Siedem meczów Moniki Stankiewicz
Droga do tytułu była dla naszej zawodniczki niezwykle długa, niczym w turnieju wielkoszlemowym. Aby zapewnić sobie triumf w całych zmaganiach, musiała bowiem rozegrać (i wygrać) aż siedem pojedynków. Młoda tenisistka najwyraźniej postanowiła zrobić sobie prezent na urodziny (w czwartek, 24 października, stanie się pełnoletnia) i odprawiała z kwitkiem kolejne, znacznie wyżej notowane rywalki.
Kwalifikacje Stankiewicz przebrnęła niczym tornado, które zmiata to, co stanie mu na drodze. Młoda tenisistka najpierw bez straty gema odprawiła Haitankę Alexis Love-Star, a następnie równie pewnie (6:0, 6:3) wyeliminowała Niemkę Angelinę Wirges, plasującą się ponad 300 lokat wyżej od niej. Okazało się, że był to dopiero początek drogi, której metą było główne trofeum.
Tytuł w Faro bez przegranego seta
W całym turnieju Stankiewicz zaprezentowała się niczym Iga Świątek podczas najlepszego French Open w karierze - to znaczy odniosła siedem zwycięstw i nie straciła żadnego seta. W drodze po tytuł ograła dwie zawodniczki plasujące się ponad sześćset miejsc wyżej w rankingu. Zwłaszcza demolka urządzona w półfinale Francuzce Yasmine Mansouri, która kilka dni wcześniej wygrała nieco wyżej punktowane zmagania w Quinta do Lago (Monika w pojedynku straciła tylko trzy gemy) musiała robić wrażenie.
W finałowej potyczce Polka musiała z kolei wykazać się niezwykłą odpornością psychiczną. W pierwszej partii przy stanie 4:4 straciła podanie i choć chwilę później stratę zdołała odrobić, przy stanie 5:5 po raz kolejny została przełamana. A jednak to ona ostatecznie, po tie-breaku, zapisała tę część meczu na swoje konto. W drugiej Portugalka trzymała się już tylko do stanu 3:3, kolejne trzy gemy padły łupem Stankiewicz (w tym dwa przełamania) i Polka mogła zacząć świętować największy w karierze sukces.
