Spis treści
- Paulina Hennig-Kloska emocje wzbudziła jeszcze przed nominacją na funkcję szefowej MKiŚ
- Ogromne kontrowersje wokół tzw. ustawy wiatrakowej. Hennig-Kloska chwaliła się pracą nad nią
- Ministra miała być już zagrożona dymisją
- PiS chciał odwołania szefowej MKiŚ. Był wniosek o wotum nieufności
- Paulina Hennig-Kloska została na stanowisku. Obroniła ją koalicja
- Złe oceny szefowej MKiŚ w sondażu zaufania do polityków
- Hennig-Kloska zszokowała koalicjantów. Nawet PSL
- Hennig-Kloska i MKiŚ tłumaczy pomysł nisooprocentowanych pożyczek. Czy nie za późno?
- Hennig-Kloska tym razem naprawdę do dymisji?
- Na razie z funkcji zrezygnował rzecznik MKiŚ
- Propozycja ministry dla powodzian może zapisać się w niechlubnej historii
Paulina Hennig-Kloska emocje wzbudziła jeszcze przed nominacją na funkcję szefowej MKiŚ
Paulina Hennig-Kloska, wiceprzewodnicząca Polski 2050, to zaufana współpracownica marszałka Sejmu Szymona Hołowni. Kiedy partia była jeszcze w opozycji, pełniła funkcję przewodniczącej koła Polski 2050 w Sejmie.
Od 13 grudnia 2023 roku jest ministrą klimatu i środowiska w rządzie premiera Donalda Tuska. Emocje wzbudziła jeszcze przed nominacją na te funkcję. Pod koniec listopada 2023 roku światło dzienne ujrzał projekt tzw. ustawy wiatrakowej, który wzbudził ogromne kontrowersje.
Ogromne kontrowersje wokół tzw. ustawy wiatrakowej. Hennig-Kloska chwaliła się pracą nad nią
Wówczas to grupa posłów Polski 2050 – Trzeciej Drogi oraz Koalicji Obywatelskiej wniosła do Sejmu projekt nowelizacji ustawy dotyczący wsparcia odbiorców energii. Pracą nad projektem w mediach społecznościowych chwaliła się właśnie Paulina Hennig-Kloska. Posłowie proponowali przywrócenie obliga giełdowego i liberalizację zasad budowy farm wiatrowych. Projekt ustawy przewiduje m.in. złagodzenie zasad budowy lądowych elektrowni wiatrowych, których – jak wskazano – rozwój został zablokowany wprowadzeniem tzw. reguły 10 H, niewystarczająco zmienioną w marcu 2023 roku.
W uzasadnieniu projektu wskazano, że przepisy ustawy dokonują zmiany w zakresie wymogu minimalne odległości elektrowni wiatrowej od zabudowy mieszkalnej oraz parku narodowego.
Z projektu wynikało, że ustalenie lokalizacji inwestycji w elektrownię wiatrową ma uwzględniać odległość elektrowni od terenu podlegającego ochronie akustycznej, zależnie od maksymalnego emitowanego hałasu elektrowni wiatrowej.
„Proponuje się, by miejsce budowy elektrowni wiatrowej uzależnić od mocy hałasu, jaki emitują. (...) Wiatraki cichsze będą mogły stanąć bliżej, natomiast te głośniejsze powinny być lokowane znacznie dalej od zabudowań, tak aby nie powodować uciążliwości” – napisano.
Projekt ten zirytował przyszłych koalicjantów ministry, a PiS, które wówczas jeszcze rządziło, dał pretekst do ataków na Polskę 2050, PSL oraz KO.
Już wtedy pojawiły się spekulacje, że wówczas typowana na ministrę klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska może nie objąć tej funkcji. Objęła, bo bronił jej Szymon Hołownia.
Ministra miała być już zagrożona dymisją
Paulina Hennig-Kloska miała być zagrożona dymisją przy okazji rekonstrukcji rządu, do której doszło 10 maja. Z rządu odeszli wtedy jednak tylko ci ministrowie, którzy startowali w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Niezadowolenie premiera Donalda Tuska miało budzić niewystarczające tempo prac w MKiŚ. Przez rząd źle przyjęta została także wypowiedź ministry, która stwierdziła, że podwyżki za prąd od lipca wyniosą maksymalnie 30 zł. „Nie będzie żadnego wzrostu cen energii na poziomie 40 proc.” - mówiła. Jednak polityk Polski 2050 miała wówczas spotkać się na rozmowę z szefem rządu. I znów uniknęła dymisji.
PiS chciał odwołania szefowej MKiŚ. Był wniosek o wotum nieufności
26 kwietnia wniosek o wotum nieufności dla ministry klimatu i środowiska złożył PiS. Ówczesny poseł, a obecnie europoseł Waldemar Buda, informując o złożeniu wniosku mówił, że „skala niekompetencji oraz skala chaosu, jaka panuje w obszarze klimatu i środowiska jest nieprawdopodobna”. – W zasadzie każda decyzja i każdy ruch, który wypływa z ministerstwa klimatu i środowiska to jest jakaś afera – stwierdził.
Waldemar Buda mówił, że jeśli chodzi o mrożenie cen energii od lipca, to przez miesiące była przekazywana informacja, że takiego mrożenia nie będzie. Dodał, że pod naporem opozycji zaproponowano rozwiązania, ale dramatyczne, bo polegające na tym, że „bon energetyczny będzie dla garstki w społeczeństwie”.
– Nawet osoby z przeciętną emeryturą nie będą mogły skorzystać z tego bonu – stwierdził.
Polityk wskazał, że dzisiaj obywatele otrzymują prognozy „o 60, 80, a nawet 100 procentowej podwyżce cen prądu od lipca tego roku". Zaznaczył też, że zaproponowane przez resort rozwiązania nie mają prenotyfikacji z Komisji Europejskiej.
– Rozwiązania dla przedsiębiorców, bardzo niedoskonałe, również prawdopodobnie nie będą mogły być wprowadzone – ocenił Waldemar Buda.
Paulina Hennig-Kloska została na stanowisku. Obroniła ją koalicja
9 maja w Sejmie odbyło się głosowanie nad wotum nieufności dla ministry. Paulina Hennig-Kloska została na stanowisku, ponieważ obroniła ją większość rządząca. Przeciwko wotum nieufności głosowało 240 posłów, w tym politycy KO, Polski 2050, PSL oraz Lewicy. Jej odwołania chcieli posłowie PiS, Konfederacji i Kukiz'15.
Ministry z sejmowej mównicy bronił premier Donald Tusk. Szef rządu stwierdził, że wniosek opozycji to „wyraz bezradności”.
– Nie chcę się znęcać nad nędzą argumentów wnioskodawców. Szkoda waszego i naszego czasu - zaznaczył. Wszystko to, co zepsuliście, podpisując bezrefleksyjnie Zielony Ład, pan Morawiecki, Kaczyński, Wojciechowski, cały PiS, cała ta pełna ignorancji, kompletnego braku wiedzy o polskim rolnictwie banda nieuków. To oni doprowadzili do tego, z czym się dzisiaj mierzymy – powiedział.
Złe oceny szefowej MKiŚ w sondażu zaufania do polityków
Pod koniec czerwca ukazał się sondaż IBRiS dla „Rzeczpospolitej” z którego wynikało, że na drugim miejscu najgorzej ocenianych członków gabinetu Tuska plasuje się minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska. Źle oceniało ją 40,2 proc. ankietowanych, dobrze – 20 proc.
Hennig-Kloska zszokowała koalicjantów. Nawet PSL
Teraz, kiedy południowa Polska mierzy się z powodziami, ministra ponownie zaliczyła spektakularną wpadkę. Powodzianom, którzy często stracili dorobki całego życia, zaproponowała niskooprocentowane pożyczki.
W poniedziałek podczas konferencji prasowej w Opolu poinformowała, że resort planuje przeznaczyć 21 mln zł na pomoc dla terenów dotkniętych powodzią. Środki w formie dotacji będą pochodzić z Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (WFOŚiGW). Pierwsze pieniądze miałyby trafić np. do straży pożarnych, centrów zarządzania kryzysowego i samorządów. Minister dodała, że jej resort chce dołożyć do dotacji pulę ok. 100 mln zł w niskooprocentowanych pożyczkach. Zaznaczyła, że ich oprocentowanie ma być na poziomie 1,5-2 proc.
Pomysł ministry klimatu i środowiska spowodował konsternację nawet w PSL, który z Polską 2050 współpracuje w ramach Trzeciej Drogi. Wyraz niezadowolenia Ludowców dał publicznie wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski, który we wtorek w Radiu Zet ostro skrytykował pomysł ministry.
Piotr Zgorzelski nie dowierzał, że taka propozycja faktycznie padła.
– Ta propozycja jest na tyle skandaliczna i niewiarygodna, że uznaję ją za fake news. Nie wierzę w to, nie mieści mi się w głowie, żeby w obliczu tragedii narodowej proponować ludziom, którzy utracili dobytek życia, pożyczkę. (…) Ciekawe, na ile procent. A może jeszcze żyrantów mają przyprowadzić? Skandal! - ocenił.
Zdaniem wicemarszałka Sejmu taka propozycja w ogóle nie powinna paść, a jeśli padła, to minister powinna się z niej wycofać.
Polityk PSL zaznaczył, że wyasygnowana przez rząd kwota 1 mld zł to tylko początek finansowego wsparcia.
– Potężne środki będą uruchomione z rezerwy z budżetu, ale także ze środków unijnych – mówił.
Hennig-Kloska i MKiŚ tłumaczy pomysł nisooprocentowanych pożyczek. Czy nie za późno?
We wtorek zarówno Paulina Hennig-Kloska, jak i Ministerstwo Klimatu i Środowiska, tłumaczyło, o co dokładnie chodzi z niskooprocentowanymi pożyczkami dla powodzian.
We wpisie na platformie X podkreśliła, że pomoc przygotowana przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska w formie bezzwrotnych dotacji i niskooprocentowanych pożyczek z możliwością umorzenia będzie skierowana do gmin.
„Na ten moment uruchamiamy już 21 mln zł dotacji z WFOŚiGW na najpotrzebniejsze działania, takie jak zakup niezbędnego sprzętu czy pierwsze, najpilniejsze naprawy. Działamy, by pula bezzwrotnych dotacji została istotnie zwiększona. Jutro rano (w środę) zbiera się w tej sprawie zarząd NFOŚiGW” – napisała.
Wskazała, że jest pewna, iż zaoferowana przez resort pomoc „będzie odczuwalnym wsparciem dla samorządów, zwłaszcza tych, których sytuacja budżetowa jest napięta”.
„Jeśli będzie potrzeba NFOŚiGW będzie w stanie zwiększyć wachlarz pomocy. Teraz najważniejsze jest dla nas pilne uruchomienie dotacji. Każda pomoc jest potrzebna” – dodała.
Ministerstwo Klimatu i Środowisk przekazało z kolei, że „pracuje też nad pożyczkami z umorzeniem dla samorządów i gminnych spółek, które są jedną ze sprawdzonych form pomocy”.
Hennig-Kloska tym razem naprawdę do dymisji?
Co więcej – propozycja niskooprocentowanych pożyczek miała nie być konsultowana z nikim z rządu. Również dlatego wywołała irytację u koalicjantów Polski 2050. Po tej wypowiedzi Pauliny Hennig-Kloski premier Donald Tusk miał zabronić ministrom, którzy nie są na pierwszej linii frontu (MON, MSWiA oraz Ministerstwo Infrastruktury) wypowiadania się w mediach na temat sytuacji powodziowej.
Czy problematyczna ministra tym razem poda się do dymisji lub zostanie do niej zmuszona? Pewnie nie, bo znów będzie jej bronić jej polityczny szef – marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Gdyby jednak tak się stało, to na stanowisku szefa MKiŚ musiałby ją zastąpić ktoś z Polski 2050 – tak wynika z koalicyjnych układanek.
Na razie z funkcji zrezygnował rzecznik MKiŚ
W środę marszałek Sejmu Szymon Hołownia, który jest liderem Polski 2050 był pytany przez dziennikarzy o tę sprawę, tłumaczył, że Paulina Hennig-Kloska mówiła o 21 mln zł dotacji i mechanizmie pożyczkowym skierowanym do samorządów, który ma być na czas odbudowy po powodzi. Zaznaczył, że pożyczki będzie można umarzać.
– Nie ma wątpliwości, że w takich sytuacjach słowo „pożyczka” w ogóle nie powinno się pojawiać. Pacjent, który jest po amputacji, będzie kiedyś potrzebował korzystnego mechanizmu zakupu protezy, jakiegoś sprzętu medycznego i możemy wtedy rozmawiać, jak go finansować, ale my mu dzisiaj ratujemy życie. To była niezręczność komunikacyjna, że ludziom w takich sytuacjach mówi się o pożyczkach – stwierdził.
Dodał, że – z tego, co wie – wobec osób odpowiedzialnych za politykę komunikacyjną resortu zostaną wyciągnięte konsekwencje. Po tej zapowiedzi z funkcji rzecznika prasowego Ministerstwa Klimatu i Środowiska zrezygnował Hubert Różyk.
Propozycja ministry dla powodzian może zapisać się w niechlubnej historii
Ministra nie wyciągnęła wniosków z niestosownych wypowiedzi, jakich podczas powodzi, udzielali inni politycy. Jej propozycja niskooprocentowanych pożyczek dla powodzian, może zapisać się w historii jak słynne: „Potwierdza się, że trzeba być przezornym, trzeba być zapobiegliwym, trzeba się ubezpieczać” premiera Włodzimierza Cimoszewicza podczas powodzi w 1997 roku, czy „Woda ma to do siebie, że się zbiera i stanowi zagrożenie, a potem spływa do Bałtyku”, wypowiedziane w 2010 roku przez ówczesnego marszałka Sejmu Bronisław Komorowskiego. Zarówno słowa Cimoszewicza, jak i Komorowskiego, stały się swoistym symbolem arogancji władzy.