Najłatwiej byłoby odpowiedzieć, że nie ma. Wielokrotnie chociażby z polskich trybun można było usłyszeć: „piłka nożna dla kibiców”. Mądre słowa w tej dyskusji wypowiedział także selekcjoner reprezentacji Hiszpanii Luis Enrique: „Granie w piłkę nożną bez kibiców jest smutniejsze niż tańczenie z własną siostrą”. Dodatkowo w Bundeslidze spora grupa kibiców opowiedziała się za bojkotem wznowienia piłki nożnej bez ich udziału.
Wielu zadało sobie zatem pytanie, po co piłka nożna wróciła w takim formacie? Przecież inne sporty nie wracają tak szybko. Nawet największe hity Bundesligi (na meczu Union – Bayern zasnąłem) bez publiczności w większości wyglądają jak mecze w klasie okręgowej. Jedynie sobotni mecz Bayern - Eintracht obronił się wysokim poziomem sportowym.
Wszystko rozchodzi się jak zwykle o pieniądze i szeroko pojęte finanse pozwalające na funkcjonowanie klubów piłkarskich. Podczas zawieszenia rozgrywek praktycznie na całym świecie, kluby stały się bezużyteczne. Wielu z nas zdało sobie sprawę, że można żyć bez piłki nożnej. Na początku pandemii w Polsce, kiedy zginęła pierwsza osoba w związku z koronawirusem, większość piłkarzy i sztabów zdecydowanie się postawiła, że nie chce grać (miało to miejsce jeszcze przed oficjalną decyzją rządu). Powód? Bezpieczeństwo.
Czytaj też: Lech Poznań do Mielca pojedzie autobusem. Hotel będzie pełnił rolę szatni
Okej. Można to zrozumieć, tylko dlaczego, kiedy w Polsce czy innych krajach ginie codziennie kilkanaście bądź kilkaset osób na wirusa SARS-CoV-2 nagle wracamy do gry? Czyli sytuacji zgoła odmiennej niż na początku marca.
Kluby przestały generować dochody. Ale nie polegało to na tym, że były one mniejsze. Nie było ich wcale, a wydatki były tylko niewiele mniejsze – utrzymanie kadry, stadionu, akademii itd. W Polsce długo za wzór uchodził Lech Poznań, gdzie właściciel Jacek Rutkowski zawsze marzył, by klub sam na siebie zarabiał. Skończyło się tak, że po dwóch miesiącach piłkarze i wszyscy pracownicy klubu musieli mieć obniżone pensje o 50 proc., a klub wystartował z akcją #wgóręserca, by dołożyć trochę do pustej kasy. A mówimy tu o Lechu Poznań, czyli jednym z najlepiej zarządzanych polskich klubów.
Zobacz też: Lech Poznań pożycza pieniądze od kibiców. Odda z wysokim procentem! Startuje akcja #wGóręSerca
Podobnie rzecz ma się w Bundeslidze i praktycznie w każdym kraju Europy (nie licząc Francji, Belgii, Holandii czy Szkocji, gdzie sezon zakończono). Kluby muszą grać, żeby zarabiać. Żeby eksponować sponsorów i własną markę, żeby telewizje, które płacą horrendalne pieniądze za transmisje meczów, miały co pokazywać swoim wkurzonym abonentom, którzy kolejny miesiąc płacą za oglądanie retro meczów. Dlatego musiała wrócić piłka, by znów generować jakiekolwiek zyski, chociaż według badań rynek piłkarski potrzebuje od 3 do 10 lat, żeby wrócić na poziom finansowy sprzed pandemii.
I teraz dochodzimy do kibiców, którzy w tej sytuacji są najbardziej poszkodowani. Zresztą brak kibica na trybunach, to nie tylko brak dopingu. To brak zarobku z całego dnia meczowego dla klubu, dla hoteli, parkingów czy punktów usługowo-gastronomicznych przy stadionie. Wszyscy tracą, a najbardziej tracą widowiska.
Przede wszystkim dłuższy brak kibiców na trybunach będzie powodował spadek zainteresowania dyscypliną. Co prawda pierwszy weekend Bundesligi zgromadził przed telewizorami kilka miliardów ludzi z całego świata, ale na dłuższą metę nie ma to sensu. Mecze nie mają atmosfery, a nawet sami piłkarze inaczej się zachowują i nakręcają przed takimi spotkaniami. Zresztą w Niemczech wyliczono, że w meczach bez udziału publiczności piłkarze zachowują się inaczej – decydują się na odważniejsze zagrania czy jest mniej gry kontaktowej i fauli.
Niemcy obecnie pokazują, na jakich warunkach ma wrócić piłka, która okazała się nie być niezbędna do życia przede wszystkim dla bezużytecznych w czasie pandemii klubów piłkarskich. Wszyscy patrzą na naszych zachodnich sąsiadów, czy ten eksperyment z zachowaniem wszystkich środków sanitarnych się uda. Jeśli się uda, to przejdzie się wtedy do następnego etapu - stopniowego powrotu publiczności. Na razie np. Borussia Monchengladbach postanowiła na trybunach postawić tekturowych kibiców (kibice mogą wykupić swoją atrapę, która będzie na trybunie), a polska telewizja Eleven Sport przeprowadza testy. Na dwóch kanałach leci ten sam mecz Bundesligi, ale na drugim jest wersja z podłożonym dopingiem z innego meczu danej drużyny, która jest gospodarzem konkretnego spotkania. Testy przyjmowane są z optymizmem przez fanów i są alternatywą dla namiastki atmosfery sprzed pandemii.
Pierwsze głosy o grze z kibicami pojawiły się w Czechach i Szwecji, gdzie od pierwszych kolejek jest plan powrotu z fanami, ale oczywiście z odpowiednimi obostrzeniami. Z kolei w czwartek pojawiła się informacja, że PZPN złożył do premiera projekt, który szumnie został nazwany „planem powrotu fanów na trybuny”. Piłkarska centrala w Polsce zdaje sobie sprawę, że na dłuższą metę granie bez publiczności nie przejdzie, chociaż mamy w tym duże doświadczenie (Lech Poznań w tym sezonie grał już mecz bez publiczności, a w zeszłym było ich nawet kilka).
PZPN chce, podobnie jak ze znoszeniem restrykcji, podzielić powrót publiczności na etapy. Argumentuje to „wydarzeniem na skalę światową”. W pierwszym z nich dopuszczalne byłoby zapełnienie 20 procent sektorów (W Poznaniu byłoby to prawie 8 tys. kibiców, czyli tyle, ile pod koniec 2019 roku pojawiało się na Bułgarskiej), ale wszystko rozpoczęłoby się od grupy 999 osób na stadionie. Ważne, że jest plan.
Podsumowując – piłka nożna bez kibiców nie ma prawa bytu. Kibice muszą wrócić na trybuny, bo za chwilę piłka nie miałaby do czego wracać, przynajmniej ta na najwyższym poziomie. Rozumiem głosy, że potrzebne było oczyszczenie. Że pieniędzy w piłce jest za dużo. Ale gdyby nie piłka, wielu ludzi nie miałoby pracy. W tym pewnie ja.
Następnym krokiem po szczęśliwym powrocie do grania musi być powrót kibiców na trybuny, bo straty spowodowane meczami przy pustych sektorach zaczną robić się kolosalne (nie mówiąc już o meczu Lech – Legia w Poznaniu).
W tym sezonie rewelacji nie oczekuję, ale oczekuję poważnej dyskusji nad jak najszybszym powrotem kibiców na mecze z zachowaniem bezpieczeństwa i rozsądku. W tym sezonie ludzie jeszcze zrozumieją grę przy pustych trybunach, ale w przyszłym już to nie przejdzie. Oby tylko koronawirus znowu nie pokazał, że w tej grze ma najlepsze karty i nie postanowi znowu storpedować futbolu oraz całego naszego życia.
A na koniec warto przypomnieć słowa św. Jana Pawła II, dlaczego w ogóle podejmowana jest taka dyskusja. „Ze wszystkich rzeczy nieważnych piłka nożna jest najważniejsza”. I ja się pod tym podpisuje.
Follow https://twitter.com/dobraszd?ref_src=twsrc%5EtfwBartosz Bosacki umożliwił dzieciom chorym na cukrzycę spotkanie z Robertem Lewandowskim. "Widać, że było to dla nich duże wydarzenie":
Zobacz też:
Lech Poznań: Naj, naj, naj Kolejorza w obecnym sezonie
Lech Poznań: Rezerwy Kolejorza szykuje się do wznowienia II ...
Lech Poznań: Mija 10 lat od mistrzostwa Polski i ostatniego ...
Lech Poznań: 11 najlepszych strzelców w historii Kolejorza w...
Sprawdź też:
- 50 zdjęć Poznania z lat 90. Wielu z tych miejsc nie poznasz!
- Poznań 1948. Zobacz, jak wyglądało miasto 3 lata po wojnie
- Tajny ośrodek pod Poznaniem. Przeprowadzano tu eksperymenty na ludziach?
- 30 zdjęć przedwojennego Poznania. Tak pięknie wyglądał!
- Tak wygląda schron pod zamkiem zbudowany dla Hitlera
- Poznań kiedyś i dziś. Zobacz, jak zmieniło się miasto
