Kłopoty byłego piłkarza i męża nieżyjącej aktorki Anny Przybylskiej, zaczęły się w kwietniu, gdy 29-letnia modelka oskarżyła go o brutalny gwałt w jednym z sopockich hoteli, w którym mieli razem spędzać czas. B. od początku nie przyznawał się do winy [od czwartku 2 stycznia, nie udało nam się skontaktować z pełnomocnikami mężczyzny, by potwierdzić, że - tak jak na etapie śledztwa - możemy publikować jego pełne nazwisko - dop. red.].
„Informacje pojawiające się w mediach na temat rzekomo zarzucanych mi czynów są szokujące, zarówno dla Państwa, jak i dla mnie. Oskarżenia te są nieprawdziwe i formułowane wyłącznie w celu osiągnięcia korzyści materialnych” - pisał w oficjalnym oświadczeniu wydanym 8 miesięcy temu.
Piłkarz wyszedł z aresztu za kaucją w wysokości 20 tys. zł, po usłyszeniu zarzutu udzielenia narkotyków dwóm osobom - w tym oskarżającej go o gwałt kobiecie.
Jak poinformowała nas prokurator Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, zebrany w toku wielomiesięcznego śledztwa materiał dowodowy nie dał podstaw, by oskarżyć B. o gwałt. Były piłkarz przed sądem odpowie jedynie za zagrożone karą do 3 lat więzienia udzielenie środka odurzającego innym osobom.
- Brak zgody na stosunek seksualny nie pozostawia śladów, a wyniki obdukcji nie dają pewności, czy doszło do stosunku ze zgodą, czy bez. Gdy zostaje słowo przeciwko słowu, prokuratura staje po stronie sprawcy - nie stawia zarzutu - skomentowała doniesienia medialne na portalu społecznościowym aktywistka ruchu #metoo Maja Staśko, która niespełna 2 tygodnie po zdarzeniu na łamach Wirtualnej Polski opublikowała rozmowę z modelką.
Przekonując, że oskarżenie o udzielenie narkotyków i jego brak - za zgwałcenie - nie oznaczają, że były piłkarz nie zgwałcił lub że podał narkotyk, dodała też: - Prokuratury w przypadku braku wystarczających dowodów często nie stawiają zarzutów. Robią to ze względu na statystyki - prokurator nie chce iść do sądu ze sprawą, którą, jak przypuszcza, przegra. 67 procent postępowań dotyczących zgwałcenia kończy się identycznie jak sprawa B. - nie trafiają nawet do sądu. W niektórych prokuraturach umorzenia spraw o zgwałcenie wynosi ponad 80proc. , a nawet i 90proc!
O komentarz do sprawy poprosiliśmy doświadczonego karnistę, wykładowcę akademickiego i adwokata z prokuratorskim doświadczeniem, dr. hab. Wojciecha Cieślaka, który już na wstępie zastrzegł, że nie zna akt śledztwa i nie jest w stanie jednoznacznie ocenić jego efektów.
- Trzeba wziąć pod uwagę to, że prokurator musi mieć prawo do swobodnej oceny relacji obu stron. Na postanowienie o umorzeniu dotyczącym określonego zarzutu można oczywiście złożyć zażalenie i sąd może to zażalenie uznać. W ostateczności pozostaje jeszcze możliwość tzw. subsydiarnego - czyli prywatnego aktu oskarżenia w sprawie ściganej z oskarżenia publicznego - wskazuje prawnik.
Tłumaczy też: - W moim odczuciu prokuratura generalnie – o ile można tak generalizować – nie wykazuje jakichś specjalnych zahamowań przed stawianiem zarzutów zgwałcenia i później popierania takiego zarzutu przed sądem. Natomiast w ogromnej większości takie sprawy nie są szczególnie jednoznaczne dowodowo, zwłaszcza kiedy sprawca się nie przyznaje. Do gwałtów dochodzi zwykle bez obecności świadków. Mamy wówczas do czynienia z dwoma, zupełnie rozbieżnymi relacjami dotyczącymi przebiegu zdarzenia.
Wbrew temu, co często bywa publicznie powtarzane, nie chodzi o to, że prokuratura z automatu nie daje wiary relacjom pokrzywdzonych, ani że liczą się dla niej tylko wysokie statystyki skazań i „cyferki” w dokumentach - dodaje dr. hab. Wojciech Cieślak.
KRYMINALNE POMORZE - POLECAMY:
