Trwa piękny sen rewelacji turnieju Billie Jean King Cup. Tenisowa reprezentacja Słowacji awansowała do finału

Łukasz Konstanty
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Kolejną niespodziankę sprawiła podczas tenisowego turnieju Billie Jean King Cup w Maladze reprezentacja Słowacji. Nie mająca w kadrze wielkich gwiazd drużyna we wtorek pokonała Wielką Brytanię i w środę powalczy z Włoszkami o triumf w całej imprezie.

Rebecca Sramkova niczym Iga Świątek

Mało kto dawał Słowacji jakiekolwiek szanse na odniesienie sukcesu w Hiszpanii. Kadra nie rzuca na kolana, tylko jedna tenisistka jest notowana w czołowej setce rankingu, a w dodatku już w pierwszym spotkaniu musiała mierzyć się ze Stanami Zjednoczonymi, które co prawda przyjechały bez największych gwiazd, ale w kadrze miały znacznie wyżej notowane tenisistki, a wśród nich Danielle Collins, która jeszcze niedawno plasowała się w czołowej dziesiątce rankingu.

Rebecca Sramkova, będąca pierwszą rakietą kraju, a także jej koleżanki nie zaprzątały sobie jednak głowy tym, z kim przyjdzie im się mierzyć. Owszem, nisko notowane siedemnastoletnia Renata Jamrichova (obecnie 381. miejsce w rankingu), a także bardziej doświadczona, 26-letnia Viktoria Hruncakova (238. lokata) dla wyżej notowanych rywalek z USA i Wielkiej Brytanii (półfinał) nie stanowiły w grach singlowych większych przeszkód, nawet jednak porażka w pierwszym pojedynku nie zniechęcał Słowaczek, które za sprawą zwycięstw swojej rakiety numer jeden (dla tego kraju jest w BJKC niczym Iga Świątek dla Polski) oraz debla Hruncakova i Tereza Mihalikova zarówno w 1/8 finału z USA, jak i w półfinale z Wielką Brytanią odwracały losy spotkania. Jedynie nie mającą gwiazd z Australią (ćwierćfinał) udało się wygrać już po dwóch pojedynkach singlowych.

Od 0:1 do 2:1 z Wielką Brytanią

Sramkova miała to szczęście, że zarówno z USA (Collins) jak z Wielką Brytanią (Katie Boulter) rywalizowała z zawodniczkami, z którymi już w przeszłości wygrywała. Teraz, choć nie była faworytką żadnego z tych pojedynków, znów zapisała na swoim koncie zwycięstwa. Gdyby nie jej postawa, reprezentacji nie byłoby już dawno w turnieju.

We wtorek zmagania zaczęła Hruncakova, która w dwóch setach przegrała z Emmą Raducanu (4:6, 4:6). Faworytką była Brytyjka i tej roli sprostała. W drugiej grze singlowej zmierzyły się Boulter i Sramkova. Choć Słowaczka przegrała pierwszą partię, dwie kolejne rozstrzygnęła na swoją korzyść (2:6, 6:4, 6:4) i przedłużyła nadzieje kadry na awans do finału. W deblu Brytyjki zdołały ugrać już tylko cztery gemy (po dwa w każdym secie) i niespodzianka stała się faktem - czarny koń turnieju w Maladze zameldował się w finale.

Słowacja powtórzy sukces z 2002 roku?

Największym w historii sukcesem Słowaczek był triumf w Fed Cup w 2002 roku. Drużyna, którą tworzyły m.in. Daniela Hantuchova i Janette Husarova (tylko one grały w finale) pokonały w decydującym spotkaniu Hiszpanię 3:1, która miała w kadrze Conchitę Martinez i Arantxę Sanchez Vicario. Teraz w decydującym spotkaniu także nie będą faworytami, wszak Jasmine Paolini to nieco wyższa półka niż Boulter, a i debel, którym dysponują Włoszki jest niezwykle silny, o czym przekonały się w poniedziałek Świątek i Katarzyna Kawa. Skoro jednak udało się już sprawić dwie niespodzianki, dlaczego po raz kolejny miałoby się nie udać napsuć krwi faworytkom? W środowe popołudnie i wieczór na kortach w Maladze będzie więc niezwykle ciekawie.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl