François Heisbourg: Europa musi zacząć działać ze świadomością, że Stanów Zjednoczonych nie ma

Agaton Koziński
PAP/EPA/BONNIE CASH / POOL
- Sojusz transatlantycki przestał istnieć. Według J. D. Vance’a różnice ideologiczne między Ameryką i Europą stały się zbyt duże, by utrzymać współpracę - mówi François Heisbourg, francuski specjalista od stosunków międzynarodowych.

Negocjatorzy USA i Ukrainy ustalili warunki, na jakich mogłoby dojść do zawieszenia broni. Czy uważa pan, że 30-dniowy rozejm jest możliwy? Jaka będzie odpowiedź Rosji na tę propozycję?

Tylko Putin może odpowiedzieć na to pytanie. Podejrzewam, że będzie udawał, że odpowiada „tak” Trumpowi, ale z warunkami takimi, jak zniesienie sankcji nałożonych na Rosję czy konieczność przeprowadzenia wyborów prezydenckich na Ukrainie. Zobaczymy.

Dlaczego Amerykanie rozmawiali tylko z Ukraińcami, a dopiero w drugiej kolejności z Moskwą?

Rozmowy z Jeddah to przede wszystkim sygnał, że Amerykanie nie potrafią się porozumieć z Rosją, dlatego szukają innych rozwiązań. Ale też nie spodziewam się, żeby udało się osiągnąć postęp. Donaldowi Trumpowi zależy przede wszystkim na tym, żeby się pozbyć Wołodymyra Zełenskiego. Wyraźnie chce doprowadzić do sytuacji, w której on przestaje być prezydentem Ukrainy. Pod tym względem myśli podobnie jak Putin. Dopóki więc do tej zmiany nie dojdzie, to końcowych rozstrzygnięć nie uda się osiągnąć.

A jeśli uda się Amerykanom zamknąć rozmowy dotyczące umowy na eksploatację ukraińskich zasobów metali ziem rzadkich?

Nie sądzę, żeby to było celem. Rosja ma więcej tych minerałów niż Ukraina, dlatego podejrzewam, że Waszyngton będzie szukał przede wszystkim porozumienia z Moskwą. Natomiast w relacjach z Ukrainą celem jest zmiana na szczytach władzy w Kijowie.

Jak pan postrzega stan relacji transatlantyckich? W ostatnich tygodniach pojawiła się serią wstrząsów w relacjach między USA i Europą - poczynając od konferencji w Monachium. Czy ta sytuacja jest jeszcze do uratowania?

J. D. Vance w czasie konferencji w Monachium udowodnił, że Europy i Stanów Zjednoczonych nie łączą inne wartości. Byłem wtedy w Monachium, słuchałem jego wystąpienia - i pamiętam, jakim szokiem ono było dla wszystkich słuchających. Jego słowa były wręcz odpychające. Przecież on jasno powiedział, że Europa przestała być demokracją. Dla mnie to wyraźny sygnał: USA nie są zainteresowane współpracą z Europą. Sojusz transatlantycki przestał istnieć. Według Vance’a różnice ideologiczne stały się zbyt duże, by utrzymać współpracę.

Trump po raz pierwszy został prezydentem w 2016 r. Wtedy też wysyłał podobne sygnały, regularnie krytykował Europę za jej brak odpowiednich działań w dziedzinie bezpieczeństwa. Dlaczego Europa wtedy nie zareagowała?

Wtedy sytuacja wyglądała jednak inaczej. Owszem, Trump został prezydentem w 2016 r., ale jednocześnie nie wygrał głosowania powszechnego. Poza tym istniał ład instytucjonalny w Waszyngtonie. W Białym Domu cały czas byli dorośli - choćby sekretarz obrony James Mattis - którzy rozumieli znaczenie współpracy transatlantyckiej. Dziś nikogo takiego w otoczeniu Trumpa już nie ma. Dlatego Europa musi zacząć działać ze świadomością, że Stanów Zjednoczonych nie ma.

Czy Europa zamierza zacząć działać inaczej?

Taki sygnał swoimi ostatnimi wypowiedziami wysłał choćby prezydent Macron. Tylko w ten sposób mamy szansę zadbać o nasze bezpieczeństwo. Inaczej możemy się od razu poddać Rosjanom.

W Europie rządzą cały czas politycy tego samego politycznego nurtu, którzy byli u władzy w 2016 r. Skąd przekonanie, że teraz zaczną się zachowywać inaczej niż wtedy?

Akurat w 2016 r. Francja zareagowała adekwatnie do sytuacji konsekwentnie podnosząc wydatki na obronność. Natomiast dziś już widać, że druga kadencja Trumpa będzie zupełnie inna niż pierwsza - i to zmusza do działania. W 2016 r. nie było takich osób jak J. D. Vance, który teraz twierdzi, że europejskie elity właściwie zlikwidowały w Europie demokrację. Zresztą niedawno mieliśmy wybory w Niemczech, które pokazały, jak dokonuje się zmiana.

Europa do tej pory żyła pod parasolem bezpieczeństwa rozwiniętym przez USA. Jest w stanie rozłożyć własny?

Pod względem finansowym jest to realne. I tak naprawdę nie mamy wyboru, gdyż Stany Zjednoczone przestały być wiarygodnym partnerem pod względem politycznym i strategicznym. Zaczęliśmy żyć w świecie, w którym Waszyngton zdaje się być skłonny na wszystko, byle utrudnić interesy swoich tradycyjnych partnerów i sojuszników.

Ale czy pojawi się wola polityczna do większego zaangażowania w kwestie bezpieczeństwa w Europie? Bo na razie jej brakowało przede wszystkim.

Tak, to już widać. W Europie dokonała się duża zmiana w ostatnich tygodniach. Pod każdym względem - nie tylko politycznym, ale też psychologicznym. Dotyczy to również niemieckiej opinii publicznej. Nigdy nie doświadczyliśmy takiego punktu zwrotnego od czasu utworzenia NATO. Wstrząs zmianami w USA i zachowaniem Donalda Trumpa jest większy niż wstrząs wywołany atakiem Rosji na Ukrainę.

Trump niedawno chwalił Polskę, podkreślając, że jesteśmy „jednym z najbardziej wiarygodnych sojuszników”. Jego słowa pod adresem naszego kraju stoją w mocnym kontraście pod jego komentarzami odnośnie reszty Europy. Jak to rozumieć?

Trump mówi dużo rzeczy, ale co z tego wynika? Gdy pojawi się taka konieczność, on bez zawahania wrzuci Polskę pod autobus - tak jak teraz wrzucił Zełenskiego. On się nie będzie wami przejmował. Jesteście pewni, że będziecie mogli używać broni, którą kupiliście od Amerykanów? Polska ma wszystkie konieczne kody dostępu do niej? W przypadku konfliktu musicie założyć, że możecie nie mieć swobody decydowania o sposobie wykorzystania tej broni. Tak samo teraz Ukraińcy mają problemy z wykorzystywaniem własnych F-16, po tym, jak Amerykanie odcięli ich od danych wywiadowczych. Takie są właśnie koszty związane z bliską współpracą z Waszyngtonem.

Czy należy rozumieć, że zobowiązania sojusznicze wynikające z podpisanych traktatów są już nieaktualne? Czy po prostu nie należy się spodziewać, że ze swoich zobowiązań będą się wywiązywać Amerykanie?

W tym tygodniu w Paryżu doszło do spotkania szefów generalnych armii z ponad 30 krajów. Wzięli w nim udział dowódcy z Europy - także Wielkiej Brytanii i Turcji - ale także z tak dalekich krajów, jak na przykład Kanada czy Australia. Nie pojawili się tylko przedstawiciele Stanów Zjednoczonych. Tak wygląda obecnie rzeczywistość. Pakty są paktami, ale też trzeba patrzeć na rzeczy tak jak się one mają. Najlepiej to pokazało właśnie to paryskie spotkanie. Europa ma dziś do odegrania swoją rolę, ale wszystko zależy od nas.

od 16 lat
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl