Pozostaje pytanie, co konkretnie na niemieckich boiskach chce osiągnąć Michał Probierz, swoją drogą już uznany za trzeciego... najseksowniejszego selekcjonera wśród grona, które powalczy o tytuł mistrza Europy? Trener zapowiada walkę na całego, czemu oczywiście trudno się dziwić; wystarczy przypomnieć sobie, iż przed wylotem na World Cup do Azji w 2002 roku ówczesny trener kadry Jerzy Engel deklarował, że stawką dla Biało-Czerwonych jest złoty medal. Co jednak realnie jest w stanie ugrać Probierz?
Podstawowe przykazanie
Wspomniany Engel, potem Paweł Janas, Adam Nawałka na MŚ w Rosji i Paulo Sousa, czyli kolejni selekcjonerzy reprezentacji Polski popełniali podobny błąd – szykowali zespół na czwarty mecz w turnieju, zapominając po drodze, że tak naprawdę najważniejsze, kluczowe dla losów Biało-Czerwonych jest spotkanie pierwsze. Chcąc bowiem zachować szanse na wyjście z grupy tego starcia przegrać po prostu nie wolno.
Cóż bowiem z tego, że po bardzo intensywnych przygotowaniach zapewne nie zabrakłoby "tlenu" naszym zawodnikom na fazę grupową w MŚ 2002, MŚ 2006, MŚ 2018 i ME 2020, skoro po porażkach odpowiednio z Koreą Południową, Ekwadorem, Senegalem i Słowacją nasi piłkarze realizowali koszmar polskiego kibica, czyli scenariusz, wedle którego po meczu otwarcia przychodził ten o wszystko, a na koniec o honor? Po porażkach na dzień dobry atmosfera ulatywała bezpowrotnie, i selekcjonerom nie udawało się już podnieść zawodników.
Nie zawsze byliśmy chłopcami do bicia
Zupełnie inaczej potoczyły się losy Biało-Czerwonych w Euro 2016 i MŚ 2022, gdy najpierw wybrańcom Nawałki udało się pokonać Irlandię Północną 1:0, a sześć lat później zespołowi Czesława Michniewicza zremisować z Meksykiem. Oczywiście, Holandia stanowi znacznie większe wyzwanie niż obaj wspomniani wyżej rywale, ale jeśli cokolwiek pozytywnego ma się dla nas zadziać w mistrzostwach Europy, to w Hamburgu trzeba się stawić z dobrym pomysłem na Oranje. A potem go zrealizować! I takie przesłanie powinno przyświecać Probierzowi, nawet jeśli teraz na mistrzostwach Europy z grupy można wyjść nawet z trzeciego miejsca.
Ku pokrzepieniu, można trenerowi Michałowi przypomnieć, że gdy w 1974 roku reprezentacja Kazimierza Górskiego (na MŚ rozgrywanych w Niemczech) wylosowała w grupie Argentynę, Włochy i Haiti, w powszechnej opinii – w kraju i na forum międzynarodowym – miała walczyć z Haiti o trzecie miejsce... w grupie. Skończyło się wówczas, po piorunującym początku Biało-Czerwonych, trzecim miejscem na świecie, a polscy piłkarze wyjechali z Niemiec z opinią największej rewelacji turnieju.
Fakt, to było bardzo dawno temu, ale naprawdę warto przypomnieć, że nie zawsze na poważnych turniejach byliśmy chłopcem do bicia. Nawet jeśli po losowaniu za takiego uchodziliśmy...
