- Nie umieram. Jeszcze się ze mną pomęczycie – powiedział białoruski dyktator, który niespodziewanie pojawił się w państwowych mediach.
W ten sposób zdementował doniesienia o jego fatalnym stanie zdrowia i o tym, że kraj musi szukać jego następcy. Zdradził również, co mu dolega.
Fatalnie wyglądał w Moskwie
O stanie zdrowia Łukaszenki zaczęto głośno dyskutować po 9 maja. Podczas moskiewskiej Parady Zwycięstwa uwagę zwracał fatalny stan białoruskiego dyktatora. Nie był on nawet w stanie pokonać pieszo kilkuset metrów, tylko skorzystał z limuzyny, która zabrała go do grobu Nieznanego Żołnierza.
Zniknął i... pojawił się
Po powrocie do kraju zapadł się pod ziemię. Nie pojawił się na obchodach państwowego Dnia Flagi. Pojawiły się pogłoski, że trafił do szpitala, niektórzy opozycjoniści twierdzili, że cierpi na zapalnie mięśnia sercowego.
Niespodziewanie, we wtorek Łukaszenka ożył, występując w państwowych mediach.
- Nie zamierzam umierać - oświadczył dyktator na nagraniu, które opublikowały państwowe media.
Wyjaśnił, że ma adenowirusa i nie ma czasu, by poddać się leczeniu. Adenowirus może atakować między innymi drogi oddechowe i układ pokarmowy. Łukaszenka nie powiedział jednak, jakie jego organy zaatakował wirus.
- Jeszcze długo się ze mną pomęczycie - dodał.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
mm