Spis treści
Pozorna transformacja służb w III RP
"Resortowe dzieci" w wyemitowanym 26 czerwca odcinku dotknęły sprawy transformacji służb w III RP.
7 kwietnia 1990 roku uchwalono trzy ustawy: o urzędzie ochrony państwa, policji i urzędzie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. W wyniku podjętych uchwał formalnie miała przestać istnieć Służba Bezpieczeństwa i ukonstytuował się Urząd Ochrony Państwa.
"Przygotowania do przekształceń, do tej pozornej transformacji, następowały już od końca 1988 roku. Komuniści doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że kończy się ich władza, że muszą się dostosować do nowej rzeczywistości, stąd też architekt przekształceń w Polsce, zmian, które miały nastąpić - Czesław Kiszczak - doprowadził do rozmów przedstawicieli opozycji demokratycznej z przedstawicielami władzy" - ocenił Rafał Leśkiewicz, historyk IPN.
W tym samym czasie Kiszczak dokonywał w resorcie pozornych zmian. UOP w zamyśle miał być służbą specjalną demokratycznego państwa, jednak historia i doświadczenia pokazały, że wcale tak nie było.
"Myślę, że ten proces weryfikacji był fikcyjny. Przyglądałem się temu wyrywkowo, bo materiały nie są w pełni dostępne, jak wyglądała ta weryfikacja. Na przykład tylko spojrzenie na weryfikację roku 1990 pod kątem tego, że była tak duża armia ludzi do zweryfikowania i tak krótki czas weryfikacji, to już podpowiadało mi, że ten proces musiał być fikcyjny, bo pamiętam ze statystyk, że to by musiało być setki osób weryfikowane w kilka dni. To jest niemożliwe" - przedstawił profesor Sławomir Cenckiewicz z Akademii Sztuki Wojennej.
Negatywnie odwołani i tak wracali do służby
Podczas weryfikacji część agentów była usuwana ze służby, jednak po krótkich odwołaniach byli przywracani w struktury bezpieczeństwa. Jedną z takich postaci był Grzegorz Wepsięć, czyli żołnierz jednostek nadwiślańskich MSW i funkcjonariusz SB.
"Uważam, że opinia ta jest wysoce krzywdząca i dlatego zwracam się do szanownej komisji o powtórne rozpatrzenie mojej dotychczasowej postawy i służby w resorcie" - uzasadniał swoje odwołanie w oficjalnym dokumencie.
Po pozytywnym odwołaniu został policjantem i służył m.in. w Komendzie Głównej Policji, a obecnie jest wspólnikiem Wojtunik Group - firmy związanej z Pawłem Wojtunikiem, szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego za rządów PO-PSL.
Innym sposobem obejścia weryfikacji było trafienie do milicji przed poddaniem się weryfikacji. Tak zrobił chociażby generał Marek Ochocki - zaufany człowiek Kiszczaka, a w latach 80. komendant wojewódzki milicji obywatelskiej w Legnicy i jeden z łączników z północną grupą wojsk armii radzieckiej. W III RP został pierwszym dyrektorem biura do spraw zwalczania przestępczości zorganizowanej w komendzie głównej.
Razem z nim przeszli również inni policjanci, którzy w końcu lat 80. XX w. przeszli z SB do milicji.
Urząd Ochrony Państwa powstał na fundamentach Służby Bezpieczeństwa
Piotr Woyciechowski, ekspert do spraw służb specjalnych ocenił, że "UOP powstał na fundamentach SB". Wymienił trzy fundamenty tej transformacji.
"Pierwszym fundamentem był fundament kadrowy. Praktycznie sto procent funkcjonariuszy to byli dawni funkcjonariusze SB. Departament I - cywilny wywiad - jak i II - kontrwywiad - praktycznie jeden do jednego został zaadoptowany, przeniesiony w rzeczywistość UOP z wyjątkiem dwóch-trzech osób" - powiedział Woyciechowski.
Drugim z nich miały być aktywa operacyjne, które zostały przejęte automatycznie przez Urząd Ochrony Państwa.
"To oznacza, że ewidencja operacyjna i zasób archiwalny SB stały się UOP, czyli wykorzystywanie tych ludzi, wiedzy, lokali, mieszkań konspiracyjnych, punktów kontaktowych czy też obiektów, które były uzbrojone w podsłuch pokojowy czy obserwacje, automatycznie zostały przyjęte na stan UOP i wykorzystywane" - wyjaśnił.
Ostatnim fundamentem była z kolei pozorowana, tak zwana, weryfikacja.
"Faktycznie to była kwalifikacja. Część komisji wojewódzkich i centralnych były przesiąknięte agenturą SB, czyli, innymi słowy, generał Kiszczak nie tylko politycznie zabezpieczył wszystko z przedstawicielami strony solidarnościowej, których wciągał do rozmów i których emanacją był rząd Mazowieckiego, w którym pełnił funkcję wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych, zapewniając, że tym ludziom się nie może stać krzywda. I schemat jest taki, że dawni SB-cy stają się jądrem nowej służby specjalnej, ale, żeby zabezpieczyć ten proces, wprowadził swoją agenturę do tych komisji" - zakończył.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
Krzysztof Kozłowski pierwszym szefem UOP
Pierwszym szefem Urzędu Ochrony Państwa został Krzysztof Kozłowski, będący szefem komisji weryfikacyjnej, a w przeszłości ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.
Opozycjonista Bronisław Wildstein wspomina, iż próbował dowiedzieć się i poznać sposób tworzenia nowych służb, ale Kozłowski nie był chętny do takiej współpracy.
"Powiedziałem: warto by przyjrzeć się mechanizmowi tworzenia agentury, to ja bym chętnie w radiu poświęcił cykl programów. Spojrzał na mnie oburzony i powiedział: to trzeba spalić i zabetonować" - wspomina opozycjonista.
W wyniku takowej działalności przy tworzeniu nowych służb, prawie siedemdziesiąt procent funkcjonariuszy SB zasiliło UOP. Powierzenie szefostwa Kozłowskiemu było jednak bardzo przemyślane i korzystne dla Kiszczaka.
"Nie znał się na bezpieczeństwie, był naiwniakiem, nie miał cech i predyspozycji osobowościowych, żeby bandytami zarządzać. Był publicystą i dziennikarzem. Niestety nie posiadał tego, co w późniejszym okresie inny prawicowy MSW pokazał - odporność na wpływy, na zakochanie się w służbach specjalnych. (...) Dlatego generał Kiszczak dokonał najlepszego wyboru, jakiego można sobie wyobrazić, wskazując tego człowieka" - ocenił Piotr Woyciechowski.
Do komisji mieli być wprowadzani najbardziej "łagodni" opozycjoniści, którzy pod okiem zasiadających w strukturach byłych agentów z SB stawali się podporządkowani i modelowani według określonych zasad. Do tego ściągano bardzo młodych ludzi, by łatwiej było ich "sformatować".
Agenci SB oceniani pozytywnie
Wiele ważnych postaci m.in. lat 80-tych było weryfikowanych pozytywnie, jak chociażby major Zbigniew Marciniak, który zarejestrował obecnego prezesa mBanku Cezarego Stypułkowskiego w SB jako TW "Michał".
Był istotną postacią polityki i służb tamtych lat, a mimo to później działał w UOP i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, biorąc udział w "ciekawych" operacjach jeszcze w latach dwutysięcznych. Ostatecznie karierę zakończył w 2015, gdy został oddelegowany przez szefa ABW do Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, gdzie pełnił funkcję dyrektora pionu bezpieczeństwa.
Pierwszym szefem zarządu wywiadu UOP został z kolei Henryk Jasik, czyli wieloletni funkcjonariusz Służb Bezpieczeństwa i ostatni szef departamentu pierwszego MSW - wywiadu PRL.
"Jego historia w relacjach była ciut inna niż pozostałych wywiadowców, ponieważ najprawdopodobniej przekroczył pewną granicę i ujawnił za dużo. Głównie chodzi o agenturę ulokowaną w strukturach podziemnej Solidarności. Na to mu zwrócił uwagę po latach pułkownik Henryk Bosak. On popełnił kiedyś list otwarty w styczniu 1996 roku i w tym liście, który był adresowany głównie do Henryka Jasika, zarzucono mu zdradę za to, że - mówiąc kolokwialnie - rozpruł się i wysypał zbyt dużą ilością aktywów operacyjnych ulokowanych w podziemnych strukturach Solidarności i organizacji niepodległościowych niż powinien, niż się umówiono" - wspomniał Woyciechowski.
Agenci przechodzący tę prowizoryczną weryfikację swoje stanowiska w służbach III RP zajmowali jeszcze nie tak dawno temu, pracując m.in. w archiwum UOP-u i MSW oraz pełniąc kluczowe stanowiska. Byli odpowiedzialni chociażby za przekazywanie dokumentów bezpieki do archiwum IPN, decydując o tym, jakie dokumenty trafiają do zbioru zastrzeżonego.
"Ta spuścizna Czesława Kiszczaka, która miała zapewnić bezpieczeństwo byłym funkcjonariuszom SB trwała bardzo długo. Trwała do roku 2016, wówczas zbiór zastrzeżony przestał istnieć i poznaliśmy życiorysy wielu funkcjonariuszy ABW czy UOP-u, których teczki osobowe były ukryte, a którzy pełnili przed rokiem 1990 służbę w komunistycznych organach bezpieczeństwa" - powiedział Leśkiewicz.
Taką osobą była chociażby Małgorzata Konopka, jedna z najbliższych współpracowniczek Krzysztofa Bondaryka - szefa ABW za rządów PO-PSL. W swoim podaniu za czasów PRL wspominała jeszcze, że jej rodzice również pracowali w służbach.
TeD