- Oczekuję, żeby skład sędziowski podjął decyzję żeby zabronić realizacji filmu – mówił Krzysztof K., występujący na procesie jako oskarżyciel posiłkowy. Dodał, że film narusza jego dobra osobiste i że nie chce, by w produkcji pojawiła się jego rodzina i zamordowana Małgosia. - Nie będzie pokazywana w żadnym filmie. Ja tego nie mogę zrobić, jestem słabym człowiekiem. Sąd może zakazać realizacji filmu i koniec. Kilka miesięcy temu media doniosły, że powstaje film inspirowany tą historią. Producentem jest stacja TVN.
Wrocławski sąd okręgowy „wniosek dowodowy” odrzucił „z uwagi na brak podstaw prawnych”. Wcześniej tłumaczył Krzysztofowi K., że to sprawa dla sądu cywilnego, a nie karnego. Ale ojciec ofiary zbrodni powiedział, że nie będzie zwracał się do innego sądu.
Małgosia – przypomnijmy – padła ofiarą brutalnego gwałtu i porzucona na kilkunastostopniowym mrozie wykrwawiła się i zamarzła. Znaleziono ją na posesji w Miłoszycach. Tuż obok wiejskiej świetlicy, w której bawiła się na sylwestrowej dyskotece. Ze śladów, znalezionych na miejscu zdarzenia, wynika, że sprawców mogło być nawet trzech. Rodzice Małgosi już 23 lata walczą o prawdę i sprawiedliwą karę dla winnych.
Tomasz Komenda został w tej sprawie skazany na 25 lat więzienia, odsiedział prawie cały wyrok, kiedy wrocławscy śledczy znaleźli nowe dowody. A z nich wynikało, że siedział niewinnie. Sąd Najwyższy uchylił wyrok i uniewinnił Komendę. W tej chwili trwa postępowanie o odszkodowanie za niesłuszne więzienie. Prokuratura Okręgowa w Łodzi próbuje ustalić, czy w śledztwie, które doprowadziło do skazania niewinnej osoby, doszło do zaniedbań - a jeśli tak to kto jest winny.
Tymczasem wrocławski wydział Prokuratury Krajowej postawił przed sądem dwóch mężczyzn. To Ireneusz M. oraz Norbert Basiura. Zdaniem prokuratury, to oni są sprawcami zabójstwa. Dowody? Najważniejsze to wyniki badań genetycznych. Na odzieży ofiary znaleziono ślady, zdaniem prokuratury, pochodzące od dwóch oskarżonych mężczyzn. Żaden z nich do winy się nie przyznaje. W czasie procesu obrona zamierza kwestionować wyniki badań genetycznych i ich wiarygodność.
Na razie sąd wysłuchał wyjaśnień oskarżonych i od wielu miesięcy przesłuchuje świadków. To co mówią, prawie w ogóle nie dotyczy oskarżonych mężczyzn. Opisują samą sylwestrową dyskotekę i inne okoliczności tej tragedii. Dziś zeznawała Józef R. - właściciel posesji, na terenie której znaleziono ciało Małgosi.
To on dokonał straszliwego odkrycia. Było wczesne popołudnie 1 stycznia 1997. Wcześniej dwa razy byli u niego w domu rodzice dziewczynki, pytać o zaginioną córkę. Rozmawiali z żona Józefa R. Ale – jak twierdzi świadek – do godziny 13 nikt z domowników nie wychodził na podwórko. A to tam, przy ścianie stodoły, leżała ofiara. Zdaniem Józefa R., tego miejsca nie było widać ani z ulicy ani z okolicznych domów.
Kilka metrów obok ciała było miejsce z plamą krwi, wzruszoną ziemią i porozrzucanym ubraniem ofiary. To miejsce – zdaniem Józefa R. - można było zobaczyć z jednego z okolicznych domów. Co więcej. Jakiś czas po północy dwóch mężczyzn, bawiących się na sylwestra u państwa R., wybrało się do jednego z sąsiadów, by kupić wódkę. Mogli iść dwoma drogami. Jedna – krótsza - prowadzi przez podwórko, na którym musiała już leżeć Małgosia.
Ale przez 23 lata prokuratura i policja nie znalazły nikogo kto zeznałby, że widział tragedię jej ofiarę. Zdaniem lekarzy, życie zmaltretowanej dziewczynie mogła uratować tylko szybka pomoc lekarska.
Zobacz także
- "Niech sąd wstrzyma produkcję filmu o Tomaszu Komendzie!"
- Wypadek dwóch aut i potrącenie rowerzysty na Karkonoskiej
- W pociągu grozili Ukraince śmiercią. O co poszło?
- Koronawirus we Wrocławiu? Laboratorium bada próbki
- Przebieg dróg S5 i A4. Konsultacje z mieszkańcami (WARIANTY)
- Mosty Pomorskie zamknięte razem z Probusa. Będzie paraliż!
