Męczono nas też drugą odmianą tych „informacji”, w której mielono do utraty tchu wszystkie możliwe i niemożliwe nazwiska osób, mających jakiekolwiek szanse zaistnieć jako kandydaci na kandydatów. Ostatni akord tych lobbystycznych zapiewajek pojawił się w Rzeczpospolitej, gdzie jeszcze w czwartek rano (21.11) donoszono, że Sasin im doniósł, że Błaszczak wciąż jest w grze. Mimo że wszyscy dzień wcześniej donosili, że kandydat PiS-u już jest inny.
No ale, bla, bla, taka jest ta nasza gra, więc, bla, bla, do południa większość mediów powtórzyła i tę wrzutkę, w której Sasin punktował u Błaszczaka z powodów, które są doskonale nieistotne dla nikogo poza paroma politykami i ich klientami, którzy i tak zwykle nic innego nie mają do roboty. Choć to się może zmienić, bo po decyzji PKW klientów kręcących się wokół polityków PiS może zacząć szybko ubywać.
Oczywiście to nie jest tak, że obracanie nazwiskami jest całkowicie bez sensu. Jeśli na ostatniej prostej w PiS mieli zostać panowie Nawrocki i Czarnek, to akurat ten drugi byłby wart kilku słów na temat możliwego doprowadzenia wyborców rządzącej koalicji do białej gorączki. Gdyby rzeczywiście w końcówce liczył się jeszcze Błaszczak, to też warto byłoby mu poświęcić kilka słów, bo otwierałoby to szansę, by kolejny prezydent z PiS był głupszy. Tylko jakie to ma znaczenie dla ludzkości?
Każdemu można poświęcić kilka słów, ale KILKA. A nie mielić tego bez końca i w kółko. Na tej samej zasadzie, na której w umownym „maglu” łatwiej się plotkuje „z czapy” o sąsiadach, niż podejmuje temat, dajmy na to, różnych sposobów wykorzystania wysokiej temperatury i nacisku. Bo do gadania o kandydatach nie potrzeba żadnej wiedzy ani kompetencji, a na działaniu magla trzeba się jednak trochę poznać.
Czy spotkaliście jakąkolwiek próbę poważnej analizy, czym różniłaby się prezydentura każdego z kolejnych kandydatów PiS. No nie, bo różniłaby się niczym, a właściwie tylko portretowymi didaskaliami. Każdy kandydat PiS to katastrofa dla Koalicji 15 X i jej wyborców – więc co za różnica, czy będą spadać z 5. czy 9. piętra?
Każdy prezydent z KO to katastrofa dla PiS-u i jego wyznawców. Więc co za różnica, czy będą jęczeć na zdrajcę Trzaskowskiego czy zdrajcę Sikorskiego, skoro i tak „Polska przepadła”?
Pozostaje jeszcze – coraz węższy – margines tych, którzy nie przypisują się odruchowo do jednej z tych przeciwstawnych wizji Polski i Polaków. I o nich walczyć będą główni zawodnicy, wybrani przez prezesów i partie z puli, która przeszła przez sito fokusowych badań. A każdy wynik Hołowni, Mentzena czy tej wciąż nieznanej kobiety Lewicy będzie miał ostatecznie znaczenie niemal wyłącznie dla działaczy tych partyjek, w perspektywie kolejnych lat.
Zaskoczeni? No to wyobraźcie sobie lwicę lewicy, która w drugiej turze wzywa do głosowania na pisowca. Hołownię, który ma tyle odwagi na polityczne samobójstwo, by nie do końca jasno i wprost poprzeć kandydata KO. Albo wyborcę Konfederacji, który na zimno posłucha wskazań Mentzena…
Mnie nie musicie wierzyć na słowo, więc tylko przypomnę mały drobiazg. W 2018 r. sporo tych, którzy dziś zajmują Wasz czas „analizami” wyborczymi na temat kandydatów, równie swobodnie opowiadało Wam o „WYRÓWNANYM wyścigu między Jakim i Trzaskowskim o fotel prezydenta Warszawy.
To taka sugestia, żeby czasem udać się do miejsc, w których porusza się inne, mniej ważne akurat tematy. Te, które wymagają odrobiny wiedzy. W końcu USA pozwoliły wreszcie Ukraińcom na dalekie strzelanie dobrymi rakietami, na co Rosja pogroziła nam atomem, a na Ukrainę puściła międzykontynentalny pocisk balistyczny. O czym Amerykanie niemal oficjalnie wiedzieli… dzień wcześniej.
A w dodatku u nich akurat obracanie nazwiskami ma sens, bo nowy prezydent mebluje swoją administrację w zawadiacki sposób. Z którego sporo może wynikać. W przeciwieństwie do tego, czy Sasin ma rację, że Błaszczak jeszcze się liczy.
