Jak zdefiniowałby Pan obecne stosunki transatlantyckie? Jesteśmy w trakcie procesu rozwodowego czy tylko w trakcie kłótni małżeńskiej?
Jeśli to tylko kłótnia, to jedna z najgorszych od dziesięcioleci, a być może najgorsza w historii. Ale jest jeszcze za wcześnie, aby powiedzieć, że rozwód jest nieunikniony. Żaden most nie został spalony, przynajmniej jeszcze nie teraz. Oficjalnie Stany Zjednoczone nadal są w pełni zaangażowane w NATO, nawet jeśli chcą, by Europa przewodziła „od frontu” w dziedzinie obrony konwencjonalnej. Należy również zauważyć, że Ameryka i Europa pozostają najbardziej współzależnymi kontynentami na naszej planecie.
Z drugiej strony Donald Trump ostro redefiniuje wszystkie wypracowane do tej pory standardy współpracy transatlantyckiej. Co on chce osiągnąć swoją polityką wobec Ukrainy i Europy?
Trzeba by jego zapytać! Żarty na bok. Szczerze wierzę, że jedyną rzeczą, która Donalda Trumpa naprawdę interesuje, to przede wszystkim jego własne ego, jego klan i jego pieniądze. Cokolwiek się stanie, on musi być w stanie na końcu powiedzieć sobie i Amerykanom, że „wygrał walkę”. I że jest rozjemcą, ponieważ pokój jest lepszy niż wojna dla biznesu. Ponadto podobno stara się o Pokojową Nagrodę Nobla. Na pewno natomiast nie obchodzi go bezpieczeństwo Europy.
Jak rozumieć relacje między Trumpem a Putinem?
Trudno dotrzeć do sedna sprawy. Jasne jest, że Trump jest zafascynowany „silnym człowiekiem” Putinem, nawet jeśli Putin prawdopodobnie nie jest już tak silny w oczach Trumpa, jak był podczas jego pierwszej kadencji jako prezydenta USA. Czy Trump jest rosyjskim agentem? Prawie na pewno nie. Czy jest pożytecznym idiotą Putina? Prawie na pewno tak. Przekonuje mnie teza, że był starannie kultywowany przez KGB, a następnie FSB jako „poufny kontakt”.
Powiedział Pan, że Trumpa nie interesuje bezpieczeństwo Europy. A czy Europa jest w stanie zastąpić Stany Zjednoczone jako wsparcie wojskowe dla Ukrainy?
Jeśli Amerykanie rzeczywiście całkowicie się wycofają, to jako Europa na krótką metę możemy ich częściowo zastąpić. Chociaż nie w pełni: na przykład w krytycznej dziedzinie wywiadu nie mamy takich możliwości, jak USA. Wszystko zależy więc od tego, czy przerwa zarządzona przez Trumpa potrwa tylko kilka tygodni, kilka miesięcy, czy też będzie to już koniec.
Póki co Amerykanie przywrócili wsparcie dla Ukrainy, choć nie wiemy, na jak długo. Ile czasu potrzebuje Europa, aby stworzyć własne zdolności odstraszania Rosji bez udziału USA?
Nie ma - i nie może być - jasnej i precyzyjnej odpowiedzi na to pytanie. Musimy wrócić do podstaw, zacząć od zera. Trzeba się zastanowić: czego potrzebowalibyśmy, gdyby Amerykanów nigdy nie było na naszym kontynencie? Jakie środki należy zaangażować, aby powstrzymać Rosję przed agresją militarną na Europę? A co najważniejsze: w jaki sposób możemy pokazać jako Europejczycy wystarczającą jedność i wolę, aby Kreml zastanowił się dwa razy, zanim cokolwiek zrobi? Psychologiczny aspekt odstraszania jest, z mojego punktu widzenia, równie ważny jak aspekt materialny.
Francja i Wielka Brytania zaproponowały wysłanie sił pokojowych na granicę ukraińsko-rosyjską. Czy do tego dojdzie? Jakiego scenariusza można się spodziewać?
Sytuacja jest na razie niejasna. Paryż i Londyn zaproponowały coś w rodzaju własnego udziału w misji wojskowej w Ukrainie - ale póki co nie doprecyzowano, jaki kształt miałaby taka misja mieć. Na pewno nie była to deklaracja wysłania „sił pokojowych na granicę”. Obecnie wśród przywódców europejskich omawianych jest kilka opcji. Trzeba też pamiętać, że Rosjanie jasno mówią, że tego typu sił w Ukrainie nie chcą. Z kolei Amerykanie nie zamierzają zapewnić im wsparcia, którego, jak Europejczycy twierdzą, że potrzebują. Nie jestem więc pewien, czy trwałe zawieszenie broni z silnym mechanizmem monitorowania i egzekwowania jest najbardziej prawdopodobnym scenariuszem.
Amerykanie rozłożyli nad sojusznikami z Europy parasol nuklearny. Czy Francja i Wielka Brytania byłyby w stanie zastąpić go w Europie?
Na razie na to pytanie też nie mamy odpowiedzi. Póki co - przynajmniej na papierze - amerykański parasol nuklearny nad Europą jest nadal rozłożony. Oddzielna sprawa, że do jego zamknięcia wystarczy pewnie jeden wpis na Truth Social (medium społecznościowe założone przez Trumpa - przyp. red.). Gdyby tak się stało, Wielka Brytania i Francja musiałyby zapewnić alternatywę.
Są w stanie?
Londyn i Paryż musiałyby współpracować, koordynować działania, być może także zwiększyć poziom swoich sił. I musimy o tym pomyśleć już teraz wraz z naszymi kluczowymi partnerami, takimi jak Polska. Ale to, czego będziemy potrzebować na koniec dnia, będzie zależeć tylko od dwóch czynników. Po pierwsze, jak sprawić, żeby Kreml uwierzył, że Paryż i Londyn będą gotowe umrzeć za Warszawę lub Helsinki. Po drugie, jak sprawić, żeby nasi europejscy partnerzy poczuli się wystarczająco uspokojeni. Liczby mają oczywiście znaczenie, ale tutaj znowu uważam, że czynniki psychologiczne są równie ważne, a może nawet ważniejsze niż czynniki materialne.
Komisja Europejska zamierza przeznaczyć 800 miliardów euro na wydatki wojskowe na kontynencie. Jak należy wykorzystać te pieniądze?
Priorytety są jasne: natychmiastowe zwiększenie naszego wsparcia dla Ukrainy, w szczególności w zakresie amunicji. Natomiast w dłuższej perspektywie należy się skupić na poprawie naszych wspólnych zdolności w zakresie zdolności bojowych.
Ile czasu potrzebuje Europa, aby stać się równorzędnym partnerem wojskowym USA? Czy taki cel, Pana zdaniem, jest osiągalny?
A czy musimy być partnerem wojskowym o porównywalnym potencjale militarnym? Nie jestem do tego przekonany. Stany Zjednoczone mają globalne obowiązki, Europa nie - w tym miejscu jest między nami największa różnica. Ale znaczące wzmocnienie naszych indywidualnych i zbiorowych zdolności wojskowych to propozycja korzystna dla obu stron.
W jakim sensie?
Jeśli się wzmocnimy, to być może przekonamy Amerykę do tego, żeby została - bo Waszyngton przekona się, że możemy być bardziej aktywnym partnerem wojskowym. Natomiast jeśli USA zdecydują się wycofać z Europy, to my będziemy lepiej przygotowani do obrony bez nich. Oczywiście nie możemy już sobie pozwolić na uzależnienie od amerykańskich systemów uzbrojenia w takim stopniu, jak miało to miejsce od lat 50. ubiegłego wieku. Teraz wiemy, że taka zależność może stwarzać więcej zagrożeń niż zapewniać bezpieczeństwo.
