We wtorek liderzy opozycji uczestniczyli w spotkaniu pt. "Bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO - rola Polski", zorganizowanym przez byłych prezydentów - Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego - z okazji 25-lecia rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych pomiędzy Polską i NATO. W czasie konferencji głos - poza oboma prezydentami - zabrało pięciu liderów: PO - Donald Tusk, Nowej Lewicy - Włodzimierz Czarzasty, PSL - Władysław Kosiniak-Kamysz, Polski 2050 - Szymon Hołownia oraz Porozumienia - Jarosław Gowin.
"Opozycja znów zawodzi publicystów"
Czy wydarzenie to miało jedynie charakter rocznicowy, czy stanowiło pierwszy krok na drodze do zjednoczenia opozycji i - jak życzy sobie tego Donald Tusk - startu jej polityków z jednej listy wyborczej w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych? Jaki był cel organizacji takiego wydarzenia?
– Wydaje mi się, że opozycja ciągle zawodzi komentatorów, publicystów, którzy chcą w jednym garze ugotować wielką opozycyjną zupę i jakoś im to nie wychodzi – mówi ironicznie Marek Sawicki. Poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego podkreśla tu, że spotkanie w ogóle nie miało na celu "dogadywania się w kwestiach wyborczych". – Było poświęcone 25. rocznicy rozpoczęcia starań o członkostwo w NATO i bezpieczeństwu państwa polskiego. Widać wyraźnie, że partie demokratyczne umówiły się, że będą o tym dyskutować i akurat w tej kwestii większych różnic wśród partii demokratycznych nie ma – dodaje.
Postulaty polityczne jednak wybrzmiały podczas spotkania liderów. Wygłosił je Włodzimierz Czarzasty, który mówił o ewentualnej współpracy przedwyborczej, a także powyborczej ugrupowań opozycyjnych. Przekonywał, że opozycja powinna podpisać deklarację dotyczącą utworzenia koalicji rządowej po wyborach, a także stworzyć w najbliższym czasie plan na pierwsze sto dni rządzenia. Apelował też o rozważenie możliwości stworzenia jednego wspólnego komitetu wyborczego do Senatu.
– Ja do postulatów podchodzę zawsze tak samo, że one się spełniają po stu latach – odpowiada pytany o tę kwestię Sawicki.
Jedna lista? Wiele list? "To sprawa techniczna"
Na charakter rocznicowy spotkania wskazuje również poseł Nowej Lewicy, Andrzej Szejna. Parlamentarzysta tłumaczy, że celem było tu pokazanie wkładu ugrupowań demokratycznych w nasze członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim, które w czasie wojny na Ukrainie okazuje się być - obok członkostwa w Unii Europejskiej - strategicznym elementem naszego bezpieczeństwa.
Szejna przyznaje, że aspekt polityczny tego wydarzenia także był.
– Polegał on na tym, że rozmawiamy dzisiaj między sobą o tym, jak po wyborach chcemy odbudować Polskę po destrukcyjnych - dla polskiej gospodarki, konstytucji, polskiego wymiaru sprawiedliwości, polskiego członkostwa w UE - rządach PiS. Nie chodziło o to, czy wystartujemy na wspólnej liście. My mamy się porozumieć co do programu, jaki będzie udziałem przyszłej koalicji rządowej obecnych partii opozycyjnych. To jest najważniejsze – mówi poseł.
To, czy lista będzie jedna, czy będzie ich więcej, Andrzej Szejna określił jako "sprawę techniczną". – Najważniejsza jest dziś praca nad programem dla Polski i odbudowa Polski po rządach PiS – dodał.
– Chcę podkreślić, że jest już porozumienie co do paktu senackiego i wiadomo, że będą wystawiani kandydaci do Senatu we wszystkich okręgach wyborczych z różnych partii, które wchodzą w skład paktu senackiego. Kandydaci ci będą popierani przez wszystkie partie opozycyjne – podsumował.
"Nie rozumiem tego, co zrobił Czarzasty"
Jakie oczekiwania wobec spotkania mieli politycy Polski 2050 Szymona Hołowni?
– Oczekiwanie moje jest takie, by siły opozycyjne siadły do stołu i zaczęły rozmawiać o minimum programowym. Wczoraj należało skupić się na bezpieczeństwie militarnym. W dobie zagrożenia ze strony Rosji potrzebujemy mądrego inwestowania w wojsko i obronność, co więcej Polska musi wrócić do stołu negocjacji i dialogu w Unii Europejskiej – mówi Paulina Hennig-Kloska.
Posłanka przypomina, że do takich rozmów programowych po stronie opozycji jej ugrupowanie zachęcało już wiosną.
– Szymon Hołownia chciał zorganizować konferencję o przyszłości Polski, jednak liderzy uznali wówczas, że to zbyt wcześnie. Teraz - jak widać - dojrzeli do tego, by takie rozmowy programowe prowadzić. I dobrze, bo Polacy muszą dostać wizję, co opozycja planuje po rządach PiS, scenariusze są tu drugorzędne – wskazuje.
Polityk przyznaje, że "nie rozumie tego, co zrobił Włodzimierz Czarzasty".
– Nie ma na ten moment żadnych rozmów o konstrukcji startu i przyszłym rządzie. Nie prowadzono ich też przez wakacje. Wiec chyba był to jakiś komunikat do wewnątrz podzielonej Lewicy. My ruszyliśmy pełną parą z przygotowaniami do wyborów. Skupiamy się na tym, aby przyciągnąć ludzi zniechęconych polityką. To niezwykle ważne wyzwanie. Im silniejszy będzie każdy z nas, tym łatwiej będzie wygrać z PiS-em – tłumaczy.
– Natomiast, tak jak Szymon Hołownia obiecuje, dogadamy się i to jest pewne. Nikt nie zmarnuje szansy, która przed nami stoi. Czy będzie to jedna lista, czy wiele - do tej dyskusji wrócimy pewnie pod koniec roku – podsumowuje.
"Wielkie oszustwo"
Zdecydowanie ostrzej wtorkowe wydarzenie ocenia Joanna Lichocka ze Zjednoczonej Prawicy. Posłanka określa spotkanie liderów opozycji jako "bal przebierańców".
– Ludzie, którzy głosili i realizowali przez całe lata politykę rozbrajania Polski, politykę przyjaźni i współpracy z Rosją, dziś przebierają się w kostiumy prozachodnie i wzmacniające państwo. To jest oczywiście wielkie kłamstwo. Ta galeria postaci, która się tam zaprezentowała - Bronisław Komorowski, Aleksander Kwaśniewski, Donald Tusk - to ludzie, będący politykami systemu postkomunistycznego, systemu, który gwarantował elitom postkomunistycznym pozycję uprzywilejowaną. Natomiast nic ich nigdy nie obchodzili zwykli Polacy i nigdy nie obchodziła ich Polska – podkreśla.
Podsumowując, posłanka Prawa i Sprawiedliwości stwierdza, że "bal przebierańców", którym określiła spotkanie liderów opozycji, był obliczony na wielkie oszustwo Polaków. – Liczą na to, że zwłaszcza młodsze pokolenie nie pamięta ich rządów – skwitowała.

mm