Rebecca Sramkova niczym Iga Świątek
Mało kto dawał Słowacji jakiekolwiek szanse na odniesienie sukcesu w Hiszpanii. Kadra nie rzuca na kolana, tylko jedna tenisistka jest notowana w czołowej setce rankingu, a w dodatku już w pierwszym spotkaniu musiała mierzyć się ze Stanami Zjednoczonymi, które co prawda przyjechały bez największych gwiazd, ale w kadrze miały znacznie wyżej notowane tenisistki, a wśród nich Danielle Collins, która jeszcze niedawno plasowała się w czołowej dziesiątce rankingu.
Rebecca Sramkova, będąca pierwszą rakietą kraju, a także jej koleżanki nie zaprzątały sobie jednak głowy tym, z kim przyjdzie im się mierzyć. Owszem, nisko notowane siedemnastoletnia Renata Jamrichova (obecnie 381. miejsce w rankingu), a także bardziej doświadczona, 26-letnia Viktoria Hruncakova (238. lokata) dla wyżej notowanych rywalek z USA i Wielkiej Brytanii (półfinał) nie stanowiły w grach singlowych większych przeszkód, nawet jednak porażka w pierwszym pojedynku nie zniechęcał Słowaczek, które za sprawą zwycięstw swojej rakiety numer jeden (dla tego kraju jest w BJKC niczym Iga Świątek dla Polski) oraz debla Hruncakova i Tereza Mihalikova zarówno w 1/8 finału z USA, jak i w półfinale z Wielką Brytanią odwracały losy spotkania. Jedynie nie mającą gwiazd z Australią (ćwierćfinał) udało się wygrać już po dwóch pojedynkach singlowych.
Od 0:1 do 2:1 z Wielką Brytanią
Sramkova miała to szczęście, że zarówno z USA (Collins) jak z Wielką Brytanią (Katie Boulter) rywalizowała z zawodniczkami, z którymi już w przeszłości wygrywała. Teraz, choć nie była faworytką żadnego z tych pojedynków, znów zapisała na swoim koncie zwycięstwa. Gdyby nie jej postawa, reprezentacji nie byłoby już dawno w turnieju.
We wtorek zmagania zaczęła Hruncakova, która w dwóch setach przegrała z Emmą Raducanu (4:6, 4:6). Faworytką była Brytyjka i tej roli sprostała. W drugiej grze singlowej zmierzyły się Boulter i Sramkova. Choć Słowaczka przegrała pierwszą partię, dwie kolejne rozstrzygnęła na swoją korzyść (2:6, 6:4, 6:4) i przedłużyła nadzieje kadry na awans do finału. W deblu Brytyjki zdołały ugrać już tylko cztery gemy (po dwa w każdym secie) i niespodzianka stała się faktem - czarny koń turnieju w Maladze zameldował się w finale.
Słowacja powtórzy sukces z 2002 roku?
Największym w historii sukcesem Słowaczek był triumf w Fed Cup w 2002 roku. Drużyna, którą tworzyły m.in. Daniela Hantuchova i Janette Husarova (tylko one grały w finale) pokonały w decydującym spotkaniu Hiszpanię 3:1, która miała w kadrze Conchitę Martinez i Arantxę Sanchez Vicario. Teraz w decydującym spotkaniu także nie będą faworytami, wszak Jasmine Paolini to nieco wyższa półka niż Boulter, a i debel, którym dysponują Włoszki jest niezwykle silny, o czym przekonały się w poniedziałek Świątek i Katarzyna Kawa. Skoro jednak udało się już sprawić dwie niespodzianki, dlaczego po raz kolejny miałoby się nie udać napsuć krwi faworytkom? W środowe popołudnie i wieczór na kortach w Maladze będzie więc niezwykle ciekawie.