Nowy Jork, USA
To nieprawda, że demokracja i współpraca gospodarcza to najlepsze sposoby budowaniu pokoju. Stabilny ład można osiągnąć tylko poprzez zabiegi dyplomatyczne - przekonuje Charles Kupchan w swej najnowszej książce. Profesor Kupchan, politolog związany z Georgetown University, wydał właśnie książkę ''Jak wrogowie stają się przyjaciółmi''.
I analizując przykłady z historii dawnej oraz nowej, dochodzi do wniosku, że podstawą są działania dyplomatyczne. Dowodem idealnym na poparcie tej tezy jest kongres wiedeński, który odbywał się w latach 1814-15. Wcześniej Europą wstrząsnęły wojny rozpoczęte przez Napoleona.
Negocjacje podjęte podczas tego kongresu zakończyły się sukcesem i zaprowadziły na kontynencie ład, który obowiązywał przez ponad trzy dekady - w historii ówczesnej regularnie wstrząsanej przez wojny Europy było to wydarzenie bez precedensu. Przykładów podobnych działań dyplomatycznych, które pozwoliły stworzyć stały ład, Kupchan podaje więcej. Co więcej, podkreśla, że demokratyczne rządy wcale nie są gwarancją pokoju - a państwa autorytarne także są w stanie na długo ustabilizować sytuację.
Wysłanie przez Obamę specjalnego przedstawiciela na Bliski Wschód tuż po zaprzysiężeniu jest dowodem na wiarę prezydenta USA w to, że wrogowie mogą stać się przyjaciółmi
Tak było choćby w ZSRR, gdzie przez dziesięciolecia panował wewnętrzny ład, mimo że gospodarz Kremla nie był nigdy wybierany w demokratycznych wyborach. Jak podkreśla Kupchan w swej książce, świadomym siły skuteczności dyplomatycznych zabiegów jest Barack Obama.
Dowodem na to ma być m.in. fakt, że już dwa dni po zaprzysiężeniu na prezydenta wyznaczył specjalnego wysłannika na Bliski Wschód, który pomaga negocjować między Izraelem i Palestyńczykami. Dla Kupchana to najlepszy dowód na wiarę Obamy w to, że wrogowie mogą stać się przyjaciółmi.
Syrta, Libia
Albo Amr Moussa nie zna najnowszej książki Charlesa Kupchana, albo nie zgadza się ze stawianymi przez niego tezami - w każdym razie proponowana przez niego strategia rozmów z Izraelem nie ma nic wspólnego z dyplomacją. Moussa, sekretarz generalny Ligi Arabskiej, w przeddzień szczytu tej arabskiej organizacji przedstawił projekt wspierania Palestyńczyków. Da się go streścić krótkim hasłem: żadnych ustępstw więcej wobec Izraela. Przejawić ma się to przede wszystkim większym zbliżeniem się państw arabskich.
Ministrowie spraw zagranicznych tych krajów podjęli decyzję o utworzeniu specjalnego funduszu o wartości 500 mln dol., z którego finansowana będzie pomoc dla Palestyńczyków mieszkających w Jerozolimie. Dzięki tym pieniądzom mają oni zyskać środki obrony przeciw izraelskim osadnikom.
Moussa przedstawił także koncepcję stworzenia: ''Nowej arabskiej polityki sąsiedztwa''. Miałaby ona służyć nie tylko zacieśnieniu więzów między krajami arabskimi, ale także zaktywizowaniu państw położonych na Bliskim Wschodzie lub w jego pobliżu. Chodzi przede wszystkim o Turcję, ale Moussa nie wyklucza, że w przyszłości ta polityka mogłaby też objąć Iran.
Bukareszt, Rumunia
Polityką sąsiedztwa, ale Unii Europejskiej, objęta jest Mołdawia. Stanislav Secrieru proponuje jednak, by mocniej wspierać jej proeuropejski kurs - inaczej ten kraj może ugrzęznąć w sferze wpływów Rosji. Mołdawia znajduje się obecnie w dużym kryzysie władzy. Prace tamtejsze parlamentu są właściwie sparaliżowane.
Problemu nie pomogły rozwiązać ubiegłoroczne przedterminowe wybory i wszystko wskazuje na to, że na jesieni dojdzie do kolejnej przedterminowej elekcji. Jednak Secrieru, analityk bukaresztańskiego think tanku Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich i Azjatyckich, podkreśla, że kryzys polityczny to konsekwencje zapaści gospodarczej.
Rząd musi działać jak strażak i znaleźć sposób na szybkie ugaszenie pożaru, jakim stał się gwałtowny spadek dochodu państwa (różne szacunki mówią o spadku od 30 do 50 proc.). Ale uratować sytuację ma pomóc Międzynarodowy Fundusz Walutowy - Mołdawii udało się już wynegocjować warunki pożyczki.
To powinno pomóc opanować sytuację - przynajmniej w krótkim terminie. W terminie dłuższym ratunkiem okazałoby się - według Secrieru - zbliżenie z Unią Europejską. Niestety, Bruksela opóźnia rozpoczęcie rozmów z Kiszyniowem. Rumuński analityk podkreśla, że Mołdawia podjęła działania mające wzmocnić instytucje państwowe (ich słabość to główny zarzut UE pod adresem tego państwa), ale jego argument za wsparciem proeuropejskich ambicji Mołdawian jest argumentem opartym na przeczeniu: jeśli Kiszyniów nie zbliży się z Brukselą, to wpadnie w orbitę Moskwy.
Dowodem na to ma być choćby kampania rozpoczęta przez finansowane przez Rosję think tanki, która przedstawia ''ukrytą prawdę o Unii''. Tylko działania Brukseli mogą powstrzymać ten czarny PR.
Singapur
Faktem jest, że coraz więcej ludzi mieszka w miastach. Ooi Giok Ling and Belinda Yuen zastanawiają się, jak sprawić, by tak duży nowych mieszkańców nie zadławił metropolii. Ling i Yuen, analitycy związani z singapurskim Instytutem Studiów Politycznych, napisali wspólnie książkę ''Miasta świata: zachować żywotność i rytm''.
Pretekstem do ich rozważań są statystyki ONZ, które mówią, że w 2030 r. w miastach na całym świecie mieszkać będzie 5 mld ludzi (obecnie 2,9 mld). Szczególnie szybko rozwijają się miasta w Azji, już teraz na tym kontynencie znajduje się 66 ze 100 najszybciej rozwijających się metropolii. Ale to nie są też miasta, które wytrzymują porównania z Nowym Jorkiem czy Londynem. Przede wszystkim dlatego, że Azja to dużo biedniejszy kontynent (na nim mieszka 70 proc. światowej biedoty).
Siłą rzeczy skład mieszkańców azjatyckich metropolii wypada blado w porównaniu z innymi. W książce ''Miasta świata'' jej autorzy szukają odpowiedzi, jak nie pozwolić, by ten gwałtowny wzrost mieszczuchów (szczególnie tych najbiedniejszych) nie zadławił miast. I stawiają diagnozę. Żywe miasto to takie, którego mieszkańcy mają swobodę działania. Obowiązkiem władz miejskich jest tę swobodę (rozumianą bardzo szeroko - od wolności osobistej po pobudzanie kreatywności) wspierać.
By to osiągnąć, trzeba w pierwszej kolejności wyraźnie oddzielić sferę prywatną od publicznej. A następnie pilnować rozwoju obu z nich. W pierwszej trzeba stworzyć możliwość mieszkania w otoczeniu sąsiadów podobnych sobie. W drugiej czynić miasto jak najbardziej otwartym, zielonym, przyjaznym. Te proste teorie są trudne do spełnienia, ale - zdaniem Ling i Yuen - warto się na nich skupić. Z prostej przyczyny: to miasta, a nie państwa będą motorem napędowym zglobalizowanej gospodarki XXI wieku.