Najpierw 20 stycznia, trzy dni po tym, jak przegrał wybory prezydenckie, nadał tytuł bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze, dowódcy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), której członkowie dokonywali okrutnych rzezi na polskiej ludności na Wołyniu.
Z kolei 29 stycznia Wiktor Juszczenko uznał członków Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) za uczestników walk o niepodległość państwa. Z rąk członków tej organizacji, powstałej z inspiracji Bandery, zginęły co najmniej dziesiątki tysięcy Polaków, ale także Żydów. Obie decyzje Juszczenki wzbudziły oburzenie, nie tylko w Polsce, ale również w Rosji i w samej Ukrainie, zwłaszcza wschodniej, gdzie ciągle pamięta się o kolaboracji oddziałów UPA z hitlerowcami. Również Centrum Wiesenthala potępiło decyzję Juszczenki.
Wydając oba dekrety, obecny wciąż prezydent Ukrainy pokazuje, że jako polityka nie interesują go dobre relacje z sąsiadami. To przecież Polska - nie tylko politycy, ale i społeczeństwo - mocno popierała Juszczenkę w momencie, gdy ważyły się losy jego wyboru na prezydenta Ukrainy i potem na forum Unii Europejskiej. Prezydent Lech Kaczyński czynił gesty pojednania, oddając hołd Ukraińcom pomordowanym w Pawłokomie przez Polaków. Ta zbrodnia była odwetem za wcześniejszą zbrodnię UPA na polskiej ludności. Swoją decyzją Juszczenko jednak nie tylko uderza w relacje polsko-ukraińskie. Buduje również nowe linie podziału we własnym społeczeństwie, którego znaczna część potępia zbrodnicze czyny banderowców.
Czy jest to gra Juszczenki mająca na celu zaskarbienie mu politycznego poparcia na przyszłość w Zachodniej Ukrainie? Wątpliwe. Juszczenko praktycznie od początku swojej kadencji wspierał mit Bandery i OUN oraz UPA. W 2006 roku na zjeździe weteranów OUN Juszczenko mówił: "OUN może być chwalebnym przykładem dla wielu politycznych i społecznych sił Ukrainy. Wasza organizacja nadal pozostanie jednym z kamieni węgielnych budowy państwa ukraińskiego". Nie przyniosło mu to sukcesu wyborczego. Dwa tygodnie temu w głosowaniu poparło go zaledwie 5 procent wyborców. Naród ukraiński okazał się mądrzejszy niż jego ustępujący prezydent.