Interwencja w krakowskim szpitalu. Fałszywe oskarżenia wobec policji
Niektóre media przekazują rzekomo sensacyjną historię, cytując Fakty TVN. Chodzi o sprawę kobiety, która miała zgłosić się do jednego ze szpitali w Krakowie po zażyciu tabletki poronnej w celu dokonania aborcji. Zgodnie z jej wypowiedziami i narracją dla części mediów w Polsce, na miejscu zjawiła się policja, która miała nadużyć swojej władzy wobec kobiety i dokonać m.in. niesłusznego zatrzymania i zabrania jej laptopa oraz telefonu komórkowego.
Zaczęto domagać się stanowczych kroków w związku z nadużyciem władzy przez funkcjonariuszy, a Lewica żądała od premiera Mateusza Morawieckiego i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego dymisji Komendanta Głównego Policji Jarosława Szymczyka.
Jak się okazuje, cała historia wyglądała zupełnie inaczej. Ministerstwo Zdrowia przekazało, że chodziło o zagrożenie życia kobiety.
"Informacja nie dotyczyła aborcji, czy też przyjęcia środka wczesnoporonnego, ale zagrożenia życia pacjentki" - przekazał resort.
Całkowicie inne światło rzuca oświadczenie krakowskiej policji, zacytowane przez PAP.
Policję wezwał psychiatra
19 lipca policja wydała stanowisko w odniesieniu do wtorkowego wydania "Faktów" TVN. Zgodnie z przekazanymi informacjami, policję miał wezwać psychiatra kobiety.
"27 kwietnia br. na numer 112 zadzwonił lekarz psychiatra, zgłaszając, że jego pacjentka dzwoniła do niego, że „dokonała aborcji” i „chce odebrać sobie życie”. Dyspozytor skierował do miejsca zamieszkania kobiety policję i pogotowie" - napisano w oświadczeniu.
"Patrol policji na miejscu zastał zapłakaną kobietę, która krzyczała, odpowiadała na pytania w sposób chaotyczny i wyczuwalna była od niej woń alkoholu. Na miejscu pojawił się również zespół ratownictwa medycznego. Z rozpytania kobiety wynikało, że od lat leczy się psychiatrycznie, tego dnia miała myśli samobójcze i jakiś czas temu zażyła medykamenty wywołujące poronienie" - czytamy.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
Skąd wzięły się tabletki poronne? Podejrzenie popełnienia przestępstwa
Kobieta przekazała informację, że środki na poronienie zakupiła drogą internetową, jednakże nie chciała podawać więcej szczegółów. To wzbudziło podejrzenia funkcjonariuszy, że mogło dojść do przestępstwa.
"Poinformowała, że medykamenty zamówiła przez Internet, ale odmówiła ujawnienia szczegółów transakcji zakupu. Zachodziło podejrzenie, że nie pochodzą one z legalnego źródła. Tymczasem kobieta została zabrana przez pogotowie do Wojskowego Szpitala Klinicznego przy ulicy Wrocławskiej celem dalszej konsultacji medycznej. Policjanci udzielili pomocy zespołowi ratownictwa medycznego, udzielając asysty na czas przejazdu do szpitala" - zapewniają policjanci.
"Z uwagi na to, iż istniało podejrzenia popełnia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła, zachodziła konieczność zabezpieczenia urządzeń, które kobieta używała do finalizowania transakcji zakupu tych środków (laptop, telefon). Jednocześnie policjanci musieli sprawdzić, czy kobieta nie posiada przy sobie środków pochodzących z niewiadomego źródła, które po zażyciu mogłyby zagrażać jej życiu" - czytamy.
Awantura oskarżonej kobiety w trakcie interwencji policji
Cała interwencja policji powinna zostać przeprowadzona jak najszybciej, jednakże kobieta, która teraz oskarża funkcjonariuszy, w ogóle nie chciała współpracować ze stróżami prawa, wszczynając awanturę.
"Czynności należało przeprowadzić niezwłocznie, kobieta jednak nie chciała współpracować i nie chciała wydać dobrowolnie przedmiotów, o które prosili policjanci. W celach dowodowych został zabezpieczony laptop kobiety" - cytuje oświadczenie PAP.
Policja zapewnia, że funkcjonariusze nie chcieli zakłócać działań lekarzy.
"Policjanci starali się przeprowadzić te czynności w sposób nie zakłócający pracy lekarzy, jednak z niewiadomych przyczyn spotkali się z dużymi utrudnieniami ze strony personelu medycznego, przez co policjanci nie mogli wykonywać czynności zgodnie z obowiązującymi procedurami. Z relacji funkcjonariuszy wynika, że spotkali się z nieprzychylnym podejściem personelu medycznego, który ingerował w prowadzone czynności i rozmowy z kobietą" - dodano.
To sprawiło, że "oficer dyżurny Komendy Miejskiej Policji w Krakowie zdecydował o wysłaniu do szpitala dodatkowego patrolu celem wsparcia w przeprowadzeniu czynności i rozmów wyjaśniających sytuację z pracownikami szpitala".
Zmiana szpitala decyzją lekarzy
Chociaż z materiału "Faktów" to nie wynika, kobieta została następnie przewieziona do innego szpitala, co odbyło się w związku z decyzją lekarzy. Policjanci eksportowali karetkę, dbając o zachowanie intymności kobiety.
"Tymczasem decyzją lekarzy kobieta została skierowana do szpitala im. Narutowicza na ulicy Prądnickiej. W tym przypadku policjanci również asystowali w transporcie załodze karetki. W placówce tej pojawił się także żeński patrol policji, aby nie naruszyć godności i intymności kobiety przy kontroli osobistej" - czytamy.
Na miejscu dokonano również zabezpieczenia telefonu, którym tym razem został przez kobietę wydany dobrowolnie.
"Zabezpieczenie telefonu i laptopa zostało protokolarnie udokumentowane. Zabezpieczenie ich było konieczne dla ustalenia źródła zakupywanego leku i zbadania, czy jego sprzedaż odbyła się legalnie. Bowiem według art. 124 ustawy Prawo farmaceutyczne, kto wprowadza do obrotu lub przechowuje w celu wprowadzenia do obrotu produkt leczniczy, nie posiadając pozwolenia na dopuszczenie do obrotu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2" - dodano.
Trwa śledztwo ws. przerwania ciąży
Na koniec oświadczenia czytamy, że obecnie trwa śledztwo w sprawie pomocy kobiecie w przerwaniu ciąży.
"W tej sprawie prowadzone jest śledztwo pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Kraków – Krowodrza pod kątem art. 152 § 2 kodeksu karnego, który mówi o tym, że kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3" - informuje policja.
Dodatkowo badana jest również sprawa pod kątem naruszenia innego artykułu kodeksu karnego w sprawie targnięcia się na własne życie.
"Postępowanie prowadzone jest również pod kątem art. 151 kodeksu karnego stanowiącego, że kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Kwalifikacja może być zmieniona w zależności od ustaleń postępowania" - zakończono w oświadczeniu.
Do sprawy odniosła się także Naczelna Izba Lekarska na twitterze. "Wedle uzyskanych przez nas informacji służby zostały zawiadomione ws podejrzenia próby samobójczej. Lekarz, który podejrzewa taką próbę ma obowiązek powiadomić odpowiednie służby by ratować zagrożone życie" - napisała NIL, dodając, że to co spotkało pacjentkę, stanowi naruszenie praw pacjenta i sprawą powinien się zająć Rzecznik Praw Pacjenta.
Ta instytucja napisała na portalu gov.pl, że "jak wynika ze wstępnych komunikatów, życie i zdrowie pacjentki mogło być zagrożone. Potrzebne są szczegółowe wyjaśnienia, w tym analiza dokumentacji i zapisów monitoringu". RPP dodał, że zależy mu "jak najszybszym wyjaśnieniu sprawy i wszystkich okoliczności jej towarzyszących".