Spis treści
Koniec kampanii wyborczej, hejt w sieci pozostaje
Osoby śledzące politykę w mediach społecznościowych, zwłaszcza na X, na pewno wiedzą, że użytkownicy wrażliwi na hejt, wulgaryzmy i tym podobne przykłady bogactwa języka polskiego, raczej za długo tam nie wytrzymają. Jakiekolwiek wydarzenie, wypowiedź, czy nawet pojawienie się (lub nie) nielubianego przez daną osobę czy grupę polityka od razu owocuje falą komentarzy nawet nie ocierających się o merytoryczną wypowiedź.
Nie chodzi bynajmniej o krytykę, odniesienie się do prezentowanych poglądów czy nawet szyderczą szpilę. Nie, mowa o wulgaryzmach albo innego typu obraźliwych tekstach mających zohydzić atakowaną postać i osoby, które ją popierają.
Internetowi hejterzy po wyborach
Co prawda (jeszcze?) takie się po wyborach samorządowych 2024 roku nie pojawiły, ale po wynikach głosowania z 2018 roku wielokrotnie można było przeczytać o „mieszkańcach Warszawy przywiezionych na sowieckich tankach”, czy o walce „trzeciego pokolenia UB z trzecim pokoleniem AK”. Oczywiście jest w tego typu stwierdzeniach pewnego rodzaju ponura finezja, wynosząca je ponad typowe dla internetu bluzgi, często nieortograficzne zresztą. Tym niemniej oskarżanie kogokolwiek o tak okropne rzeczy dlatego, że głosuje inaczej niż komuś się podoba, jest dość upiorne.
Zresztą nie jest to cecha wyłącznie wyborów samorządowych. Zdaniem wygłaszających tego typu„opinie” PiS zdobyło władzę w 2015 roku dzięki „ciemnogrodowi” z Podkarpacia czy Podlasia, natomiast obecna ekipa wygrała dzięki „lemingom” z warszawskiego Wilanowa (choć to już nieco archaiczne określenie) czy „fajnopolakom” z Jagodna we Wrocławiu.
Trolle czy influencerzy?
Oczywiście nieodłącznym elementem tego typu komentarzy jest używanie słów, które może i kiedyś coś znaczyły, ale obecnie są tylko obelgami – „lewak”, „faszysta”, „libek” czy “symetrysta”.
Pół biedy, gdy takie komentarze wygłaszają profile typu „Andrzej2343552” czy „Magda5656753”, założone dwa tygodnie wcześniej i za którymi prawdopodobnie kryją się Sasza czy inny Dima z rosyjskiej farmy trolli. Gorzej, gdy takie opinie zyskują poparcie polityków czy publicystów, którzy bez żadnych oporów je udostępniają, a ich autorzy, mimo że anonimowi, w jakimś stopniu kształtują dyskusję.
Oczywiście anonimowość w sieci może okazać się pozorna, co niedawno spowodowało ujawnienie tożsamości dwóch takich postaci, w tym wypadku wspierających jedną z rządzących partii. Nie ma co się jednak czarować, tego typu postacie o różnej sile oddziaływania kręcą się wokół wszystkich partii politycznych.
Nie chodzi też o to, by dyskusja była nadmiernie ugrzeczniona i wygładzona. Wręcz przeciwnie, spór, nawet ostry, jest istotą polityki. Również umiejętne zastosowanie ironii, kpiny, szyderstwa, a nawet czasami wulgaryzmów jest cechą raczej pozytywną. Na pewno to lepsze niż klepanie przekazów partyjnych, w którym specjalizuje się wielu polityków.
Polaryzacja szkodzi jakości debaty
Prawdopodobnie jest to głos wołającego na puszczy, bo oczekiwanie, że w mocno spolaryzowanym społeczeństwie, a zwłaszcza w social mediach, będzie możliwy konstruktywny dialog, jest marzeniem ściętej głowy. No, ale lekko parafrazując wiekowy już nieco utwór legendarnej Molesty:
„Nadzieja matką głupich? Jestem wśród nich, bo wierzyć nie przestanę”
I na koniec warto podkreślić, że oczywiście media społecznościowe są tylko jakimś wycinkiem rzeczywistości i traktowanie znajdujących się tam treści jako jedynego źródła informacji i opinii nie jest najlepszym pomysłem.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!