Wersje oskarżonych były różne, w zależności od etapu sprawy.
- Nie wiem, co się stało ze świniami. Dużo zdychało. Nie jestem w stanie powiedzieć czy 900, czy tysiąc – mówił śledczym 66-letni dziś Marian C.
Przed sądem nie chciał wyjaśniać ani odpowiadać na pytania. Gdy właściciel upomniał się o zwrot swoich tuczników, usłyszał, że Marian C. ich nie ma. Oskarżony miał tylko ironicznie stwierdzić, że uciekły do lasu.
Marian C. miał gospodarstwo rolne pod Otmuchowem. W jego prowadzeniu pomagała mu córka Urszula. Nie wiodło im się najlepiej. Na przełomie 2017 i 2018 mieli problemy finansowe. Właściciel stada, nim powierzył im świnie, wiedział o tym. Obejrzał jednak gospodarstwo i uznał, że spełnia ono wymogi.
34-letnia Urszula C. przyznała przed prokuratorem, że kwitowała odbiór tuczników, choć ich nie liczyła. Tłumaczyła się tym, że zwierzęta przyjeżdżały nad ranem, a przy takiej liczbie łatwo stracić rachubę. Mówiła też, że świnie chorowały, sugerując, że to tu należy szukać rozwiązania zagadki.
- Gdyby padło blisko 900 sztuk, to musiałoby to zainteresować służby weterynaryjne – ripostował przed sądem właściciel stada.
W sierpniu 2018 roku przedsiębiorca odebrał część swojej trzody. Gdy krótko po tym chciał odebrać kolejną partię do uboju, okazało się, że zwierząt nie ma. Pozostało tylko około 30 sztuk, które – ze względu na stan zdrowia – nie spełniały kryteriów. Przedsiębiorca domyślał się, że tuczniki nielegalnie trafiły do ubojni albo do dalszego tuczu w innym miejscu.
Właściciel - licząc, że uda mu się odzyskać choć część zwierząt - zawiadomił policję oraz inspektorów weterynarii. – Krótko przed tym, nim moje świnie zniknęły Marian C. zbył swoje bydło, a grunty przekazał dzieciom. Dziś myślę, że chodziło o to, bym nie miał z czego zaspokoić swoich roszczeń – mówi gorzko w sądzie.
Z gospodarstwa Mariana C. zniknęły 884 tuczniki rasy duńskiej, warte ponad pół miliona złotych. Mężczyzna i jego córka usłyszeli zarzut przywłaszczenia mienia znacznej wartości. Groziło im nawet 10 lat więzienia.
Sąd Okręgowy w Opolu, przed którym toczył się proces, uznał, że gospodarz oraz jego córka są winni zarzucanych przestępstw i skazał ich na kary dwóch lat więzienia. Muszą też naprawić szkodę, czyli zapłacić właścicielowi stada ponad 525 tys. złotych. Oskarżeni dodatkowo mają czteroletni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie tuczu usługowego trzody chlewnej.
Co się stało z tucznikami - do dziś nie wiadomo.
