Dorota Kania: Święto Najjaśniejszej Rzeczpospolitej

Dorota Kania
Dorota Kania
Odzyskanie niepodległości od zawsze było dla mnie wyjątkową uroczystością - stało się to za sprawą mojego dziadka, ułana II Rzeczpospolitej. W jego opowieściach przewijał się Naczelnik - Józef Piłsudski, Bitwa Warszawska, w której brał udział i bolszewicy, których nazywał „czerwoną zarazą”. Ten pogląd nie był czymś wyjątkowym w Galicji; podobnie myśleli ci, którzy zetknęli się z rosyjskim najeźdźcą.

W ciemnych czasach PRL-u nie można było mówić dobrze o II Rzeczpospolitej, Józefie Piłsudskim, Romanie Dmowskim, Ignacym Daszyńskim; Ignacy Paderewski był wyłącznie pianistą, a Wincenty Witos działaczem ludowym z podtarnowskich Wierzchosławic. Nie można było świętować 11 listopada; na szczęście miałam w domu świadka historii, który mówił mi o tym jednym z najważniejszych wydarzeń w jego życiu. Dziadek nie doczekał upadku PRL-u; zmarł zanim pojawiła się nadzieja na zmianę systemu. Nie dane mu było żyć w III RP; myślę, że byłby bardzo szczęśliwy, widząc jak przywracana jest pamięć o Ojcach Niepodległości. Tych, którzy bez względu na różnicę poglądów wysiedli na Przystanku Niepodległość, bo dla nich najważniejsza była wolna Ojczyzna.

W 1989 roku 11 listopada stał się świętem państwowym, ale - co za ironia - ówczesny prezydent Wojciech Jaruzelski nadal uznawał 22 lipca jako Narodowe Święto Odrodzenia Polski. Czasy się zmieniały, ale nadal w środowiskach wywodzących się ideowo wprost zza wschodniej granicy dominują słowa Jaruzelskiego - komunistycznego satrapy, które obowiązywały w czasach PRL: „Najbardziej skrajne, opozycyjne siły, o jawnie kontrrewolucyjnym charakterze, prą do swego rodzaju konfrontacji. Musimy być bardzo wyczuleni na dzień 11 listopada. Przede wszystkim wszelkiego rodzaju zaporowe działania w propagandzie, w innych formach zastosować, aby ten dzień nie był wykorzystany w sposób niebezpieczny przez siły nam wrogie”.

Te „wrogie siły” są widoczne dla części lewicowych mediów, a zwłaszcza dla „Gazety Wyborczej”. W 2010 roku red. Seweryn Blumsztajn z innymi aktywistami „przywitał” uczestników Marszu Niepodległości w pasiaku (takim, jaki nosili więźniowie w niemieckich obozach śmierci), z transparentem „Faszyzm nie przejdzie”. Narracja miała być jedna: ci, co świętują w marszach odzyskanie niepodległości, to faszyści. Później była lewacka Antifa, która „pokojowo” używała kastetów, pomalowany na czarno redaktor „Gazety Wyborczej” Jacek Hugo-Bader zdziwiony, że na Marszu Niepodległości nie biją Murzynów i parę innych wydarzeń kreowanych przez redaktorów z Czerskiej, których pomysły wyglądały tak, jakby zrodziły się w krainie absurdu.

Przez ostatnie 12 lat Marsz Niepodległości wpisał się w obchody 11 listopada - nie chodzą w nim mityczni „faszyści”, ale Polacy, którzy świętują odzyskanie naszej Ojczyzny.

W tym roku obchody będą szczególne ze względu na wojnę, która toczy się za naszą granicą. Rosyjski agresor po raz kolejny chce poszerzyć swoje terytorium; odzyskać wpływy i umocnić je tam, gdzie już je ma. Warto o tym pamiętać.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl