Kto nie lubi sierpnia?
Dziennikarze, zwłaszcza ci polityczni, sierpnia nie lubią. Nudy: w polityce nic się nie dzieje, Sejm zamknięty na cztery spusty, parlamentarzyści w wakacyjnych rozjazdach. To w żargonie dziennikarskim początek tak zwanego sezonu ogórkowego -trzeba się mocno nagłowić, żeby coś sensownego napisać. W tym roku dziennikarze jednak zacierają ręce, na brak tematów nie mają co narzekać. Dzieje się! Tak w Zjednoczonej Prawicy, jak w koalicji rządzącej. W opozycji nawet wrze.
Na bohaterkę ostatnich dni wyrosła Beata Szydło. Pierwszoligowej polityk Prawa i Sprawiedliwości, ale też byłej premier, grunt pali się pod nogami. Już kilka dni temu w przestrzeni publicznej pojawiły się informacje, że Szydło na wrześniowym kongresie PiS straci funkcję wiceprezesa partii. Ponoć chodzi o to, że we władzach PiS potrzebna młodych ludzi, inna rzecz, że wśród wiceprezesów jest zbyt wielu europosłów, a tych zajmuje i odciąga od spraw krajowych praca w europarlamencie - to powody oficjalne.
„Jeśli tak bardzo nie chcecie mnie w kierownictwie PiS, to powiedzcie to publicznie, a nie biegajcie anonimowo szeptać dziennikarzom. Odwagi, Panowie!” - napisała dość emocjonalnie na platformie X Beata Szydło w odpowiedzi na te doniesienia.
W Małopolsce dzieje się ostatnio sporo
Szydło nie ma ostatnio dobrej passy, bo nieoficjalnym powodem wykreślenia jej nazwiska z władz partii, jeśli oczywiście do niego dojdzie, mają być wydarzenia w małopolskim PiS, a tam sporo się ostatnio działo.
- Sytuacja w sejmiku Małopolski wymaga przemyślenia i decyzji w oparciu o statut Prawa i Sprawiedliwości - mówił w Polskim Radiu 24 poseł Krzysztof Lipiec z PiS. I trudno nie przyznać mu racji.
Przypomnijmy, Łukasz Smółka został wybrany na marszałka województwa małopolskiego dopiero za szóstym podejściem. Wszystkie wcześniejsze próby wyłonienia marszałka Małopolski skończyły się niepowodzeniem, PiS wprawdzie posiada większość w gremium, ale część radnych tego ugrupowania nie godziła się na kandydaturę Łukasza Kmity, którego wskazał Jarosław Kaczyński i popierał Ryszard Terlecki. Radni kojarzeni z Beatą Szydło w fotelu marszałka województwa widzieli Witolda Kozłowskiego. 18 czerwca do Krakowa wybrali się nawet liderzy Prawa i Sprawiedliwości.
Jarosław Kaczyński rozmawiał z częścią lokalnych polityków Prawa i Sprawiedliwości o swoim faworycie. Presja prezesa nie pomogła. Kolejne głosowania nie przynosiły żadnych efektów. Po tygodniach konfliktu marszałkiem został Łukasz Smółka, również kojarzony ze środowiskiem byłej premier. Te wydarzenia mocno nadszarpnęły wizerunek Prawa i Sprawiedliwości jako partii zwartej, słuchającej swego lidera, przede wszystkim zaś podważały autorytet Kaczyńskiego. Spór wokół wyboru marszałka, czyli władzy w sejmiku małopolskim był od początku sprawą wewnętrznych walk w Prawie i Sprawiedliwości, w tym wypadku wojny między Ryszardem Terleckim a Beatą Szydło.
Prezes Kaczyński nie zostawił tej sprawy, zdecydował o gruntownej reformie małopolskich struktur Prawa i Sprawiedliwości, dokonał zmian pełnomocników struktur powiatowych, mówi się, że w ten sposób „bierze odwet i wycina ludzi Szydło”. I tak pod koniec lipca nową szefową krakowskich struktur PiS została małopolska kurator oświaty Barbara Nowak kojarzona z Ryszardem Terleckim.
„Ktoś musiałby stracić kontakt z rzeczywistością, żeby dymisjonować Michała Drewnickiego” - stwierdziła we wpisie zamieszczonym na portalu X Beata Szydło. Według niej Drewnicki to dla krakowskiego PiS „symbol i superszef struktur”. "
"A przede wszystkim to człowiek, który prowadził krakowski PiS w bardzo trudnym czasie. On walczył, gdy inni uciekali” - napisała. Dalej było o tym, że Prawo i Sprawiedliwość, właśnie dzięki pracy swoich lokalnych struktur, notuje w Małopolsce najlepsze wyniki w skali kraju. „Mimo to część działaczy PiS w Małopolsce opowiedziała się za dokonaniem wielu drastycznych ruchów kadrowych na stanowiskach lokalnych pełnomocników partii” - tłumaczyła Szydło na X.
Nie darował sobie Ryszard Terlecki, natychmiast odniósł się do tego wpisu.
„Jakieś dziwne lamenty nad wczorajszymi zmianami powiatowych władz PiS, które Zarząd Wojewódzki przeprowadził niemal jednogłośnie (1 wstrzymujący). A Pani Premier Szydło nie pofatygowała się na zebranie, które teraz krytykuje” - napisał na Twitterze Ryszard Terlecki.
Na reakcję Beaty Szydło nie trzeba było długo czekać. „Podziękowała” kolegom i koleżankom „za troskę o moją pozycję polityczną”. Jak zapewniła, radzi sobie dobrze.
„Nie musiałam, jak niektórzy małopolscy politycy, uciekać z Krakowa do innego okręgu ze strachu przed utratą miejsca w Sejmie” - dodała, uderzając w Terleckiego, który w ostatnich wyborach startował z Nowego Sącza, a nie z rodzinnego Krakowa.
Cóż, wojna jak wojna, tyle tylko, że między dwoma prominentnymi politykami Prawa i Sprawiedliwości, sytuacja nie do pomyślenia jeszcze kilka miesięcy temu. Ale też małopolska potyczka w konsekwencji osłabiła pozycję Beaty Szydło, tym bardziej że była premier nie została współprzewodniczącą frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, a jej polityczny sojusznik Zbigniew Ziobro z powodu choroby usunął się z życia politycznego. Może dlatego niektórzy w PiS postawili już na Szydło krzyżyk i stąd jej „Odwagi Panowie!”
Według medialnych doniesień z funkcją wiceprezesa miałby się też pożegnać Antoni Macierewicz, mówi się również o Mariuszu Kamińskim. Na swoich stanowiskach pozostaliby Joachim Brudziński, Mateusz Morawiecki i Mariusz Błaszczak.
Prawo i Sprawiedliwość postanowiło zareagować na te medialne spekulacje.
„W związku z pojawiającymi się medialnymi rewelacjami, w imieniu kierownictwa PiS pragnę zwrócić uwagę, że nikt nigdy nie stawiał sprawy usunięcia z funkcji wiceprezesów partii p. premier Beaty Szydło oraz p. ministra Antoniego Macierewicza” - napisał na platformie X rzecznik PiS Rafał Bochenek. Zapewnił, że medialne doniesienia w tej sprawie są fałszywe.
„Wszelkie medialne publikacje w tej sprawie są nieprawdziwe i mają na celu kolejny raz uderzyć w PiS oraz integralność naszego środowiska politycznego. Siłą naszej partii jest zjednoczenie i współpraca, bo tylko w ten sposób jesteśmy w stanie wygrać bitwę o Polskę i uchronić naszą Ojczyznę przed gospodarczo-polityczną degradacją” - czytamy we wpisie.
Będzie jeszcze większe trzęsienie ziemi w PiS?
Może i tak, ale zmiany w kierownictwie partii, to ponoć nie wszystko. Jak pisze Onet, prezes szykuje w PiS prawdziwe trzęsienie ziemi. Zamierza jesienią ponownie postawić na nogi struktury lokalne, roszady wśród działaczy mają wskrzesić oddolnego ducha walki o zwycięstwo. Chce też odmłodzić partię, postawić na takich polityków jak Paweł Jabłoński, Zbyszek Bogucki czy Anka Gembicka.
Wirtualna Polska donosi z kolei, że w partii zrodził się pomysł stworzenia Rady Naczelnej, która miałaby zajmować się bieżącym zarządzaniem partią. Rada ma się składać z dwóch gremiów. Jedną będą stanowić politycy z prezydium komitetu politycznego partii i politycy tzw. zakonu Porozumienie Centrum. Drugą część - politycy PiS z młodszego pokolenia. Te informacje potwierdził Jacek Sasin, były minister aktywów państwowych.
- Na jesiennym kongresie PiS zapadną zmiany w statucie partii tak, aby stworzyć nową strukturę zarządzania z udziałem m.in. młodych polityków. Decyzję, kto wejdzie w skład nowych władz partii, podejmie niedługo po kongresie Rada Polityczna PiS - powiedział polityk Polskiej Agencji Prasowej.
Czy to pogodzi ścierające się ze sobą frakcje? Mało prawdopodobne. W PiS widać wyraźnie ruchy odśrodkowe, walkę o wpływy i schedę po Jarosławie Kaczyńskim, a to wszystko trakcie poszukiwania kandydata na prezydenta i rozmów z Suwerenną Polską, które też będą wyznaczać pozycje poszczególnych graczy po tej stronie sceny politycznej.
Na sobotniej konferencji prasowej, w której uczestniczył Jarosław Kaczyński, Mariusz Błaszczak i Zbigniew Bogucki, prezes PiS został zapytany o potencjalnego kandydata na prezydenta.
- Jestem przekonany, że gdybyśmy rządzili, to ten pan byłby prezydentem - powiedział wskazując na Błaszczaka. - Co do tego nie mam wątpliwości, tylko przestał być ministrem obrony narodowej i wobec tego jego ekspozycja medialna bardzo osłabła. Były też różne, inne wydarzenia - nie z jego winy - żeby było jasne -dodał. Przyznał, że przewodniczący klubu wciąż jest na liście rozważanych kandydatów na prezydenta.
Jak podają media, w grze jest kilka nazwisk. Ewentualni kandydaci, których trzeba by jednak mocno wypromować, bo nie są wystarczająco rozpoznawalni, to: Tobiasz Bocheński (europoseł PiS i były kandydat tej partii na prezydenta Warszawy), Karol Nawrocki (prezes IPN), Zbigniew Bogucki (poseł PiS i były wojewoda) i Waldemar Buda (europoseł PiS, były minister rozwoju). Na liście są też były premier Mateusz Morawiecki, były szef MON Mariusz Błaszczak, europoseł Suwerennej Polski Patryk Jaki i były minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Inne media podają, że w grze wciąż pozostają Kacper Płażyński i Andrzej Śliwka.
PiS miał zlecić odpowiednie badania, które potem mają być skierowane do pogłębionych analiz i na ich podstawie partia, czy sam prezes, ma wybrać swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Ponoć Jarosław Kaczyński szuka mężczyzny względnie młodego, ale z dorobkiem i doświadczeniem, przebojowego, obytego w świecie, ale jednocześnie „bliskiego ludu”, hardego w walce i odpornego na presję.
Wiadomo, że o prezydenturę chciałby powalczyć Mateusz Morawiecki, ale jego nazwisko nie jest ponoć na szczycie listy, chciała wspomniana już wcześniej Beata Szydło - ona w tym plebiscycie w ogóle się nie liczy. W grze jest za to Patryk Jaki, jego kandydatura pojawia się w kontekście ewentualnego wchłonięcia Suwerennej Polski przez Prawo i Sprawiedliwość, o czym mówi się od kilku tygodni, a dokładnie od dnia, kiedy Janusz Kowalski, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polityków tej partii, opuścił jej szeregi.
- Moim zdaniem to przejście jest pierwszym sygnałem, że Suwerenna Polska zostanie rozparcelowana - skomentował w rozmowie z „Rzeczpospolitą” odejście Kowalskiego z Suwerennej Polski, prof. Antoni Dudek, politolog z UKSW. - PiS sobie wybierze tych polityków, którzy z tych czy innych względów będą mu odpowiadać. Reszta zostanie na lodzie. Najpewniej to będą ci, na których są najcięższe papiery w prokuraturze. To jest najbardziej prawdopodobny scenariusz. Zbigniew Ziobro jest poza polityką i jest to jedyna osoba, która potrafiła to środowisko utrzymać razem - dodał profesor.
Problem Suwerennej Polski to przede wszystkim nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości, niektórzy uważają, że to największa afera za czasów rządów Zjednoczonej Prawicy. Długo by pisać o jej kulisach, najkrócej rzecz ujmując chodzi o to, że Ministerstwo Sprawiedliwości pod kierownictwem Zbigniewa Ziobry z pieniędzy, które miały być przeznaczone na pomoc ofiarom przestępstw finansowało kampanie wyborcze polityków Suwerennej Polski albo przekazywało te środki fundacjom, które nikomu nie pomagały. Sprawę prowadzi Prokuratura Krajowa, a grupa polityków SP, która może usłyszeć niebawem zarzuty jest całkiem spora. Sytuacja Suwerennej Polski jest więc nie do pozazdroszczenia: perspektywa zarzutów dla kolejnych polityków tej formacji, słabe struktury w terenie, brak budżetowych pieniędzy, a wraz z utratą władzy przez Zjednoczoną Prawicę - także intratnych stanowisk, do tego choroba lidera, jednej osoby, z którą musiał się liczyć Jarosław Kaczyński. Ale o połączeniu PiS-u z Suwerenną jakby ostatnio ucichło, ponoć prezes zastanawia się, czy ten ruch wyjdzie mu na dobre i czy w ogóle warto stawiać na ludzi Ziobry.
Oprócz poszukiwań kandydata na prezydenta Suwerennej Polski, z którą nie za bardzo wiadomo, co zrobić, gaszenia frakcyjnych wojenek, Kaczyński ma jeszcze jeden kłopot i to chyba najważniejszy - widmo utraty subwencji, która pozbawiłaby jego partię ładnych kilkunastu milionów złotych.
Na wrześniowym kongresie ma być jednak radośnie, z pompą, z nową energią. PiS ma się pokazać jako partia także młodych ludzi, prezes już teraz coraz częściej pokazuje się wśród polityków młodszego pokolenia, ma być o zwycięstwie, o przyszłości i złych rządach Donalda Tuska.
Co dzieli partnerów koalicji?
Bo po drugiej stronie też sporo się dzieje. Koalicję rządząca dzielą przede wszystkim sprawy światopoglądowe. W Sejmie przepadła ustawa o dekryminalizacji pomocy aborcji, od tygodni trwają dyskusje wokół ustawy o związkach partnerskich.
Hamulcowym w tych wszystkich kwestiach jest przede wszystkim Trzecia Droga, a konkretnie ludowcy. Ci spotkali się z dużą krytyką, zwłaszcza ze strony środowisk kobiecych i pozostałych koalicjantów.
- To my zdecydowaliśmy, że po raz kolejny premierem jest Donald Tusk - stwierdził szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz podczas Rady Naczelnej PSL. - Stworzyliśmy koalicję, bo taka była wola wyborców, w którą zawsze się wsłuchujemy, ale podjęliśmy tę decyzję świadomie. To nie znaczy, że nie mamy swojego zdania. PSL nie był, nie jest i nie będzie niczyim wasalem - dodał.
Mocne? Mocne. Swego czasu do ostrej wymiany zdań doszło między marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią i szefową klubu Lewicy Anną Marią Żukowską. Hołownia podczas spotkania z wyborcami przyznał, że w koalicji rządzącej są różnice, jeśli chodzi o podejście do aborcji.
- Mówiąc o tej kwestii trzeba nam spokoju i cierpliwości, aby walcząc o dobro, nie wprowadzić więcej zła - mówił.
Na portalu X zareagowała Anna Maria Żukowska, znana z ciętego języka.
„Wyp….alaj z tym spokojem” - napisała.
Wcześniej wezwała Hołownię, by „wreszcie dotrzymał słowa”, chodziło o ustawy aborcyjne. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia, choć początkowo mówił, że projekty będą procedowane na posiedzeniu w dniach 6-8 marca, zdecydował o przesunięciu prac nad nimi na 11 kwietnia.
- Już słyszeliśmy, że ten tydzień będzie dobry, a może kolejny, może jeszcze następny. Na początku słyszałyśmy, że wystarczy, że ukonstytuuje się Sejm. Potem, że ukonstytuują się komisje. Potem, że jeszcze będą jakieś inne projekty składane, innych ugrupowań. Zostały złożone. Na co jeszcze czekamy, panie Hołownia? - pytała Żukowska.
Ale nie tylko kwestie światopoglądowe dzielą koalicjantów. Co do składki zdrowotnej też pomysłów jest kilka. Trwają właśnie dyskusje nad zmianami, które miałyby wejść w życie od początku przyszłego roku. Jest sprawa podatków, zakazu handlu w niedzielę czy ostatnio zakazu hodowli zwierząt futerkowych - z każdym tygodniem przybywa projektów stawiających pod znakiem zapytania jedność koalicji.
Wydaje się więc, że do zgrzytów będzie w niej dochodziło częściej.
- Myślę, że takie zgrzyty będą nieuchronne, ponieważ mniejsze formacje są niejako skazane na przypominanie o swoim istnieniu, bo inaczej wyborcy mogliby zacząć się pytać: „To dlaczego nie startujecie z jednej listy? Może powinniście zostać jedną partią”. Sondaże także będą wpływały na apetyty bądź spadek apetytów poszczególnych uczestników koalicji. Wreszcie są jakieś odmienności ideowe między partiami, w niektórych kwestiach większe, w innych mniejsze - mówił mi ostatnio prof. Rafał Chwedoruk, politolog. - A więc tak, do zgrzytów będzie dochodzić, ale na sali sejmowej nie widać, póki co, żadnej możliwości powstania alternatywnej większości. Bardzo dużo musiałoby się w polskiej polityce zmienić, między innymi prawica dalej musiałaby mieć swojego prezydenta, żeby pojawiły się przesłanki do powstania takiej koalicji - dodał prof. Chwedoruk.
I tłumaczył, że nowe kontury polskiej polityki zostaną wyznaczone przez wynik podwójnych wyborów prezydenckich i przez koniunkturę gospodarczą. Ważne, czy ta koniunktura będzie słabła czy nie, kto zostanie prezydentem w Stanach Zjednoczonych i kto będzie prezydentem w Polsce. Te trzy elementy wyznaczą porządek w polskiej polityce od mniej więcej 2026 roku.
Pierwszy krok - to wybory prezydenckie w Polsce. To na nich skupia się obecnie koalicja rządząca i opozycja. Może właśnie dlatego sierpień nie daje nam politycznego oddechu.
