Oskarżonych jest dwóch (trzeci podejrzewany o napad nie został ustalony). Zdaniem prokuratury zaatakowali przedsiębiorcę gazem, pobili i zabrali plecak z pieniędzmi. Były tam złotówki, dolary, funty brytyjskie i ruble - w sumie 130 tys. zł.
Za rozbój, bo taki zarzut usłyszeli oskarżeni, grozi kara od 2 do 12 lat więzienia. Proces przed Sądem Rejonowym w Białymstoku ruszył we wrześniu 2020 r. 14 stycznia 2022 r. zakończył się proces. Prokurator domagał się surowych 7 lat więzienia. Obrońca jednego z mężczyzn wnosił o uniewinnienie. Obrońca drugiego - o nadzwyczajne złagodzenie kary i wymierzenie jej na poziomie roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Ma za tym przemawiać postawa Mariusza K. Ten przyznał się, wyraził skruchę. 27-latek mówił, że bardzo żałuje tego, co zrobił, ale potrzebował pieniędzy na spłatę długów matki. Przeprosił pokrzywdzonego i poza salą sądową wypłacił mu 50 tys. zł tytułem częściowego naprawienia szkody.
Zobacz także: Brutalne napady na kantory w centrum Białegostoku. Kary utrzymane
Wyrok miał zostać ogłoszony dwa tygodnie później - 28 stycznia. Ale nie został. Tego dnia sędzia Marcin Kęska poinformował obecne na miejscu strony (byli adwokaci oraz oskarżony 27-latek, który stawiał się praktycznie na każdy termin, choć mieszka w Warszawie) o wznowieniu przewodu sądowego i odracza na miesiąc kolejną rozprawę. Na 25 lutego chce wezwać i dosłuchać obu oskarżonych i pokrzywdzonego. Dlaczego? Tego nie ujawnił.
Przypomnijmy, że to już drugie podejście do zakończenia tej sprawy. Orzeczenie miało zapaść w marcu 2021 r. Wówczas w dniu publikacji ten sam sędzia także na nowo otworzył przewód. Postanowił zweryfikować wersję prezentowaną przez jednego z oskarżonych, a mianowicie, że obrażenia właściciela kantoru nie zadali napastnicy, ale powstały w wyniku upadku. Biegła z zakresu medycyny sądowej nie wykluczyła, że taki mógł być mechanizm powstania obrażeń.
Do rabunku doszło nad ranem 11 maja 2019 r. na ul. Grażyny w Białymstoku. Sprawcy uciekli, po drodze gubiąc na trawniku część banknotów. Odjechali samochodem, który czekał na nich z kierowcą. Mundurowi ustalili, że auto pochodziło z jednej z wypożyczalni. „Po nitce do kłębka” dotarli do podejrzanych o rozbój i odzyskali część skradzionych pieniędzy, które znaleźli m.in. w jednym z mieszkań. Jak wynika z wystąpienia pełnomocnika, zabezpieczona gotówka nadal nie wróciła jednak do pokrzywdzonego.
Ustalono, że sprawców było trzech, ale jednego nie udało się odnaleźć. Przed sądem odpowiadają z tzw. wolnej stopy. Prokurator zastosował wobec nich środki zapobiegawcze w postaci poręczenia majątkowego, dozoru policji, zakazu opuszczania kraju połączonego z zakazem wydania paszportu. Oskarżony, który nie przyznaje się do winy, ani razu nie pojawił się na swoim procesie.
Akt oskarżenia obejmował jeszcze innego mężczyznę, ale jego zarzuty dotyczyły wyłącznie posiadania narkotyków i tę sprawę sąd wyłączył do odrębnego postępowania.
