Policjanci pojechali na wieś do jego domu, by powiadomić rodzinę o wypadku. Nikt nie otwierał drzwi. Dostali się do środka i tam – w łóżku – znaleźli ciało kobiety. Według wstępnych ustaleń, została dwa razy pchnięta nożem. Miała też podcięte gardło. Wykrwawiła się na śmierć.
Małżeństwo, w którym doszło do tragedii, miało kilkunastoletniego syna. Chłopak rano wychodził z domu. Pomiędzy jego wyjściem a wypadkiem, w którym ranny został mąż kobiety, minęło dwadzieścia minut.
Czy to mąż zabił żonę, a później próbował popełnić samobójstwo? Jest zdecydowanie zbyt wcześnie, by snuć takie domysły. Prokuratura mówi tylko, że wszczęto śledztwo w sprawie zabójstwa i że są przypuszczenia dotyczące sprawcy. Ale nic więcej śledczy nie ujawniają. Wiemy nieoficjalnie, że policja szukała noża, który miał być użyty w zbrodni. Sprawdzano, czy był w rozbitym aucie, którym uderzył w drzewo mąż kobiety. Ale nie było go.
Wiadomo też, że mężczyzna poważnie ranny w samochodowym wypadku miał problemy ze zdrowiem psychicznym. Był pod stałą opieką lekarza, brał leki.
Sąsiedzi z wioski, w której doszło do dramatu, przedstawiają małżeństwo jako zgodne, bardzo się kochające i szczęśliwe. On miał firmę budowlaną. Jak mówią, był dobrym budowlańcem. Ona pracowała w jednej z firm w Bielanach Wrocławskich. Nie było – przekonują sąsiedzi – żadnych problemów z nadużywaniem alkoholu.
– Zawsze wydawało mi się, że jedno jest w stanie wskoczyć za drugim w ogień, by mu pomóc – powiedział nam jeden z sąsiadów.
Tylko te problemy ze zdrowiem psychicznym... Ostatnio mężczyźnie zdarzyło się, że wyszedł z domu i nikt nie wiedział, gdzie on jest. Szukała go rodzina i policja. Po czterech dniach wrócił. W wiosce mówiło się, że stracił pamięć.
Dziś – choć prokuratura dopiero zaczęła śledztwo – ludzie są pewni, że wiedzą, co się stało.
– Najbardziej szkoda ich 17-letniego syna. Ma przed sobą całe życie, a tu taka tragedia – dodaje ktoś inny.