lada dzień mają wpłynąć wnioski o uchylenie immunitetów przynajmniej dwóm parlamentarzystom tej partii.

Zresztą, to nie pierwszy raz, kiedy politycy prawicy padli ofiarami taśm.

Nader chętnie nagrywany był Daniel Obajtek, były szef Orlenu, obecnie kandydat PiS w wyborach do Europarlamentu. Już jakiś czas temu Onet ujawnił, że w latach 2020-2021 Obajtek był inwigilowany przez CBA. Tajna operacja CBA miała nosić kryptonim „Vampiryna”. W jego gabinecie został nagrany chociażby Piotr Nisztor, który prosił o pracę dla żony i ojca.

- My o nią zadbamy i my tu słowa dotrzymamy - zapewniał Obajtek.

Nisztor, dziennikarz śledczy związany z mediami Tomasza Sakiewicza, miał się spotkać z Danielem Obajtkiem siedemdziesiąt dwa razy!

Na innym nagraniu Obajtek obawiał się, że Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, „chce go wykończyć”. Chodzi o produkcję płynu do dezynfekcji. Mateusz Morawiecki przekazał to zadanie dwóm spółkom - Polfie Tarchomin i Orlenowi. Daniel Obajtek obracał się w towarzystwie premiera, a ówczesny prezes Polfy był człowiekiem Jacka Sasina.

Po ustaleniu niskiej ceny za płyn Obajtek cieszył się, że jest lepszy od Sasina. Do członka zarządu spółki i swojego zaufanego człowieka Adama Buraka mówił: „trzeba zrobić tak, żeby go za*****, k****, żeby tymi informacjami... żeby go krew zalała. Żeby nie miał punktu zaczepienia do mojej osoby, słuchaj (...) oni chcą mnie wykończyć teraz”.

W osłupienie może wprawiać język i poziom rozmów prowadzonych przez byłego już szefa Orlenu. W sprawie Funduszu Sprawiedliwości chodzi jednak o coś więcej, niektórzy twierdzą, że to afera dekady.

„Kto taśmami wojuje, od taśm ginie...” - skwitował były szef CBA Paweł Wojtunik, mając zapewne na myśli aferę podsłuchową, która swego czasu pogrążyła drugi rząd Donalda Tuska. Bo też nie pierwszy raz wypływające na światło dzienne nagrania przyprawiają polityków o ból głowy.

W tym przypadku za nagraniami stał biznesmen Marek Falenta, ale po kolei.

Zaczęło się 14 czerwca 2014 roku od publikacji w tygodniku „Wprost” stenogramów z nielegalnie podsłuchanych rozmów polityków.

Nagrywali: Łukasz N. i Konrad L., dwaj kelnerzy pracujący w dwóch znanych warszawskich restauracjach. Łukasz N. to właściwie menedżer restauracji Sowa & Przyjaciele. Miła aparycja: szczupły, uśmiechnięty, wysportowany. Klienci go lubili, podobno był ujmujący, a przy tym profesjonalny i dyskretny. Podobnie mówili o Konradzie L., kelnerze z restauracji Amber Room w Pałacu Sobańskich w Warszawie. Obaj twierdzili, że nagrywali na Falenty. W sprawie pojawiło się też nazwisko Krzysztofa Rybki, szwagra Falenty, który miał o podsłuchach widzieć, a potem pomóc w przekazaniu nagrań tygodnikowi „Wprost”.

Żeby było ciekawiej, polityków i biznesmenów podsłuchiwano w tzw. VIP roomach, czyli pomieszczeniach, w których goście powinni czuć się bezpiecznie, w każdym razie takie jest ich przeznaczenie. Kelnerzy „pracowali” od lipca 2013 do czerwca 2014 roku, zarobili na swojej robocie ok. 120 tys. zł. Nagranych zostało około stu osób: politycy, celebryci, biznesmeni z pierwszych stron gazet. Większość z nich to osoby związane z rządzącym wówczas układem. Jedynym wyjątkiem był europarlamentarzysta PiS Janusz Wojciechowski.

„To, co mówią kelnerzy, powinno zmieść PO, PSL i SLD ze sceny politycznej” - pisał swego czasu na Twitterze prawicowy dziennikarz Cezary Gmyz.

Rzeczywiście, politycy i biznesmeni w nagranych rozmowach nie przebierali w słowach. Bartłomiej Sienkiewicz z Markiem Belką dyskutowali o finansowaniu deficytu budżetowego przez NBP i odwołaniu ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego. Podczas rozmowy Sienkiewicz zauważył: „Polskie Inwestycje Rozwojowe są, niestety, jak to się górnolotnie nazywa i bardzo eufemistycznie… Ich po prostu nie ma. To ch..., du… i kamieni kupa”. Sławomir Nowak z Andrzejem Parafianowiczem rozprawiali o kontroli skarbowej prowadzonej u żony Nowaka. Radosław Sikorski i Jacek Rostowski biesiadowali i spiskowali. Sikorski nie ukrywał, co myśli o współpracy polsko-amerykańskiej. Restauracja Amber Room w Warszawie to jeden z najdroższych lokali w stolicy. Więc tabloidy z animuszem ruszyły do studiowania menu. Wyszło, że politycy bynajmniej nie oszczędzali na jedzeniu i piciu, zwłaszcza jeśli płacili za nie służbową kartą. „Na spotkaniu Sikorskiego z Rostowskim szef MSZ zaproponował do posiłku wino za 700 złotych. (…) Sikorski zamówił zupę z dyni i krwistą polędwicę wołową. Tych smakołyków nie ma już w menu Amber Room, ale zupa w tej knajpie kosztuje około 28 złotych, a inaczej przyrządzona polędwica około 89 złotych. Dwudaniowy obiad kosztował więc Sikorskiego 117 złotych. Rostowski zamówił foie gras i comber z królika. Foie gras Rostowskiego kosztuje 69 złotych, królika w tej chwili w Amber Room nie podają, ale jego cenę można szacować na około 80 złotych” - podsumował „Fakt”.

Jan Kulczyk z Pawłem Grasiem miał rozmawiać o przejęciu przez Kulczyka firmy Ciech SA na warunkach stawianych przez Kulczyka. Z Janem Krzysztofem Bieleckim o możliwości dotarcia przez jednego z najbogatszych Polaków do grona zaufanych ludzi ówczesnego premiera Donalda Tuska. Miller z Kwaśniewskim ponoć szeptali o więzieniach CIA, ale miało być też o aferze Rywina. W całej aferze przewija się także nazwisko Pawła Wojtunika, wtedy szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. On też dał się nagrać kelnerom podczas swojej rozmowy z Elżbietą Bieńkowską, wówczas wicepremier rządu.

Taśmy miały początkowo posłużyć Falencie do celów biznesowych oraz do „gry ze służbami specjalnymi”. Jednak po uderzeniu prokuratury w jego firmę SkładyWęgla.pl latem 2014 roku biznesmen postanowił się zemścić i użyć podsłuchów do obalenia rządu i ówczesnego szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza. Kelnerzy zeznali, że po wybuchu afery podsłuchowej Falenta miał ich uspokajać, że dostaną „nagrodę od PiS”, bo ma tam „dobre kontakty”, a partia ta przejmie władzę „po przewrocie”.

W mediach pojawiły się jednak informacje, że do ludzi związanych z partią Kaczyńskiego biznesmen zgłosił się dopiero trzy miesiące po wybuchu afery. Sam Falenta pisał, że spotkał się ze Stanisławem Kostrzewskim wcześniej.

ABW podtrzymywała, że za nagraniami i ujawnieniem podsłuchów stoją rosyjskie służby specjalne. Donald Tusk mówił wtedy nawet o „scenariuszu pisanym nie wiadomo jakim alfabetem” i zwracał uwagę na powiązane z Rosją lobby węglowe i gazowe. Inna z hipotez zakładała, że nielegalne podsłuchy zorganizowali ludzie polskich służb specjalnych, którzy chcieli wysadzić z siodła, a raczej z fotela ministra Bartłomieja Sienkiewicza. Ale też o związkach Marka Falenty ze służbami specjalnymi mówiło się właściwie od samego początku, biznesmen miał być informatorem delegatury biura CBA we Wrocławiu i miał przekazywać oficerom sprawozdania z rozmów polityków z biznesmenami.

Może dlatego Bartłomiej Sienkiewicz miał powołać tajną grupę, która sprawdzała, czy za aferą podsłuchową stoją byli szefowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Biura Ochrony Rządu oraz urzędujący szef CBA. Grupa specjalna miała używać nielegalnych podsłuchów, śledzić, inwigilować. „Sugestie, że za moją zgodą lub współudziałem były podejmowane nielegalne działania wobec innych osób, mijają się z prawdą”- oświadczył z kolei Bartłomiej Sienkiewicz. Ale sprawą i tak zajęła się prokuratura.

Rząd Platformy Obywatelskiej słono zapłacił za aferę taśmową. Do dymisji podali się ministrowie: zdrowia Bartosz Arłukowicz, skarbu państwa Włodzimierz Karpiński oraz sportu Andrzej Biernat. Stanowiska stracili także wiceministrowie Rafał Baniak, Stanisław Gawłowski i Tomasz Tomczykiewicz. Z funkcji koordynatora służb specjalnych zrezygnował szef KPRM Jacek Cichocki (służbami zajmował się zamiast szefowej resortu spraw wewnętrznych Teresy Piotrowskiej). Jacek Rostowski przestał być szefem doradców ówczesnej premier Ewy Kopacz, a Radosław Sikorski marszałkiem Sejmu. Z rządu odszedł także Bartłomiej Sienkiewicz. Straty były większe: w 2015 roku Platforma przegrała wybory parlamentarne i co by nie mówić, afera podsłuchowa, mocno się do tego przyczyniła.

Marek Falenta we wniosku o ułaskawienie skierowanym do prezydenta, szantażował Andrzeja Dudę. Pisał: „Obiecali wiele korzyści i łupów politycznych. Czekałem lata codziennie łudzony, że niebawem nadejdzie dzień, w którym zostanę przez Pana ułaskawiony. Nie widać nadziei na jego nadejście. Proszę potraktować ten list jako ostatnią szansę na porozumienie ze mną. Nie zamierzam umierać w samotności. Ujawnię zleceniodawców i wszystkie szczegóły”.

Falenta chciał być świadkiem koronnym i zapewniał, że może przekazać kolejną kopię nagrań, ponoć wielu z nich jeszcze nie upubliczniono, w tym rozmowy Mateusza Morawieckiego z prezesem banku PKO BP Zbigniewem Jagiełłą. W piśmie wymieniał wiele nazwisk: prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, ministrów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, szefa CBA Ernesta Bejdę, oficerów biura - wszyscy oni mieli wiedzieć o tym, że nagrywa polityków PO, PSL i Sojuszu.

Jak pisała „Rzeczpospolita”, która ujawniła treść wniosku, główną postacią afery taśmowej, oczywiście według Falenty, był Stanisław Kostrzewski, bliski współpracownik prezesa Jarosława Kaczyńskiego, swego czasu szara eminencja PiS-u, skarbik partii. To Kostrzewski pierwszy miał się dowiedzieć o możliwości pozyskania nagrań i polecić Falencie, aby „pracował” dalej. Skazany pisał, że spotykał się z Kostrzewskim w siedzibie PiS i w swoim biurze. Kostrzewski miał konsultować wykorzystanie nagrań z Jarosławem Kaczyńskim.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości podtrzymywali, że to brednie skazanego, który za wszelką cenę chce uniknąć więzienia. Opozycja domagała się powołania sejmowej komisji śledczej, której celem byłoby sprawdzenie, czy za aferą podsłuchową nie stoi czasem Prawo i Sprawiedliwość.

Sam Marek Falenta wydawał się mocno zdesperowany. Chyba nie spodziewał się, że trafi do więzienia. 31 stycznia Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał jednak wyrok Sądu Okręgowego, który skazał Falentę na dwa i pół roku pozbawienia wolności.

Afera Funduszu Sprawiedliwości i ta taśmowa sprzed lat pokazują, że politycy nie wyciągają wniosków i niczego się nie uczą. Niby są ostrożniejsi, na spotkaniach wyłączają telefony, o sprawach ważnych w ogóle nie chcą przez telefon rozmawiać. Wiedzą, że „wszyscy jesteśmy na podsłuchu”. Może więc pracownicy ministerstwa sprawiedliwości, którzy przyczynili się do zakupu szpiegowskiego systemu Pegasus, po prostu stracili czujność. Może czuli się zbyt pewnie? A może nie przypuszczali, że zdradzić może „swój”?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Studio Euro odc.4 - PO AUSTRII

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl