FLESZ - Czego nie można zabrać na pokład samolotu?
70- letni Stanisław P. przyznawał się do zabójstwa syna, ale twierdził, że nie pamięta momentu zadawania ciosów nożem. Do tragedii doszło w marcu 2018 r. na ul. Wicherkiewicza w krakowskiej dzielnicy Podgórze. Policja została wezwana do awantury między ojcem i synem, ale gdy funkcjonariusze zjawili się na miejscu lekarze karetki poinformowali ich, że ranny mężczyzna już nie żyje. Denat leżał w kałuży krwi w kuchni, sprawca, jego ojciec, siedział na wersalce obok. Narzędzie zbrodni w kaburze odkryto w środku łóżka.
W mieszkaniu była jeszcze córka oskarżonego ze swoim dzieckiem. Halina P. zeznała, że słyszała awanturę ojca z bratem i wyszła do pokoju. Widziała, że Stanisław P. wziął nóż. Potem słyszała odgłosy kłótni, a po ponad godzinie dwa razy krzyk brata „ała”. Gdy przybiegła do kuchni ojciec wycierał dłonią z krwi ostrze wojskowego noża. Nie odezwał się, gdy zawołała: ojcze, coś ty zrobił. Po chwili wybiegła na klatkę schodową i wezwała na pomoc sąsiadów, jeden z nich reanimował rannego i zatelefonował na pogotowie.
Ojciec z synem często razem pili, syn zwykle miał pretensje, że ojciec z matką sprzedali majątek i nic mu nie dali. Stanisław P odpowiadał, że musi za to go utrzymywać. Czasem się szarpali, popychali i wyzywali wzajemnie.
Oskarżony nie krył, że z synem wypili tego dnia 10 piw i pół litra wódki, pokłócili się i jak twierdzi, nagle syn „zaczął wariować” i wyzywał go słowami „stary bucu”. Stał się przy tym agresywny i dwa razy ojca uderzył ręką. Co było dalej Stanisław P. nie pamięta, bo „siadła na niego mgła, na oczy nic nie widział i nie wie co się działo” Jak doszedł do siebie to syn już nie żył i leżał w kałuży krwi. Obaj byli nietrzeźwi, syn miał ponad 4 promile alkoholu, ojciec połowę mniej. Ranny zmarł z wykrwawienia od przeciętej tętnicy.
Wybory 2025. Zwycięstwo Nawrockiego, wysoka frekwencja

Oskarżony Stanisław P. nie był do tej pory karany, jest wdowcem ojcem czworga dorosłych dzieci, utrzymuje się emerytury. Za zabójstwo odpowiadał w warunkach ograniczonej poczytalności.
Na rozprawie przed Sądem Apelacyjnym 70-latek opowiadał, że tamtego dnia syn go uderzył, skoczył do niego i potem rzucił metalowym taboretem.
Dlatego zdaniem obrony oskarżony powinien odpowiadać za działanie w obronie koniecznej lub za przekroczenie jej granic. Prokurator Katarzyna Jasiewicz Kałuża replikowała, że to nie było działanie obronie, ale odwet na synu za jego pretensje, wyzwiska i atak taboretem.
- Jak tu stoję to całą moja prawda jest taka, że syn uderzył mnie w głowę, łzy mi się puściły, chwycił taboret i szedł w moją stronę. Rzucił taboretem i wtedy kontrolę nad sobą straciłem - opisywał sytuację Stanisław P. Dodał, że wtedy „taka go mgła chwyciła. Nigdy nie chciałem syna pozbawić życia. Mgła przeszła, a on już leżał w kałuży krwi. Nie wiem kiedy zadałem ciosy, ja już mam za to co się stało karę dożywocia – mówił ze łzami w oczach.
Zdaniem sądu tu nie było obrony koniecznej i przekroczenia jej granic. - Musiałby być bezpośredni zamach na oskarżonego, a on mówi, że nie pamięta co wtedy się zdarzyło. To, że syn rzucił taboretem to za mało - zauważył sędzia Jacek Polański.
- Najgorsze mieszkania do wynajęcia. Zobacz, co oni oferują [ZDJĘCIA]
- Rynek Główny pełen grzybów. Tak handlowano skarbami lasu!
- Nowy odcinek ekspresowej zakopianki gotowy! Zobacz jak wygląda!
- Parkowanie w Krakowie. Nowe zasady, większa strefa
- Najbardziej ekskluzywne osiedla w Krakowie [TOP 10]
- Wisła Kraków. Żony i partnerki piłkarzy [ZDJĘCIA]