Kostrzewa-Zorbas: Potrzebujemy dalekosiężnej wizji

Polskapresse
Prezydent nie jest o rządzenia - mówi politolog Grzegorz Kostrzewa-Zorbas w rozmowie z Agatonem Kozińskim.

Prezydent Polski największy wpływ ma na politykę zagraniczną kraju. Tymczasem właściwie jedynym tematem, jaki się przewijał w kampanii, był udział polskich żołnierzy w misji w Afganistanie. Po co właściwie nam ta wojna?
Najkrócej mówiąc: do wojny w Afganistanie przyłączyło się NATO, a także drugie tyle państw z innych części świata. My - jako członek sojuszu - nie powinniśmy podejmować jednostronnie decyzji w sprawach tej wojny, tylko uzgadniać ją na wspólnym forum. A polski prezydent, oczywiście w porozumieniu z rządem, mógłby zaproponować w NATO zmianę strategii wobec Afganistanu. Bo to jest niezbędne. Teraz sojusz stara się przerobić ten kraj na podobieństwo państw zachodnich. Tyle że w tym przypadku jest to niemożliwe. Afganistan to inna cywilizacja. Dlatego potrzebna jest zmiana celu i sposobu działań. Trzeba nowej strategii, która da Afgańczykom sposobność określenia własnej wizji kraju.

Czemu kandydaci unikali tematów związanych ze sprawami zagranicznymi?
Nie zgadzam się, że unikali - przecież sporo mówiło się o wojsku, które jest bezpośrednio związane z tematyką międzynarodową, czy o sytuacji w Białorusi. Ale zgadzam się, że mówiono za mało. Uważam, że powinna być dodatkowa debata poświęcona tylko sprawom zagranicznym - w końcu to bardzo istotny element obowiązków prezydenta. Według konstytucji prezydent w Polsce ma realne uprawnienia w tej materii - tymczasem te zadania potraktowano bardzo powierzchownie. W takiej debacie można by precyzyjnie dowiedzieć się, co obaj kandydaci proponują w sprawie nie tylko Białorusi, lecz także całego Partnerstwa Wschodniego, w sprawach Unii Europejskiej itp.

Taka debata się nie odbyła. Spróbujmy więc określić najważniejsze cele w polityce zagranicznej. Jakie zadania w tej materii czekają na nowego prezydenta?
Powinien wzmacniać pozycję Polski w Europie i na świecie. Wprawdzie prezydent ma wiele do powiedzenia także w bieżącej polityce międzynarodowej czy obronności - choćby dlatego, że jego obowiązkiem jest ratyfikowanie traktatów, mianowanie ambasadorów czy mianowanie dowódców w siłach zbrojnych - ale byłoby wskazane, by zamiast zajmować się codziennym zarządzaniem, skoncentrował się na realizacji dalekosiężnej wizji. To powinno stać się jego specjalizacją. Co więcej, prezydent nie powinien takich wizji tylko tworzyć, ale także pilnować ich realizacji. Takie działania dużo łatwiej prowadzić prezydentowi niż premierowi, gdyż szef rządu ma więcej bieżących działań i to one pochłaniają jego energię.
Rzeczywiście, prezydent nie musi na co dzień walczyć z parlamentem - tak naprawdę trudno weryfikować jego pracę, rozliczyć go mogą dopiero wyborcy na koniec kadencji. Jak powinien wykorzystać ten spokój i komfort pracy do wzmocnienia polskiej pozycji w świecie? Jakie cele powinien sobie wyznaczyć?
Te cele można bardzo precyzyjnie nazwać. Przede wszystkim powinien zabiegać o wejście Polski do grupy G20. To nie jest łatwe, gdyż wymagałoby to zmian w samym charakterze tej grupy. Twarde liczby pokazują, że Polska stała się jedną z 20 największych gospodarek świata, ale trudno spodziewać się, że jakieś państwo zostanie z G20 wyproszone, by zwolnić nam miejsce. Ale też liczba 20 krajów należących do tej grupy nie jest święta i na pewno można by ją rozszerzyć. A wprowadzenie do niej Polski umocniłoby naszą pozycję w Europie i świecie. Na szczytach G20 najważniejsze państwa świata dokonują kluczowych ustaleń, potem często formalizowanych na przykład w MFW czy ONZ. Ta grupa coraz bardziej przypomina ekskluzywny klub. Przywódcy coraz lepiej się poznają, nabierają do siebie zaufania, gdy tymczasem reszta jest od nich coraz bardziej odcięta. Te szczyty nie zbawiają świata, często są poniżej oczekiwań, ale warto brać w nich udział. Tym bardziej że od lat 90. realizujemy zasadę przyłączania się do wszystkich ważnych organizacji międzynarodowych Zachodu i światowych. Wstąpiliśmy do NATO, OECD, WTO, Banku Światowego, Unii. Kolejnym krokiem jest G20. Oczywiście ta przynależność nie rozwiązałaby wszystkich naszych problemów, ale żaden - nawet największy - polityczny sukces ich nie rozwiązuje. Ważna jest suma wielu wysiłków.

Jaki wysiłek warto jeszcze podjąć?
O przynależności do G20 w Polsce mówi się dużo. Na świecie jednak jest więcej sposobów mierzenia globalnej miary państwa - tylko u nas o nich się nie wspomina. Jednym z nich jest na przykład Wskaźnik Rozwoju Społecznego, jego angielska nazwa to Human Development Index (HDI). To bardzo prestiżowy ranking państw świata, który określa materialny, ale i niematerialny poziom życia w poszczególnych krajach. Bierze się w nim pod uwagę i produkt narodowy brutto na mieszkańca, i dostępność wszystkich poziomów edukacji od przedszkola do doktoratu, i zdrowie mierzone średnią długością życia. Polska w tym rankingu wypada słabo, w ostatnim zestawieniu sklasyfikowano nas na 41. miejscu na świecie - poniżej wszystkich państw zachodnioeuropejskich. Uważam, że nowy prezydent Polski powinien przyjąć za swój cel działań poprawę naszej pozycji w tym rankingu.

Mamy szansę wysoko pójść w górę?
Trudno dać od ręki gotową odpowiedź, gdyż wymaga to dokładnych badań. Dlatego pierwszym zadaniem nowej głowy państwa powinno być przeprowadzenie analizy, czemu jesteśmy tak nisko w tym zestawieniu, skoro wielkość naszego PKB upoważnia nas do ubiegania się o miejsce w G20. Następnie powinien zadeklarować, jak wysoko możemy awansować w ciągu pięciu lat jego prezydentury, ale także, co trzeba zrobić w dłuższej perspektywie, żeby zyskać w tym rankingu. Te analizy powinny tak naprawdę zdeterminować polską politykę na najbliższe 20-30 lat. Na pewno jest realny awans w ciągu pięciu lat o pięć pozycji. Skok w górę o 10-20 miejsc byłby dużym sukcesem. Ale by to się stało, trzeba mieć precyzyjny plan działania, w dodatku rozpisany na dłużej niż jedna prezydencka kadencja. Jednak trzeba zacząć nad tym pracować. Powinien powstać zespół ekspertów, zwarty ośrodek będący w stanie wciągać do swych prac instytuty badawcze, think tanki, naukowców. A temu wszystkiemu powinna towarzyszyć szeroka dyskusja publiczna o naszych możliwościach i ograniczeniach.

Rozmawiał Agaton Koziński

Wróć na i.pl Portal i.pl