Przed Sądem Okręgowym w Warszawie trwa proces znanego polityka PO Sławomira Neumanna, a także Adama T., Agnieszki O. oraz Krzysztofa R. Akt oskarżenia w sprawie oszustw przy kontraktowaniu i realizacji usług medycznych z zakresu okulistyki w Mazowieckim Oddziale Wojewódzkim Narodowego Funduszu Zdrowia w latach 2012-2014 Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze, która prowadziła śledztwo, skierowała w 2020 r.
"Sprawa Neumanna budziła ogromne zainteresowanie"
- Znam pana Adama T., ponieważ był dyrektorem w NFZ w czasie, gdy ja również współpracowałem z NFZ. W latach 2012-2014 zajmowałem się wsparciem rzecznika i biura prasowego NFZ. Udzielałem dziennikarzom informacji dotyczących kliniki S. (sąd zakazał podawania pełnej nazwy placówki - przyp. red.). Byłem również świadkiem w procesie dziennikarzy tygodnika „Wprost” - mówił na rozprawie 26 kwietnia Piotr C., były pracownik NFZ.
Przypomnijmy, że Sąd Okręgowy w Warszawie wyrokiem z 20 grudnia 2016 roku oddalił w całości powództwo Sławomira Neumanna przeciwko Agencji Wydawniczo-Reklamowej „Wprost” i Sylwestrowi Latkowskiemu ówczesnemu redaktorowi naczelnemu. Polityk domagał się przeprosin i zapłaty kwoty 20 tysięcy złotych na cel społeczny, w związku z rzekomym naruszeniem jego dobrego imienia i godności w materiałach prasowych pt.: „Jeszcze zdrowszy przekręt”, „Panie premierze, kryje pan przekręty?”, „Neumann – przypadek kliniczny”, „Patologiczna lojalność premiera” oraz „Kłamstwa ministra Neumanna”. Sąd w ustnych motywach wyroku wskazał wielokrotnie na to, że dziennikarze opisali prawdę.
- Sprawa Sławomira Neumanna była obiektem wielkiego zainteresowania dziennikarzy. Zdarzały się co prawda sprawy, które również wywoływały duże zainteresowanie mediów, ale takiego zainteresowania, jak sprawa kliniki S. i ministra Neumanna nie miała inna żadna sprawa. W mojej opinii Sławomir Neumann wykazywał się wysoką i szczególną aktywnością, co mogło przez inne osoby być postrzegane jako wywieranie wpływu - przyznawał były pracownik biura prasowego NFZ.
- Skąd u pana taka ocena Sławomira Neumanna? - dopytywał świadka sędzia.
- Przepracowałem w NFZ dwa lata. W tej sprawie było wysokie napięcie, spływało dużo dokumentów. W tym czasie wyrobiłem sobie taką opinię o panie Neumannie - odpowiedział mężczyzna.
Świadek mówił także o dopłatach do soczewek, co jest clue sprawy kliniki S. - Wiem, że w tamtym czasie takie dopłaty były także w innych krajach europejskich. Na pewno w Czechach. Ale w NFZ przez wiele lat istniało przeświadczenie, że jeśli pacjenci idą do placówki opatrzonej logiem NFZ, to nie powinni w niej nic dopłacać - podkreślał Piotr C.
Neumann nie przyznaje się do winy
Sławomir Neumann, podobnie jak żaden z innych oskarżonych, nie stawił się 26 kwietnia na rozprawie. W sądzie ostatnio widziany był... 20 grudnia. W złożonych wówczas wyjaśnieniach nie przyznał się do winy.
- Klinika S. składała do ministerstwa pisma, w których skarżyła się na działania NFZ. Te pisma były kierowane do Departamentu Ubezpieczeń Zdrowotnych, który odpowiadał za nadzór nad NFZ. W pewnym momencie miałem wrażenie, że pisma te wpływały już do ministerstwa co drugi dzień. Ale sprawa była dosyć prosta, dotyczyła niezachowania terminów. Nigdy nie przygotowywałem własnoręcznie żadnego pisma. Jedyną rzeczą, którą sam zrobiłem i podpisałem była kartka świąteczna. Każde pismo przygotowuje odpowiedni departament. Pracownicy doskonale wiedzą sami, co mają robić. Skarg na działania NFZ jest prawdopodobnie kilkadziesiąt rocznie. Na bieżąco rozpatrują je pracownicy departamentów. Ja nigdy żadnej sprawy nie polecałem przyspieszać, czy rozwiązywać - mówił.
O co chodzi w sprawie?
Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte na skutek zawiadomień o przestępstwie złożonych w 2013 r. przez Prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia, Dyrektora Mazowieckiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ oraz pacjentów kliniki. Aktem oskarżenia objęci zostali między innymi Sławomir Neumann, ówczesny Sekretarz Stanu w Ministerstwie Zdrowia oraz Adam T., ówczesny Dyrektor Mazowieckiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia.
Jak informowała Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze, stawiane im zarzuty dotyczą "przekroczenia uprawnień służbowych w celu osiągnięcia korzyści majątkowych w kwocie 13,5 mln zł przez warszawską klinikę medyczną". Aktem oskarżenia objęto również Krzysztofa R. i Agnieszkę O. – prezesa i wiceprezesa zarządu Kliniki S. Prokuratura zarzuciła im między innymi oszustwa na szkodę ponad 2000 pacjentów kliniki. Według prokuratury, kierowana przez nich lecznica miała nałożyć na pacjentów dodatkowe, sprzeczne z obowiązującymi przepisami dopłaty do zabiegów usunięcia zaćmy w łącznej kwocie blisko 2,5 mln zł.
"Przedstawiciele spółki informowali pacjentów, że soczewki proponowanej przez nich firmy wszczepiane w związku z zabiegiem usunięcia zaćmy nie są refundowane i należy za nie uiścić dodatkową opłatę 600 lub 1500 zł - w zależności do modelu. W rzeczywistości świadczenia te były w całości finansowane przez NFZ. Ponadto wbrew ich zapewnieniom, dodatkowo płatne soczewki nie miały właściwości, o jakich zapewniali, a ich średnia cena była faktycznie niższa od szacunkowej ceny soczewki ustalonej przez NFZ i Polskie Towarzystwo Okulistyczne dla zabiegu usunięcia zaćmy" - podała Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
rs