Co Pana zdaniem tarcza w Redzikowie mówi o naszej obecnej gotowościobronnej?
Tarcza w Redzikowie jest elementem systemu obrony przeciwrakietowej NATO, a przede wszystkim Stanów Zjednoczonych. Rozciąga się od Arktyki aż po Bliski Wschód, chroniąc zarówno Europę, jak i Amerykę przed uderzeniami rakiet dalekiego i średniego zasięgu, balistycznymi oraz manewrującymi, w tym także międzykontynentalnymi. Można powiedzieć, że system oparty na Polsce i Rumunii, który stanowi bazę lądową, a także na okrętach floty amerykańskiej stacjonujących w Europie, jest forpocztą tej obrony. Ideą jest zapewnienie bezpieczeństwa NATO, ale przede wszystkim ochrona Stanów Zjednoczonych. Ameryka, dzięki temu systemowi, jest lepiej przygotowana na potencjalne ataki międzykontynentalnymi rakietami Rosji oraz rakietami średniego zasięgu, które mogłyby dotrzeć do Europy.
Czy tarcza to bardziej nasza ochrona czy narzędzie do odstraszania?
Systemy obrony powietrznej, takie jak ten, nie mają za zadanie odstraszać. Odstraszanie ma na celu powstrzymanie inwazji lądowych. Systemy obrony przeciwrakietowej natomiast są częścią większego układu, który ma reagować na zmasowane ataki z użyciem broni rakietowej. Rosjanie posiadają potężny arsenał rakietowy, a nasz system pokazuje, że jesteśmy przygotowani na odparcie takiego ataku. Jeśli Rosjanie planowaliby uderzenie, musieliby najpierw pokonać nasz system obrony, co znacznie skomplikowałoby ich strategię. Tym samym, system antyrakietowy zmusza potencjalnych agresorów do wzięcia pod uwagę przeszkody, jaką stanowi tarcza, zanim podejmą próbę uderzenia. W tym przypadku Rosjanie nie mają szans na to żeby ich uderzenia rakietowe były skuteczne.
To oznacza, że wzmocnienie wschodniej flanki NATO stało się faktem?
Zdecydowanie tak, ale otwarcie bazy w Redzikowie to dopiero początek. To nie jest jeszcze zakończenie całego procesu, ponieważ system wymaga integracji z innymi komponentami, które staną się jego częścią. Dopiero wtedy możemy mówić o pełnej skuteczności. System, który teraz uruchamiamy, zapewni nam ochronę przed rakietami o różnym zasięgu – od rakiet średniego i krótkiego zasięgu po balistyczne i manewrujące. W ten sposób, jak powiedziałem, wzmacniamy bezpieczeństwo Polski, NATO i całej Europy.
Nasza pozycja w NATO się zmieniła? Tarcza antyrakietowa wpływa na to, że tas pozycja się wzmocniła?
Oczywiście. Jako państwo frontowe NATO, rozmieszczamy te systemy nie gdzieś głęboko w tył, jak we Francji, ale właśnie na linii frontu – w Polsce i Rumunii. Państwa frontowe pełnią tu kluczową rolę, stojąc na czele całego układu obronnego. Umiejscowienie systemu bliżej granicy, a nie oddalonego o 3 tysiące kilometrów, zwiększa jego skuteczność. Obecne rakiety pokonują takie odległości, więc ważne jest, aby państwa frontowe, takie jak Polska, były odpowiednio zabezpieczone i mogły jako pierwsze uczestniczyć w zwalczaniu potencjalnych uderzeń przeciwnika.
Otwarcie bazy rakietowej w Redzikowie przybliża nas do standardów obronnych państw zachodnich, czy wciąż nam do nich daleko?
Pytanie można by postawić inaczej: czy Europa w ogóle ma wypracowane standardy i czy jest na nie gotowa? Twierdzę, że nie jest jeszcze gotowa. Obecnie Europa pospiesznie buduje systemy obrony powietrznej – robią to wszyscy. Polacy budują swoje programy na bazie Narwi i Wisły, Niemcy rozwijają własne rozwiązania, Francuzi i Włosi współpracują nad swoimi, a Brytyjczycy realizują własne projekty. Wszyscy są w trakcie tworzenia systemów, które staną się częścią wspólnej tarczy antyrakietowej. Potrzeba jednak jeszcze sporo czasu, by wszystkie te elementy były gotowe i w pełni zintegrowane. Dziś europejskie państwa nie dysponują jeszcze w pełni gotowymi systemami obrony powietrznej, które z natury mogłyby stanowić część wspólnej tarczy antyrakietowej.
Baza antyrakietowa w Redzikowie została otwarta w ostatnią środę. Jak wygląda codzienna współpraca z amerykańskimi dowódcami w takiej bazie?
Nie mogę podać szczegółów, ponieważ nie mam bezpośrednich informacji na ten temat – te kwestie są zazwyczaj objęte tajemnicą. Mogę jednak powiedzieć, że z doświadczenia wiem, iż współpraca z Amerykanami zawsze układała się bardzo dobrze. Amerykanie mają pewność, że Polacy są wiarygodnym sojusznikiem, co wielokrotnie udowodniliśmy, choćby w Iraku i Afganistanie. Dobre relacje wojskowe, które budowaliśmy przez lata, znajdują kontynuację w bieżącej współpracy, również w Redzikowie, i jestem przekonany, że tak będzie nadal.
Wyniki wyborów prezydenckich w USA, w których zwyciężył Donald Trump, mogą wpłynąć na obecność amerykańskich wojsk w Polsce? Co by się stało, gdyby Trump zdecydował o wycofaniu części wojsk z Europy? Czy Polska byłaby wtedy w stanie obronić się samodzielnie?
Przede wszystkim uważam, że Donald Trump nie wycofa wojsk z Europy, ponieważ są one częścią NATO, a Amerykanie mają tu swoje instalacje wojskowe. Jedną z takich instalacji jest baza antyrakietowa, która – jak wspomniałem na początku naszej rozmowy i powtórzę – chroni nie tylko Europę, ale właśnie samą Amerykę. Wycofanie wojsk oznaczałoby osłabienie amerykańskiej obrony, a to byłoby równoznaczne z przysłowiowym strzałem w kolano. Ponadto, amerykańskie bazy w Europie, w tym w Polsce, są wciąż rozbudowywane. Obecność amerykańskich wojsk w Polsce i innych krajach europejskich ma charakter strategiczny – są tu zarówno bazy lądowe, jak i lotnicze oraz morskie, gdzie stacjonują floty i lotnictwo strategiczne USA. W tych bazach znajdują się instalacje istotne dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Nie sądzę więc, by ktokolwiek zdecydował się na ich opuszczenie, gdyż osłabiłoby to zdolności obronne samej Ameryki.
Na początku rozmowy wspomniał Pan, że otwarcie bazy w Redzikowie to dopiero początek. Ostatnio minister obrony narodowej, Władysław Kosiniak-Kamysz, sugerował, że tarcza rakietowa powinna być rozbudowana. Co to w praktyce oznacza dla naszej infrastruktury obronnej?
Rozbudowa tarczy antyrakietowej oznacza przede wszystkim konieczność nasycenia jej dodatkowymi systemami zdolnymi do zwalczania wszelkich możliwych zagrożeń powietrznych ze strony Rosji – zarówno rakiet, jak i rosyjskiego lotnictwa. Minister Kosiniak-Kamysz miał prawdopodobnie na myśli integrację amerykańskiego systemu z naszymi własnymi systemami, takimi jak programy Wisła i Narew, które mają wzmocnić możliwości obrony powietrznej Polski.
Pojawiają się obawy, że rozbudowa systemów obronnych może zwiększyć nasze ryzyko stania się celem. Co Pan sądzi o takich obawach?
Nie sądzę, by tak to wyglądało. Dla Rosjan zawsze będziemy celem, niezależnie od tego, czy posiadamy systemy obronne, czy nie. Jeśli jednak mamy te systemy, to wzmacnia naszą obronność i odporność. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której bylibyśmy bezbronnym celem. Jestem zwolennikiem budowy takich systemów, ponieważ zwiększają naszą odporność na ataki potencjalnego przeciwnika i poprawiają nasze bezpieczeństwo.
Jakie zagrożenia są dziś dla nas najistotniejsze?
Największe zagrożenie stanowi wojna hybrydowa, psychologiczna i informacyjna. Putin nie zdecyduje się na pełnowymiarową inwazję, bo nie ma potencjału, by rozpętać konflikt z NATO, więc go nie zaryzykuje. Natomiast stale nas nęka działaniami psychologicznymi i informacyjnymi. Niestety, w tych dziedzinach nie jesteśmy silni – Putin ma swoją strategię, a my nie mamy skutecznej odpowiedzi. NATO do tej pory nie przygotowało kompleksowej kontrstrategii wobec działań hybrydowych, informacyjnych i psychologicznych, które także angażują media, odpowiedzialne w pewnym zakresie za tę sferę walki.
Co według Pana stanowi większe wyzwanie – obrona terytorialna czy zagrożenie cybernetyczne?
W czasie pokoju większym zagrożeniem jest cyberprzestrzeń i związane z nią ataki. Dziś już mamy z tym problemy i uważam, że w czasie pokoju oraz w okresach kryzysowych to właśnie zagrożenie cybernetyczne byłoby najpoważniejsze. Natomiast w przypadku inwazji najważniejsze jest pełne zaangażowanie w obronę terytorialną – obronę ojczyzny od początku do końca.
Jako doświadczony dowódca, jak Pan uważa – co dzisiaj oznacza poczucie bezpieczeństwa dla przeciętnego Polaka? Czy technologie takie jak tarcza antyrakietowa naprawdę mogą zapewnić to bezpieczeństwo?
Przeciętny Polak przyjmuje do wiadomości, że takie systemy jak tarcza antyrakietowa istnieją, ale w rzeczywistości niewiele mu to mówi. Nie zagłębia się w szczegóły techniczne. Większe poczucie bezpieczeństwa daje mu świadomość, że państwo jest przygotowane, że jest odporne na zagrożenia. To jednak wymaga przede wszystkim odpowiedniego przygotowania obywateli, a z tym jest problem. Edukacja obronna, świadomość proobronna – leżą całkowicie. Polacy są obecnie nieprzygotowani do obrony, a propaganda sukcesu, jaką kreują politycy i media, nie buduje wiary w system. Podstawą jest zbudowanie wiarygodnego systemu ochrony ludności cywilnej, tak by każdy obywatel wiedział, jakie ma zadania w razie zagrożenia, gdzie może się schronić i czego może oczekiwać od państwa. Taka świadomość daje ludziom poczucie, że ich bezpieczeństwo jest realnie zabezpieczone.
Jaką rolę odgrywa polityka w zapewnieniu stabilności i bezpieczeństwa kraju? Co powinniśmy zrobić, aby nie tylko reagować, ale i przewidywać zagrożenia?
Jeśli nadal będziemy opierać rozwój armii na propagandzie sukcesu, to sukcesu nie osiągniemy. Sukcesem będzie budowa realnego potencjału militarnego, który wyraża się nie w liczbach rzucanych przez polityków, ale w rzeczywistej sile i gotowości bojowej. Potrzebujemy dobrze wyszkolonych, zgranych oddziałów – batalionów, brygad, dywizji – a nie pustych haseł o liczbach 200 czy 300 tysięcy żołnierzy. Tylko realnie przygotowane, profesjonalne siły, a nie papierowe liczby, dadzą nam prawdziwą zdolność obronną. Nie możemy upodabniać się do propagandy Moskwy, gdzie żołnierzy traktuje się jak mięso armatnie. Musimy mieć armię zawodową, dobrze wyszkoloną i gotową do działania.
Służba wojskowa w Polsce powinna być obowiązkowa? Jak, Pana zdaniem, można zachęcić młode pokolenia do tej służby?
Obecnie kładzie się nacisk na to, że żołnierze będą dobrze wynagradzani. Uważam jednak, że znacznie większą wartość stanowi żołnierz zawodowy niż dobrowolny żołnierz zmobilizowany na krótki okres, który zarabia tyle samo co zawodowiec. Wartością armii jest żołnierz zawodowy – wyszkolony, w pełni zaangażowany i stale obecny w jednostce wojskowej. To właśnie on tworzy prawdziwy potencjał armii, jest dla niej wartością dodaną. Natomiast żołnierz, który przychodzi na kilka miesięcy, żeby tylko odebrać wynagrodzenie, nie wnosi wartości dla zdolności bojowej armii. Inwestujmy zatem w żołnierzy zawodowych, bo to oni zwiększają nasze możliwości obronne, podczas gdy wydatki na krótkotrwałą służbę ochotników często nie przekładają się na realne wzmocnienie potencjału bojowego.
Jaka jest dla Pana najważniejsza lekcja, którą wyniósł Pan z międzynarodowej współpracy wojskowej?
No cóż, może to zabrzmi jak chwalenie się, ale czasem warto podkreślić pewne osiągnięcia. W Polsce weteranów niestety nie darzy się należnym szacunkiem i ja jestem tego przykładem. Przez lata dowodziłem polskimi jednostkami w różnych misjach – w Iraku, Afganistanie, Czadzie, Libanie, Syrii i na Bałkanach. W tamtym czasie polska armia cieszyła się ogromnym uznaniem na arenie międzynarodowej, znacznie większym niż obecnie. Byliśmy cenieni za profesjonalizm i za to, co wnosiliśmy do międzynarodowych misji.
Największe wyrazy uznania, które otrzymałem jako dowódca, pochodziły od doświadczonych dowódców amerykańskich – ludzi, którzy mieli za sobą Wietnam, Afganistan i inne misje. Wspominam dowódcę 18. Korpusu Powietrznodesantowego, który przy wszystkich dowódcach amerykańskich, brytyjskich, koreańskich i innych, wyrażał się o Polakach w samych superlatywach. Podkreślał, że moje oddziały działają szybciej i sprawniej niż inne. Gdy mówił „Waldek, masz wspaniałą armię” – to dla mnie była największa pochwała. Nie potrzebuję medali, nagród czy pieniędzy; najwyższym uznaniem jest pochwała od dowódcy wielkiej jednostki amerykańskiej, który wyraża chęć dowodzenia wojskiem tak świetnie wyszkolonym jak polskie. Czy żołnierz może chcieć czegoś więcej? To było dla mnie największe wyróżnienie.
Mówiąc o służbie wojskowej i o tym, jak zachęcać młodych ludzi do zainteresowania obronnością, wróćmy do tarczy w Redzikowie. Dla młodego pokolenia pojęcie obrony narodowej może brzmieć abstrakcyjnie. Co warto byłoby im powiedzieć o znaczeniu takich inwestycji?
Przede wszystkim trzeba uświadomić młodym ludziom, że tarcza ma chronić ich rodziny. To nie jest projekt skierowany wyłącznie do tych, którzy chcą służyć w wojsku. Każdy obywatel powinien wiedzieć, że ten system powstał, aby chronić jego matkę, ojca, rodzeństwo. Jeśli ktoś nie widzi siebie w mundurze, to i tak jako obywatel jest częścią tego systemu ochrony, współtworzy bezpieczeństwo. Obrona narodowa służy wszystkim, nie tylko żołnierzom i politykom, ale każdemu obywatelowi, każdej polskiej rodzinie. Tak jak dawniej ludzie myśleli o obronie swoich bliskich, tak teraz powinni mieć świadomość, że nowoczesne systemy obronne, takie jak tarcza, są częścią tej samej odpowiedzialności. To ważne, aby młodzi zrozumieli, że tarcza chroni Polaków i naród polski przed zagrożeniami, które kiedyś przynosiły wojny na nasz teren.
Z perspektywy czasu, jak Pan ocenia moment uruchomienia tej bazy? Czy jest to powód do radości?
Czas najwyższy, aby ta tarcza została uruchomiona. Uważam, że nie było lepszego momentu, aby to zrobić, biorąc pod uwagę dzisiejsze zagrożenia i sytuację za naszą wschodnią granicą. Ten krok wysyła jasny sygnał do Putina i Kremla: mamy gotowy system, nie zaczynaj z nami. To zdecydowanie najlepszy moment, by podkreślić nasze możliwości obronne.
Jakie wydarzenia na świecie mogłyby wskazywać Polsce na konieczność zmiany strategii obronnej lub wzmocnienia sojuszy?
Przede wszystkim musimy zbudować solidną strategię, bo takiej kompleksowej strategii jeszcze nie mamy. Trzeba ją opracować, biorąc pod uwagę realnie zmieniający się świat. Proszę spojrzeć, jak zmienił się świat w ciągu ostatnich czterech lat – toczą się wojny, sytuacja geopolityczna w Azji i Afryce się zaostrza. Musimy wypracować strategię, która odpowie na obecne zagrożenia, ale też będzie gotowa reagować na przyszłe wyzwania, które mogą pojawić się za dwa, trzy, czy cztery lata.
Tylko kto miałby przewidywać te zagrożenia?
Wykształceni specjaliści w dziedzinie obronności i polityki. Niestety, nasze elity nie są przygotowane do tego, by skutecznie prognozować zagrożenia, a prognozy, które dotychczas proponowali, niestety się nie sprawdziły, co wyraźnie widać na przykładzie wojny w Ukrainie. Hasło jest jedno: panowie, weźcie się do roboty – dość gadania, dość propagandy sukcesu, bo to już nikogo nie przekonuje. Najgorsze jest to, że ludzie przestali interesować się obronnością, zwłaszcza młode pokolenie. Wiele osób uodporniło się na propagandę sukcesu, która do nich nie trafia. To jest nasz największy problem. Musimy zbudować realnie to, co jest niezbędne dla naszego bezpieczeństwa, i przestać uprawiać propagandę, bo ona już nikogo nie porusza.
