Smutny dzień w Ameryce, doliczono się już sto tysięcy śmiertelnych ofiar koronawirusa . Stało się to w czasie krótszym niż cztery miesiące.
Ten śmiertelny bilans można porównać do liczby amerykańskich żołnierzy i kobiet zabitych w walkach w Korei, Wietnamie, Iraku i Afganistanie w ciągu 44 lat.
W żadnym innym kraju na świecie nie było tylu ofiar. Pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem wykryto 21 stycznia w stanie Waszyngton.
Na całym świecie odnotowano już 5,6 miliona zakażeń koronawirusem i 355 tysięcy zgonów od czasu pojawienia się pandemii w chińskim mieście Wuhan pod koniec ubiegłego roku.
Jednak według Johns Hopkins University w stanie Maryland, który śledzi pandemię pod względem śmiertelności, Stany Zjednoczone plasują się na dziewiątym miejscu pod względem umieralności, po takich między innymi krajach, jak Belgia, Wielka Brytania, Francja i Irlandia.
To jeszcze nie koniec epidemii w Stanach Zjednoczonych. Jak bowiem pokazują badania Reutera dwadzieścia stanów zgłosiło wzrost liczby nowych przypadków zakażeń koronawirusem w kończącym się właśnie tygodniu.
Do takich należą między innymi Karolina Północna, Wisconsin i Arkansas. Liczba zakażeń utrzymuje się także w metropoliach, w tym w Chicago, Los Angeles i na przedmieściach Waszyngtonu.
Pozytywne jest natomiast to, że niektóre dotknięte epidemią stany odnotowują spadek śmiertelności. Dotyczy to np. Nowego Jorku, w którym zmarło już z powodu koronawirusa 21 tysięcy ludzi.
W szczycie epidemii każdego dnia w Wielkim Jabłku umierało po kilkaset osób. Szpitale były przepełnione, brakowało respiratorów, a prowizoryczne kostnice budowano poza zakładami opieki zdrowotnej.
Koronawirus pojawił się bardzo szybko w polityce. Na przykład oskarżany o powolne działania na tym poluprezydent Donald Trump przekonuje, że bez działań jego administracji liczba śmiertelnych ofiar byłaby 25 razy wyższa.
Zarzucano też wielu gubernatorom, że nie potrafili w porę dostrzec zagrożenia, jakie epidemia może wywołać w domach opieki społecznej. Dochodziło tam do masowych zakażeń i zgonów starszych, schorowanych ludzi.
Początkowo prezydent Trump bagatelizował pandemię, porównując ją lekceważąco do sezonowej grypy. W lutym mówił, że Stany Zjednoczone mają wirusa pod kontrolą i do kwietnia Ameryka się z nim pożegna.
W swoich wystąpieniach podawał różną skalę możliwych śmiertelnych ofiar koronawirusa,od 50 do 60 tysięcy, następnie mówił o 70 tysiącach, by wspomnieć w końcu o poziomie „znacznie poniżej 100 tysięcy”.
Żadna z tych prognoz się nie sprawdziła, ofiar nadal przybywa, choć w znacznie wolniejszym tempie.
Trump przekonywał też niedawno, że największa liczba potwierdzonych zakażeń koronawirusme na świecie ma miejsce w Stanach Zjednoczonych oznacza, że stosowane testy w USA są lepsze od tych wykorzystywanych przez inne kraje.
Z badań naukowców Columbia University w Nowym Jorku wynika, że liczba śmiertelnych ofiar epidemii byłaby niższa w USA o 36 tysięcy, gdyby administracja Donalda Trumpa zadziałała wcześniej.
.
