SPIS TREŚCI
Ekonomiści przewidują spowolnienie rosyjskiej gospodarki cywilnej w przyszłym roku z silnym trendem inflacyjnym. Wywoła to niezadowolenie nie tylko wśród zwykłych ludzi, ale także wśród elit przemysłowych. Pomimo pewnego wzrostu gospodarki w pierwszych latach pełnej inwazji na Ukrainę, rosnące wydatki na obronę, wysoka inflacja i stagnacja produkcji cywilnej zwiększają prawdopodobieństwo, że Rosja w najbliższej przyszłości wejdzie w okres stagflacji.
Wojna nakręciła wzrost i inflację
Wydatki rządowe na wojnę (produkcja broni, amunicji, mundurów, sprzętu wojskowego) pobudziły wzrost gospodarczy w całym kraju. Niezwykle wysokie pensje wypłacane żołnierzom-ochotnikom - oraz premie i zasiłki wypłacane wdowom - spowodowały napływ pieniędzy do biedniejszych regionów.
Wydatki rządowe na działania wojenne przyczyniły się do wzrostu PKB w ubiegłym roku do 3,6% pomimo szeroko zakrojonych zachodnich sankcji i wysiłków zmierzających do odcięcia handlu z Rosją. W tym roku prognozy przewidują wzrost gospodarczy na poziomie 3,9%. Tymczasem bezrobocie spadło we wrześniu do 2,4%, a niedobory siły roboczej przyczyniły się do wzrostu płac.
Z drugiej strony, bank centralny z trudem stara się okiełznać inflację: w październiku podniósł kluczową stopę procentową do 21 proc., co jest najwyższym poziomem od ponad 20 lat. Ceny we wrześniu były o 8,63% wyższe niż w tym samym momencie w 2023 roku. Co ważniejsze, ceny podstawowych towarów konsumpcyjnych wzrosły w szybszym tempie niż inne artykuły. Od stycznia 2024 r. chleb podrożał o 11 proc., masło o 21 proc., mleko o 11 proc. ziemniaki o 47 proc., leki o 8,6 proc. a transport publiczny jest kosztowniejszy o 6,5-9,5 proc.
Konsument traci, budżet zyskuje
Rosnący budżet i słabnący rubel – co zwiększa dochody państwa, wszak ropę i gaz Rosja sprzedaje głównie w twardej walucie - jeszcze bardziej zwiększą inflację. Istnieją obawy o rosnącą falę bankructw przedsiębiorstw, ponieważ firmy podnoszą płace, walcząc o przyciągnięcie pracowników z kurczącej się puli siły roboczej (bo wielu mężczyzn woli zarobić znacznie więcej w wojsku). Pojawiają się informacje o zwiększonych premiach za podpisanie kontraktu wojskowego w celu przyciągnięcia ochotników do armii. W Kursku wzrosły one z 8 tys. dolarów w sierpniu do 30 tys. dolarów w październiku!
Sankcje, odmowa wielu światowym firmom dostarczania lub produkcji towarów, surowców i komponentów w Rosji doprowadziły do zmian asortymentu w tzw. podstawowym koszyku konsumenckim. Ale co ważniejsze, a czego statystyka nie wychwyci, to spadek jakości produktów. Zniknęła większość zachodnich marek, zastępują je gorsze marki krajowe czy chińskie. To samo dotyczy zresztą turystyki. Zamiast podróży do Europy, jest więcej wycieczek na Kaukaz czy na Cypr. Kolejna kwestia: wiele importowanych towarów w Rosji ma obecnie dwie ceny. Jedna jest prawie taka sama jak przed wojną - na targowiskach, ale bez gwarancji autentyczności. Druga jest znacznie wyższa - u dużych detalistów, którzy gwarantują sprzedaż oryginału dostarczonego do Rosji przez kraj trzeci.
Tymczasem oprocentowanie kredytów hipotecznych, podnoszone przez bank centralny, odstrasza potencjalnych nabywców domów w coraz większej liczbie regionów- co uderza w rynek nieruchomości i cały sektor budowlany. Wysokie stopy procentowe wpłynęły nie tylko na rynek nieruchomości. Rosnące zadłużenie przedsiębiorstw sprawiło, że zaciąganie pożyczek na rozszerzenie działalności - lub podnoszenie płac w celu konkurowania z pracownikami, którzy zdecydowali się walczyć na Ukrainie - stało się znacznie droższe. W niektórych regionach mężczyźni mogą otrzymać równowartość nawet rocznej pensji za samo zaciągnięcie się do wojska. W Moskwie oferują już blisko 60 000 dolarów za pierwszy rok kontraktu.
Reżim przejmuje się opinią tylko dwóch grup
Sam bank centralny przewiduje spowolnienie gospodarcze z powodu podwyżek stóp procentowych. Eksperci twierdzą, że istnieje niebezpieczeństwo, że polityka banku centralnego doprowadzi gospodarkę do stagflacji, czyli połączenia spowolnienia wzrostu i uporczywie wysokiej inflacji. Szefowa banku centralnego Elwira Nabiullina próbuje uspokoić krytyków. Odrzuca również niebezpieczeństwo stagflacji. - Rosyjska gospodarka znajduje się w punkcie zwrotnym, a w nadchodzących miesiącach można spodziewać się spowolnienia inflacji – powiedziała 25 października, ogłaszając podniesienie kluczowej stopy procentowej do 21 proc.
Reżim opinią zwykłych zjadaczy drożejącego chleba i masła się nie przejmuje. Nie może jednak lekceważyć nastrojów w dwóch grupach: żołnierzy powracających z frontu i wielkiego biznesu. Ci, którzy zostali powołani na front lub podpisali kontrakty na początku konfliktu, a teraz wracają z wojny, najwyraźniej dostrzegają pogorszenie swojej sytuacji ekonomicznej. Mogą czuć się poszkodowani, wszak premie za podpisanie kontraktów na początku wojny były kilkakrotnie niższe niż teraz. Wśród liderów biznesu i dyrektorów korporacji z kolei rośnie niezadowolenie z polityki banku centralnego. Ostrzegają przed wzrostem liczby bankructw przedsiębiorstw w związku z polityką monetarną. Bankructwa powinny jednak pomóc w rekrutacji mężczyzn do walki na Ukrainie, ponieważ Rosjanie, którzy nie mogą spłacić swoich długów, są bardziej skłonni zaciągnąć się do wojska – więc z punktu widzenia Kremla nie musi to być szczególnie złe zjawisko.
Bat na oligarchów
Siergiej Czemiezow, potężny szef państwowej megakorporacji Rostech, kolega Putina jeszcze z KGB, narzekał jeszcze przed ostatnią podwyżką, że wysokie stopy procentowe są „poważnym hamulcem dla dalszego wzrostu przemysłowego”. - Przy obecnym poziomie stóp procentowych, firmom bardziej opłaca się wstrzymać rozwój, a nawet zmniejszyć skalę działalności i ulokować środki na depozytach, niż prowadzić działalność i ponosić związane z tym ryzyko - powiedział z kolei Aleksiej Mordaszow, powiązany z Kremlem oligarcha, który stoi na czele największej firmy stalowej w Rosji. Reżim ma jednak instrument zdyscyplinowania wielkiego biznesu.
Chodzi o tzw. ponowną ocenę prywatyzacji z lat 90. XX w. Wiceminister finansów Aleksiej Moisiejew wprost przyznał, że majątek może zostać zajęty, jeśli został „nieprawidłowo sprywatyzowany”, obecny właściciel „nie jest w stanie skutecznie zarządzać majątkiem” lub „kieruje środki zarobione w Rosji na wsparcie sił zbrojnych Ukrainy”. W związku z tym strach i niepokój wśród rosyjskich liderów biznesu, którzy mogą zostać dotknięci „ponowną nacjonalizacją” swoich aktywów, wzrosły do tego stopnia, że Putin osobiście musiał zaprzeczyć, że doniesienia o takim przeglądzie od dawna sprywatyzowanych aktywów są prawdziwe.
Jednak powiązany z Kremlem kanał Telegramu Nezygar uważa, że „ponowna nacjonalizacja” miałaby na celu zwrócenie ważnych aktywów przemysłowych (wycenianych obecnie na 1,2 bln rubli, czyli 12,3 mld USD) sprywatyzowanych w latach 1990-2010 pod kontrolę państwa. Autorzy kanału sugerują, że oligarchowie tacy jak Piotr Kondraszow, Michaił Prochorow, a nawet Roman Abramowicz mogą wkrótce paść jej ofiarą tej „deprywatyzacji”. Taka polityka, pomimo jej nielegalności, może być całkiem skuteczna. Kreml pozbawia przedsiębiorców, którzy albo okazali się nielojalni, albo oczekuje się, że to zrobią, aktywów i dźwigni, które mogliby wykorzystać do wpływania na reżim. Jednocześnie przejęty majątek jest wykorzystywany do przekupywania pozostałych liderów biznesu i może - do pewnego stopnia - zagwarantować ich lojalność wobec rządu.
Upadek gospodarki może przyspieszyć Trump
Wzrost produkcji podstawowych rodzajów działalności gospodarczej spadł z 4,1 proc. w lipcu do 1,7 proc. w sierpniu. Ankiety wśród przedsiębiorców również odnotowały pogorszenie ocen bieżących warunków biznesowych. Pojawiły się wczesne sygnały ostrzegawcze, że konsumpcja prywatna również może zwalniać. - Gospodarka jest przegrzana, a tempo wzrostu musi spowolnić. Ale bardzo powolny wzrost - lub jego całkowity brak - nie oznacza, że gospodarka wkrótce się załamie. Oznacza to wolniejsze inwestycje i cięcia niektórych wydatków publicznych w nadchodzących kwartałach – mówi w rozmowie z Radiem Wolna Europa Laura Solanko z Instytutu Ekonomii Banku Finlandii.
Pełzający kryzys gospodarczy Rosji można przyspieszyć, a więc i przyspieszyć koniec wojny. Głównym mechanizmem presji są oczywiście ceny ropy. Dochody Rosji z „czarnego złota” to ok. 150 mld USD rocznie. Wszystko pożera wojna. Tymczasem Donald Trump, ponieważ prowadził kampanię w oparciu o walkę z inflacją, musi zresetować ceny na amerykańskich stacjach benzynowych poprzez zwiększenie podaży. Jak ją zwiększyć? Po pierwsze, zwiększenie produkcji ropy w USA. Po drugie, negocjacje z OPEC, aby obniżyć ceny ropy. Po trzecie, wojna handlowa z Chinami – oznaczająca spadek popytu w Państwie Środka – również obniży ceny. Jak więc widać, Kreml ma powody, by obawiać się prezydentury Trumpa – właśnie z powodu niemal pewnej zwiększonej presji gospodarczej i ciosu w podstawowe źródło dochodów państwa.
źr. RFE/RL, Jamestown Foundation, iStories, Radio Swoboda