"Szybko, jeszcze szybciej", tak można określić oczekiwania części komentatorów, polityków, ale też zwykłych użytkowników mediów. Przywykliśmy ostatnio, że obieg informacji jest błyskawiczny. Po ważnym wydarzeniu filmy, zdjęcia, informacje wysypują się lawinowo z mediów społecznościowych. Pożar na końcu świata? Widzimy to w czasie niemal rzeczywistym. Znajomi na plaży na Zanzibarze? Usłużny Facebook lub Instagram pokażą zdjęcia w ciągu minuty. Mamy poczucie, ze widzimy i wiemy natychmiast. Nie czekamy, tracimy do czekania cierpliwość.
Jednak czym innym podglądanie znajomych na rajskiej plaży, a czym innym codzienne życie i poważne problemy, z którymi mierzymy się każdego dnia.
Tu niecierpliwość bywa pułapką i to pułapkę zabójczą dla wiarygodności. Ostatnie tygodnie przyniosły wręcz natłok takich sytuacji.
Skażenie Odry? Po kilku godzinach "wiedzieliśmy, że to rtęć". Oczywiście piszę z przekąsem, bo informacje o rzekomej rtęci nie potwierdziły się po rzetelnej analizie. Jednak polityczne "grzanie rtęcią", wskazywanie winnych, wyszukiwanie firm rzekomo niszczących ekosystem zaczęło się w najlepsze. Po weryfikacji danych okazało się, że nikt nie czuje się winny, nikt nie przeprosił (dziś nikt za nic nie przeprasza), komentatorzy pognali w poszukiwaniu kolejnych sensacji.
Nie inaczej było w przypadku wybuchów rakiety (rakiet?) w Przewodowie. Na trudne, krytycznie ważne pytania oczekiwano natychmiastowych odpowiedzi. Bez śledztwa, bez wyjaśnień oczekiwano informacji tu i teraz, natychmiast. Szybko, ale czy wiarygodnie? W tym przypadku między szybkością jest fundamentalna sprzeczność. Ale to nie ważne, miało być szybko.
Ale jest przypadek jeszcze jeden - sprawa węgla dla polskich firm i obywateli. Przez cały wrzesień z mediów opozycyjnych płynął przekaz - "węgla nie ma i nie będzie". Straszenie obywateli zimą odbywało się dwubiegunowo. Z jednej strony straszył Gazprom w filmikach pokazujących, co się stanie jak zakręci kurki z gazem. Z drugiej strony politycy opozycji i lojalne wobec opozycji media wieściły czas bez węgla. Miało być zimno i strasznie. Wszystko oczywiście przez "nieudolny PiS". Oczekiwania dostępności węgla, taniego i innego niż rosyjski, były szybkie, zdecydowane, bezwarunkowe.
No właśnie, szybki. W handlu międzynarodowym i logistyce nic nie dzieje się "szybko", w rozumieniu czasów Internetu. Tu wszystko trwa, ale kończy się efektem realnym, a nie wirtualnym. Dziennikarze z Portalu Morskiego sprawdzili, jak wygląda sytuacja z importem węgla. Spojrzeli na niedzielę 20.11. I co wyszło z tych obserwacji? Tego dnia do polskich portów wpłynęły 3 statki z węglem, na redach przed portami stało statków 9, a w sumie węgiel do Polski płynął na 34 statkach. To potężny strumień ładunku, a mimo to politycy opozycji nie odnieśli się do tych danych. Bo te informacje burzą obraz nieudolności i braku działania. Ale to nie tylko wina polityków opozycji. To też przekleństwo naszych czasów. Bo w dobie Internetu cierpliwość nie jest w cenie. I zawsze można napisać, czemu te statki z węglem "płyną dopiero teraz". Głupie to by było? A jakże. Ale jak błyskotliwie wyglądałby taki komentarz np. na Twitterze...
CZYTAJ:Polska Moc Biznesu: Ewa Jankowska (Tauron): Węgla nie zabraknie i jest dobrej jakości
