Julia Przyłębska odchodzi. Co dalej z Trybunałem Konstytucyjnym?

Dorota Kowalska
LUKASZ GDAK
Julia Przyłębska zostawia Trybunał Konstytucyjny w opłakanym stanie: upolityczniony, pozbawiony jakiegokolwiek autorytetu. Jej odejście niczego tak naprawdę nie zmienia. Zmiany w TK wydają się możliwe dopiero po wyborach prezydenckich i to tylko wtedy, kiedy wygra je kandydat obozu rządzącego. W innym wypadku pat trwać będzie dalej.

To właściwie historyczny moment - Julia Przyłębska zrzekła się funkcji prezesa Trybunału Konstytucyjnego, choć dla większości prawników nigdy nim nie była. Teraz będzie „sędzią kierującą pracami TK”.

Oprócz oficjalnego komunikatu TK, Przyłębska wysłała też do swoich współpracowników wiadomość treści: „Uprzejmie informuję, że zrzekłam się funkcji prezesa TK i obecnie kieruję pracami Trybunału na podstawie artykułu 11 ustęp 2 Ustawy o organizacji i trybie postępowania przed TK”.

Kadencja Julii Przyłębskiej kończy się 9 grudnia. Trzy dni wcześniej ma się odbyć posiedzenie Zgromadzenia Ogólnego TK, Przyłębska może wziąć w nim udział. I pewnie weźmie, bo podczas tego spotkania sędziowie TK wybiorą kandydatów na nowego prezesa Trybunału Konstytucyjnego.

- Ten ruch jest oczywisty - oceniła Sylwia Gregorczyk-Abram, adwokatka z Fundacji „Wolne Sądy” na antenie TVN24. Przyłębska chce mieć swojego człowieka na fotelu prezesa już po tym, jak odejdzie z Trybunału.

- Gdyby była tym prezesem, nie mogłaby mieć wpływu na to, kto będzie następnym prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Dlatego tuż przed upływem swojej kadencji, która upływa 9 grudnia, zdecydowała się na taki ruch - tłumaczyła Sylwia Gregorczyk-Abram. Podobnego zdania jest prof. Stanisław Biernat, były wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego.

Ponoć największe szanse na fotel prezesa ma Bartłomiej Sochański, którego kadencja w TK skończy się dopiero w kwietniu 2029 roku, to on może więc kierować tą instytucją przez najbliższy czas.

W grudniu tego roku kończą się także kadencje trzech z piętnastu sędziów zasiadających w TK: 9 grudnia - Julii Przyłębskiej, a 3 grudnia - Mariuszowi Muszyńskiemu i Piotrowi Pszczółkowskiemu.

Zgodnie z obowiązującymi przepisami nowych członków TK powinien wybrać Sejm. I tu rodzi się problem. Posłowie żadnego z klubów nie zgłosili swoich kandydatów na wolne miejsca w TK. Rząd bojkotuje wyroki Trybunału Konstytucyjnego, nie ogłasza ich w urzędowych dziennikach, nie widzi też powodów, aby to robić. Prawo i Sprawiedliwość, jak przyznają politycy PiS, i tak nie ma większości w Sejmie, więc ich kandydaci przepadliby w głosowaniach.

Cóż, Julia Przyłębska zostawia Trybunał Konstytucyjny w opłakanym stanie. Prawnicy mówią krótko: jest upolityczniony i pozbawiony jakiegokolwiek autorytetu.

- Julia Przyłębska doprowadziła do niewyobrażalnego wcześniej upadku Trybunału Konstytucyjnego. Cieszył się on wysokim prestiżem w Polsce i poza nią, został sprowadzony do roli maszynki politycznej - ocenił na antenie TVN24 prof. Stanisław Biernat, były wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego.

Lista zarzutów pod adresem Przyłębskiej jest długa: podejmowanie działań niezgodnych z prawem, wchodzenie w wewnętrzne spory, czego efektem był paraliż prac Trybunału. Sama Julia Przyłębska zostanie zapamiętana jako „odkrycie towarzyskie” Jarosława Kaczyńskiego, bo tak powiedział o niej prezes podczas jednego z wywiadów.

- To fascynujący człowiek, który opowiada wiele ciekawych historii o życiu; świadek historii - stwierdziła z kolei Julia Przyłębska w rozmowie z Politico.

Kiedy zostawała prezesem Trybunału Konstytucyjnego, jej CV nie było zbyt bogate: była sędzią Sądu Okręgowego w Poznaniu, potem przewodniczącą wydziału ubezpieczeń społecznych, konsulem w Ambasadzie RP w Niemczech. Z pewnością nie należała do elit prawniczych kraju, ale te elity - zdaniem prezesa Kaczyńskiego - były zdemoralizowane, skompromitowane, więc Przyłębska idealnie nadawała się na prezesa Trybunału Konstytucyjnego.

Jej kontakty z liderem Zjednoczonej Prawicy nie były dla nikogo tajemnicą, podobnie jak postanowienia, zabezpieczenia czy wyroki wydawane zgodnie z oczekiwaniami ówczesnej ekipy rządzącej. Wystarczy powiedzieć, że według maili, które wyciekły z kancelarii premiera, na początku 2019 roku Przyłębska omawiała z ówczesnym ministrem Michałem Dworczykiem, zaufanym człowiekiem premiera, trzy konkretne sprawy przed wydaniem orzeczeń, które miały mieć skutki dla budżetu państwa.

Tyle że nastąpiła zmiana władzy, a ta nowa zdaje się wyrokami TK zupełnie nie przejmować.

- Trybunał Konstytucyjny działa niezgodnie z prawem, w nieodpowiednim umeblowaniu i bez prezesa, który może reprezentować ten organ na zewnątrz i wewnątrz - tłumaczył Michał Szczerba, poseł KO. Jego opinie podzielają nie tylko politycy rządzącej koalicji, ale także spora, jeśli nie większa, część prawników.

To duży problem dla wymiaru sprawiedliwości, bo wygląda na to, że Trybunał Konstytucyjny jest, ale jakby go nie było. I odejście Julii Przyłębskiej niewiele tu zmienia.

- Podstawowe pytanie: czy my dzisiaj w ogóle mamy Trybunał Konstytucyjny? Są bardzo poważne wątpliwości, związane nie tylko ze sprawą tak zwanych dublerów, ale statusu wszystkich osób zasiadających w tak zwanym Trybunale - mówił już rok temu na antenie TVN24 były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Zoll.

Wyjaśniał, że „te problemy biorą się od samego początku, bo Trybunał jako organ został powołany nieprawidłowo i prezes tego organu nie została prawidłowo powołana przez prezydenta”.

Minister Bodnar postanowił wyjść z tej, wydawałoby się, patowej sytuacji. 4 marca, razem z Maciejem Berkiem, ministrem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, politykami ugrupowań rządzącej koalicji oraz byłymi sędziami TK przedstawił założenia kompleksowej reformy Trybunału Konstytucyjnego.

Koniec końców Sejm, a potem Senat, przyjął dwie ustawy mające zreformować Trybunał - nową ustawę o TK oraz ustawę zawierającą przepisy wprowadzające.

Ta pierwsza zakłada, że sędziowie Trybunału będą wybierani przez Sejm większością trzech piątych głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Kandydaci mają mieć od 40 do 70 lat i w 4-letnim okresie poprzedzającym wybór nie mogą sprawować mandatu posła, senatora lub posła do Parlamentu Europejskiego, być członkiem Rady Ministrów ani partii politycznych. Regulacja ustanawia też 14-dniowy termin odebrania ślubowania sędziowskiego przez prezydenta, liczony od dnia wyboru przez Sejm.



Przepisy wprowadzające ustawę o Trybunale Konstytucyjnym zawierają z kolei regulacje przejściowe, dostosowujące i uchylające obecnie obowiązujące ustawy odnoszące się do funkcjonowania Trybunału. Jednocześnie - jak przewidziano - wydane w ostatnich latach wyroki TK w składzie z udziałem „osób nieuprawnionych do orzekania” miałyby być „nieważne i niewywierające skutków”. W odniesieniu do obecnych sędziów TK przewidziano, że po wejściu nowych przepisów w życie mogliby oni złożyć oświadczenia, że przechodzą w stan spoczynku. Możliwość ta nie dotyczyłaby - jak głosi ustawa - „osoby nieuprawnionej do orzekania”.

- Stąd mój apel do pana prezydenta o to, żeby tę ustawę podpisać, po to jest ręka wyciągnięta w kierunku prezydenta przez parlament, w tym kierunku, żebyśmy wspólnie rozwiązali kryzys wokół TK - mówił marszałek Sejmu Szymon Hołownia.

Tyle tylko, że prezydent Andrzej Duda obie te ustawy w trybie kontroli prewencyjnej skierował do Trybunału Konstytucyjnego. Sprawy nie posunęły się naprzód, wróciły za to dyskusje o legalności TK i o tym, kto w Trybunale Konstytucyjnym zasiada.

- To już nie jest TK, to TKiK, Trybunał Kolegów i Koleżanek pani Julii Przyłębskiej i polityków PiS. Jeżeli prezydentowi nie przeszkadza, że w TK Przyłębskiej zasiadają pan Święczkowski, pan Piotrowicz, pani Pawłowicz i że praktycznie każda jego decyzja obarczona jest wadą prawną i wprowadza chaos do systemu prawa w Polsce, to nie wiem, jak z prezydentem o tym rozmawiać. Myśmy zrobili rzecz, którą powinniśmy zrobić, przedstawiliśmy, wyciągnęliśmy rękę również do opozycji, i znowu foch, i znowu „nie”, i znowu upieramy się, że białe jest czarne, a czarne jest białe - skomentował decyzję prezydenta Szymon Hołownia.

Skąd ten szum wokół TK? Historia politycznych zawirowań wokół tej instytucji zaczęła się w 2015 roku. I żeby było jasne, winowajcą całego zamieszania byli politycy ówczesnej koalicji rządzącej, czyli Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. To głównie ich głosami 8 października 2015 roku Sejm VII kadencji wybrał pięciu nowych sędziów: Romana Hausera, Krzysztofa Ślebzaka, Andrzeja Jakubeckiego, Bronisława Sitka i Andrzeja Sokalę, którzy mieli być następcami trzech sędziów kończących kadencję 6 listopada i dwóch, których kadencje kończyły się w grudniu, a więc już w czasie następnej kadencji parlamentarnej. Tak więc wybrano sędziów niejako „na zapas”. Kilka dni później odbyły się wybory parlamentarne, które wygrało Prawo i Sprawiedliwość.

Prezydent Andrzej Duda nie odebrał ślubowania od wybranych sędziów, choć zgodnie z obowiązującą wówczas ustawą o Trybunale Konstytucyjnym powinien to zrobić, ale też podkreślał, że ich wybór nie był zgodny z konstytucją.

Także posłowie PiS zakwestionowali konstytucyjność wyboru sędziów, ale czekali na rozwój sytuacji. Wniosek w tej sprawie do TK złożyli sami posłowie KO. 3 grudnia 2015 roku TK uznał, że Sejm VII kadencji wybrał dwóch sędziów TK w sposób niezgodny z konstytucją (w miejsce tych, których kadencja kończyła się w grudniu), wybór pozostałej trójki (w miejsce tych, których kadencja skończyła się w listopadzie) był z nią zgodny.

PiS, zanim jeszcze zapadło rozstrzygnięcie w Trybunale Konstytucyjnym, unieważnił wszystkie uchwały z 8 października 2015 roku i wybrał pięciu nowych sędziów TK: Henryka Ciocha, Lecha Morawskiego, Mariusza Muszyńskiego, Julię Przyłębską i Piotra Pszczółkowskiego. Prezydent Andrzej Duda w nocy odebrał od nich ślubowanie.

Henryk Cioch i Lech Morawski zmarli w 2017 roku. W ich miejsce wybrano Justyna Piskorskiego i Jarosława Wyrembaka i dlatego, zdaniem większości prawników, podobnie jak Mariusz Muszyński, zasiadają w TK bezprawnie. Stąd nazwa „dublerzy”. - W sprawie wyboru sędziów TK to nie my złamaliśmy konstytucję, ale nasi poprzednicy w poprzedniej kadencji. My nie mogliśmy tolerować łamania konstytucji - mówił potem prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Politycy Platformy Obywatelskiej szybko zdali sobie sprawę, że popełnili błąd, z którego skwapliwie skorzystali politycy Prawa i Sprawiedliwości. - Za to działanie przepraszamy i jesteśmy przekonani, że na kanwie tej sprawy już nigdy więcej nie zdarzy się taka sytuacja - już w grudniu 2015 roku bił się w piersi Borys Budka, były minister sprawiedliwości. - Co do tych dwóch uderzam się w pierś - wtórował mu Marcin Święcicki.



Krzysztof Brejza dodał z kolei, że „PO już wcześniej uderzyła się w pierś, składając wniosek do Trybunału Konstytucyjnego”.

Kamila Gasiuk-Pihowicz przyznała, że wybór dwóch sędziów „na zapas” nie był najrozsądniejszym ruchem polityków Platformy, którzy najwidoczniej uznali, że większość sejmowa może wszystko.

- Że możemy z butą i arogancją sięgnąć także po dwóch dodatkowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego - dodała.

Ryszard Kalisz też mówił bez ogródek, że PO popełniła błąd i zrobiła to świadomie.

- Za dużo chciała. Doskonale wiedziała, że przegra wybory - ocenił.

Za błędy trzeba płacić. I koalicja rządząca właśnie to robi, starając się zakończyć niebezpieczną polityczną grę, którą sama rozpoczęła. Tyle tylko, że jej końca nie widać.

Julia Przyłębska na pewno da sobie radę. Będzie jej przysługiwała sędziowska emerytura. „Fakt” donosi, że biorąc pod uwagę dodatek funkcyjny, odchodząca prezes TK może liczyć na odprawę w wysokości 6-krotnego wynagrodzenia. Po podwyżce pensja Przyłębskiej miała wynosić w 2024 roku ponad 43 tys. zł brutto miesięcznie, o ok. 10 tys. zł więcej niż przed rokiem.

„To oznacza, że taka odprawa może wynieść ok. 260 tys. zł brutto” - pisze dziennik.

Jaką zaś mamy sytuację w Trybunale Konstytucyjnym? Co zostawia po sobie Julia Przyłębska? Mało prawdopodobne, aby skład TK po odejściu Przyłębskiej, Muszyńskiego i Pszczółkowskiego, których kadencje się kończą, został uzupełniony. Jak ocenił minister sprawiedliwości Adam Bodnar, powoływanie nowych sędziów na te stanowiska mogłoby stanowić legitymizowanie działania Trybunału Konstytucyjnego.

Koalicja rządząca i tak nie uznaje orzeczeń TK, teraz nie będzie w nim nawet wymaganej liczby sędziów. Cóż, można powiedzieć, że TK pozostanie atrapą instytucji, która powinna stać na straży prawa i praworządności.

I wydaje się, że zmiany w Trybunale Konstytucyjnym będą możliwe dopiero po wyborach prezydenckich, i to tylko wtedy, kiedy wygra je kandydat obozu rządzącego. W innym wypadku pat trwać będzie dalej. PAP

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ostatnia droga Franciszka. Papież spoczął w ukochanej bazylice

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
8 grudnia, 20:00, Gość:

Prezydent z opozycji oznacza, paraliż, który dla obywateli zaowocowałby brakiem pomocy lub pomocą ograniczoną

Prezydent współpracujący z rządem to warunek nieodzowny, by działać skutecznie, konkretnie i szybko.

G
Gość
Prezydent z opozycji oznacza, paraliż, który dla obywateli zaowocowałby brakiem pomocy lub pomocą ograniczoną
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl