Nie żyje pięciu z sześciu szwajcarskich turystów, którzy zaginęli w sobotę w rejonie góry Tete Blanche, na wysokości 3700 metrów. Poszukiwania szóstego uczestnika wyprawy wciąż trwają.
Cuda się zdarzają
Ratownicy mówią, że cuda się zdarzają. Słowa te padły po znalezieniu plecaka i nart obok ciał pięciu innych narciarzy, którzy zamarzli na śmierć po burzy, która przeszła w weekend.
Anjan Truffer, główny ratownik wysłany do odnalezienia grupy, mówi, że jego zespół wcześniej ratował ludzi, którzy zaginęli od kilku dni, dając promyk nadziei, że zaginiony narciarz może wciąż żyje.
- Cuda się zdarzają – dodał rzecznik lokalnej policji Daniel Imboden. Mówi się, że mężczyzna mógł wpaść do jednej ze szczelin.
- Jest ich pełno w okolicy – powiedział Truffer, który opisał, jak jego zespół odkrył pięć ciał.
- Najpierw znaleźliśmy dwie osoby w stanie głębokiej hipotermii. Dzięki słupom sondującym i lokalizatorom lawinowym odnaleźliśmy dwie kolejne osoby pod pokrywą śnieżną, potem jeszcze jednego. Te osoby były lekko ubrane. Na dużej wysokości stracili orientację - opisuje.
Walczyli dramatycznie o życie
Dodał, że narciarze próbowali zbudować „schron” i schować się przed wichurą – przy temperaturze -30 stopni C i odczuwalnym chłodzie – bezskutecznie.
- To dobry pomysł. Jednak grupa nie miała niezbędnego sprzętu. Mieli łopaty, ale były zbyt lekkie, aby cokolwiek zrobić pod ogromną warstwą śniegu – podsumował Truffer.
