Zacznijmy jednak od początku. Sam fakt, że redakcja "Gazety Wyborczej" nawet w Święta Wielkiej Nocy, dni przebaczenia, wspólnoty, smutku, ale także szczęścia ze Zmartwychwstania, odradzania się życia, nie mogła sobie odpuścić prymitywnych dowcipów politycznych, ataku na ugrupowanie, którego nienawidzi, pokazuje i poziom i fiksacje tego biuletynu Platformy Obywatelskiej.
Taka uroda Wyborczej
Podobnie, postawienie obok siebie życzeń "Polski bez PiS" z tymi, które dotyczyły uwolnienia Poczobuta oraz wolnej Ukrainy muszą wzbudzać obrzydzenie u każdego, kto ma chociaż odrobinę przyzwoitości oraz zdrowego rozsądku. Zrównywać zmianę rządu w Polsce z uwalnianiem więźniów politycznych okrutnego reżimu? Koniec kadencji demokratycznie wybranej partii uważać za równie istotny, co zakończenie wojny, która jest zagrożeniem dla całej Europy (szczególnie dla nas), barbarzyńskiej inwazji, podczas której morduje się dzieci, dokonuje zbrodni przeciw ludzkości? W końcu, wykorzystywanie, tak ofiar despocji Łukaszenki jak i Putina, żeby, „przy okazji”, zaatakować głównego konkurenta Platformy Obywatelskiej?
Ciężko nie uznać tego za upiorne połączenie i skrajnej głupoty, i niebywałego wręcz cynizmu politycznego. Niemniej, o dziwo, nie to szokuje najbardziej w tych kilku przytoczonych zdaniach wydrukowanych przez GW. Owszem, opisany powyżej aspekt jest paskudny, niemniej, jeśli można tak to ująć, taka jest „uroda” tekstów biuletynu PO. Wyborcza od lat nas do tego przyzwyczaja, niczym się tu zresztą nie różni od reszty mediów funkcyjnych względem Platformy, takich jak Newsweek, TVN, Polityka czy Onet. Istotne i naprawdę wstrząsające jest coś innego. Chodzi o życzenia „Rosji z marzeń Nawalnego”.
Otóż Rosja z marzeń tego polityka jest ostatnią rzeczą, jaką jakakolwiek polska gazeta, jakiekolwiek polskie medium powinno życzyć swoim czytelnikom. Jeśli zaś, co prawdopodobne, Wyborcza nie uważa się za gazetę „polską”, ponieważ w swojej postępowości dawno wykroczyła ponad takie stare, „przeterminowane tożsamości”, w kierunku „europejskości”, to i tak niewiele to zmienia. Ponieważ dla każdego, kto ma elementarną wiedzę o tej wojnie, o Rosji, jest oczywistym, czym jest owa „wymarzona” przez Nawalnego Rosja. Zresztą sam „zainteresowany” mówił o tym wielokrotnie, wprost. To Rosja, która trzyma w garści Ukrainę. To Rosja silna, nacjonalistyczna, to Rosja, która kontroluje Białoruś, a szerzej, cały nasz region. To Rosja dominująca nad Unią, to Rosja, która wprowadziła ponownie Polskę do strefy swoich wpływów, to Rosja, która nie musi bać się NATO. To Rosja imperialistyczna i szowinistyczna. Tego właśnie życzą nam redaktorzy GW.
Marzenia Nawalnego
Przypomnijmy więc, pokrótce, poglądy Nawalnego. Po pierwsze uderza jego konsekwentne, twarde stanowisko w sprawie "rosyjskiego Krymu", niezgoda, mimo wielokrotnie ponawianych próśb strony ukraińskiej, o zaprzestanie zaznaczania Krymu jako części Federacji Rosyjskiej na prezentowanych przez jego sztab mapach. Dodajmy do tego łagodne i dziwne słowa o konieczności powrotu do "porozumień mińskich", jeśli chodzi o wojnę w Ukrainie. Widać wyraźnie, że stanowisko Nawalnego wobec naszego sąsiada jest imperialistyczne. Tyle że, to fakt, swoje cele w Ukrainie chce on osiągać dyplomacją i ekonomią, nie ludobójstwem. W tym kontekście warto zauważyć, że Nawalny, gdy kieruje swój przekaz do Rosjan, krytykuje Putina czysto ekonomicznie. Nie samą koncepcję imperium rosyjskiego, jego możliwości wpływów, jego dominacji w postsowieckim krajobrazie politycznym (niektóre z jego, tj. Nawalnego, konkretnych idei nowej struktury Federacji Rosyjskiej wręcz umocniłyby tę dominację), tylko sposób, w jaki Putin dąży do realizacji tej idei.
Putin jest zły nie z powodu swoich celów, tylko dlatego, że nie potrafi ich osiągnąć i robi to w niewłaściwy sposób, głównie wydaje na to za dużo rosyjskich pieniędzy i za dużo Rosjan traci przy tym życie. Oczywiście ogólny "światopogląd geopolityczny" Nawalnego jest dość mętny, niemniej wracają w nim pojęcia takie jak "ruski mir" (!), czyli fundamentalna koncepcja kolonizacji innych państw w wykonaniu Rosji. Nawalny jest też za "niepodległością" pseudo-republik (jak Nadniestrze etc.) umieszczonych w byłej strefie sowieckiej władzy, o których wszyscy wiedzą, że są niczym innym jak formą baz wojskowych dla Moskwy. W tym kontekście nie jest trudnym zadaniem wywnioskować podejście Nawalnego do niepodległej Białorusi. Z jego wypowiedzi przebija też "marzenie", by Rosja (oczywiście ta lepsza, ta jego) była tak silna, by stała się równorzędnym partnerem dla USA i NATO.
Znów, nie brzmi to, delikatnie rzecz ujmując, najlepiej z perspektywy Warszawy. Zresztą Nawalny sam określa się mianem nacjonalisty rosyjskiego, zaś, powtórzę, ostrze jego krytyki wobec reżimu, gdy polemizuje z rosyjskimi politykami, jest ekonomiczne, praktyczne, nie ideowe. Nakładając na to jego wieloletnie kooperowanie z wyjątkowo paskudnymi ugrupowaniami nacjonalistycznymi w Rosji, jego zachwyt nad atakiem na Gruzję (z czasem zaczął tę kwestię niuansować, niemniej nadal jest zwolennikiem "autonomii" Osetii), dystans do marzeń takiego polityka byłby wskazany.
W końcu, sprawa Polski. W tym momencie największym zagrożeniem dla naszego państwa jest tak naprawdę ekspansja i dominacja energetyczna Rosji. Osiągnięcie tego celu miał Moskwie zapewnić Berlin, z bardziej niż chętną ku temu Merkel. Nawalny nigdy nie zrezygnował z "zacieśniania" tego typu relacji z Niemcami, podczas swojej wizyty w Niemczech wręcz mówił o konieczności jak najgłębszej współpracy biznesowej tych dwóch państw. Ta zaś, jeśli zostałaby zrealizowana tak, jak wymarzył sobie to Berlin z Moskwą, byłaby realną groźbą stworzenia energetycznego duopolu tych dwóch potęg w naszym państwie, czyli potężnym ograniczeniem naszej suwerenności.
Tępota gorsza od złej woli
Oczywiście, można uważać, że Nawalny, w dzisiejszym „rozdaniu” politycznym, jest lepszy od Putina. Tak samo jak jasnym jest, że mówimy tu o więźniu politycznym okrutnego reżimu. Tyle że nie tego dotyczyły „życzenia” Wyborczej. Mowa była wprost o realizowaniu wizji tego polityka, o jego „marzeniach”. Co więcej, przecież ten tekst GW musiał przejść przez kolejne redakcje, sita, sczytywania. Już wydrukowany, był następnie „wrzucany” do internetu przez czołowych publicystów tej gazety. Powstaje pytanie, czy faktycznie ludzie ci chcą Rosji jak z marzeń Nawalnego? Niezależnie od tego, co można myśleć o środowisku GW, ciężko jednak w to uwierzyć. Jedyne sensowne wytłumaczenie jest proste. Otóż ci ludzie naprawdę nie mają zielonego pojęcia o tym, co piszą. Nic nie wiedzą o otaczającej ich rzeczywistości. Ich zła wola jest drugorzędna wobec ich niebywałej ignorancji. Pracownicy tego medium to po prostu, jeśli chodzi o materię stosunków międzynarodowych, o to, co dzieje się „na świecie”, zwyczajne głupki.
Pozbawieni wiedzy, operujący najbardziej infantylnymi, prostackim skojarzeniami, w zależności od tego, co zobaczą na HBO bądź Netfliksie. Potem ci ludzie, z taką atrofią i wiedzy i rozsądku, z tak niebywałą ignorancją, tak zdziecinniali, pozują na elitę, na nową wspólnotę intelektualną. Na wielkich ekspertów, dziennikarzy i analityków, przekazujących wiedzę głupim Polakom. Jest to obecnie niebywale niebezpieczne. Już teraz widać, że istnieją na Zachodzie (szczególnie we Francji i Niemczech) bardzo wpływowe środowiska polityczne, usiłujące „namaścić” Nawalnego. Nie chodzi tu nawet konkretnie o tego polityka, jest on raczej jednym z argumentów, mających legitymizować opłacalny dla nich dyskurs o Rosji. Opowieść o tym państwie, w której Putin okazuje się tylko rodzajem przypadku, błędem, który można szybko naprawić, bo przecież wciąż istnieje ta dobra, demokratyczna, sensowna Rosja, Rosja np. Nawalnego.
Gdy więc Putin zniknie, wręcz trzeba wrócić „wspaniałej i owocnej” współpracy biznesowej, do „partnerskich rozmów” etc. Zwycięstwo tej „opowieści”, sytuacja, w której wyznacza ona ponownie politykę najważniejszych państw Unii wobec Rosji, to jedno z największych zagrożeń dla państw naszego regionu. Oznacza ona powrót do wszystkich tych patologii, które umożliwiły Rosji rozpętanie obecnego koszmaru w Ukrainie. Pozwoli wschodniej despocji na odzyskiwanie wpływów, na sukcesywne budowanie siły do kolejnego ataku. Zaś nasza „elita” rodem z GW, związani z nią politycy czy „myśliciele” i „dziennikarze”, o kompletnie skolonizowanej mentalności, będą wspomnianą narrację powtarzać. Być może nawet nie ze złej woli, tylko dlatego, że są za głupi, że nic nie wiedzą, nie potrafią inaczej.
Będą, zapewne często nieświadomie, robić wszystko, żeby polskie społeczeństwo było na opisywane zagrożenie ślepe. Zresztą, przecież już tak było, przypomnijmy jak wspomniana „elita” kazała nam „nie przejmować się” Nord Stream2 (a niektórzy najbardziej rozgrzani „dziennikarze” mediów totalnej opozycji oczekiwali wręcz radości z budowy tego gazociągu). Jak widać, można zachowywać się jak rosyjska 5. kolumna wcale nie celowo, ale po prostu z głupoty i braku intelektualnej samodzielności. Zaś wtopa z życzeniami "Wyborczej" pokazuje, że to środowisko się niewiele zmieniło. Ja zaś, kończąc ten tekst, pozwolę sobie życzyć tak czytelnikom jak i sobie jednego - żeby Rosja nigdy nie była jak z "marzeń Nawalnego".
