Ostatni mecz z Serbami co prawda przegraliśmy, ale przeciwnicy mocno się postawili, zagrali twardo, w sposób bardzo uporządkowany. A ci nasi zawodnicy, którzy znaleźli się w niedzielę na parkiecie nie bardzo mieli receptę na tego przeciwnika. I nie potrafili jej znaleźć. Z racji tego, że nie są zgrani. Dla nich to wszystko była nowość, ale samym rezultatem bym się nie przejmował. Jesteśmy przecież gospodarzem turnieju finałowego Ligi Narodów. I właśnie dlatego możemy sobie pozwolić na pewnego rodzaju eksperymenty w pracy. A nawet – na jakieś straty w punktach do rankingu.
Dużym, a nawet bardzo dużym plusem była postawa Artura Szalpuka, który świetnie się odbudował w sezonie ligowym, zespole Projektu Warszawa. A teraz w Japonii grał naprawdę znakomicie w tych trzech wygranych meczach. Te zwycięskie spotkania były w dużej mierze jego zasługą, to naprawdę on był ojcem sukcesu.
Jeśli zaś chodzi o najważniejsze wydarzenie minionego tygodnia w polskim sporcie, to oczywiście czapki z głów przed Igą Świątek. Triumf nad Karoliną Muchovą nie przyszedł łatwo, to był mecz pełen emocji. Spotkały się dwie tenisistki emanujące pasją, z których jedna gra może nie najpiękniejszy, ale bardzo skuteczny tenis, i Muchova, która gra tenis właśnie ładny, ale na całe szczęście nie aż tak skuteczny jak Świątek. Uważam, że po raz kolejny Iga udowadnia, że aktualnie jest ponad wszystko w kobiecym tenisie.
Wielkie gratulacje dla niej, dziewczynę z takim charakterem, sercem i przygotowaniem do walki można - ba, wręcz trzeba - wyłącznie podziwiać. I myślę, że nadużyciem wcale nie będzie, jeżeli napiszę - bo własnie tak uważam - że królowa tenisa jest teraz tylko jedna. I jest nią nasza Iga.
