Czy podobają mi się zmiany w Sądzie Najwyższym wchodzące właśnie w życie, a przygotowane przez rządzącą partie, przez PiS? Nie. Z tego samego powodu o którym napisałem wyżej: nie podoba mi się majstrowanie przy jakichkolwiek kadencjach, przerywanie trwających kadencji wytrychem w postaci wysyłania na emeryturę. Uważam, że kadencyjność pełnionej funkcji jest rzeczą święta, zwłaszcza w sądach. Sędziowie nie powinni mieć w tyle głowy, że zwykłą ustawą można przemeblować Sąd Najwyższy.
Fakty są takie, że tkwimy w galimatiasie prawnym. Jeden z artykułów konstytucji mówi, że prezes Sądu Najwyższego pełni swoją funkcję przez 6-letnią kadencję, a inny, że to ustawą wyznacza się sędziom granicę wieku emerytalnego. Ale powiedzmy sobie jasno, że oprócz litery, istnieje coś takiego jak duch konstytucji. Zgodnie z nim, wydaje się raczej, że kadencja pierwszej prezes Sądu Najwyższego trwa sześć lat.
Faktem jest również, że obecna pani prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf jednoznacznie zaangażowała się politycznie po jednej ze stron konfliktu politycznego. Moim zdaniem, przekroczyła granicę, której jako sędzia nie powinna przekraczać. Znam już jej sympatię polityczne i uważam, że to może rzutować na jej decyzje. Nie rozumiem też jej postępowania w wielu sprawach, raz kwestionuje nową ustawę o Sądzie Najwyższym, w innym przypadku, powołuje się na przepisy tej samej ustawy. To niekonsekwencja, a chwiejność pani prezes sprawia, że uważam ją za bardzo słabego prezesa Sądu Najwyższego. Mimo to, uważam, że powinna dokończyć swoją kadencję. Przerwanie jej kadencji to krok za daleko.
Jednocześnie, cały czas twierdzę, że polskie sądy potrzebują reformy. Za walką o utrzymanie stanowisk przez odchodzących na emeryturę sędziów, formułowany jest argument, że tylko oni są gwarantem praworządności w Polsce. Że wybrani na ich miejsce następcy będą dyspozycyjni wobec rządzącej partii, słabi i ulegający naciskom. Naprawdę sami sędziowie skłonni są przypuszczać, że w ich szeregach są dyspozycyjni koledzy? To tym bardziej świadczy, że coś jest nie tak.
To co dzieje się wokół Sądu Najwyższego nie jest żadnym zaskoczeniem. To rezultat kompromisu, wymuszonego przez prezydenta Andrzeja Dudę. Nie jest to żaden grom z jasnego nieba, od miesięcy wiedzieliśmy, że nowe przepisy wejdą w życie. Obserwujemy coś w rodzaju gry. Profesor Gersdorf niby chce trwać do końca kadencji, ale z drugiej strony czmycha na urlop, oświadczając, że jej obowiązki przejmie sędzia Józef Iwulski. Prezydent nie mianuje na jej miejsce następcy, ale również wskazujące sędziego Iwulskiego na kierującego pracami Sądu Najwyższego. A nad tym wszystkim wisi spór o praworządność jaki toczy Komisja Europejska z Polską, możliwe, że stanowisko w tej sprawie zajmie Trybunał Sprawiedliwości UE. To swoisty polityczny węzeł gordyjski, choć powyższe działania profesor Gersdorf, jak również prezydenta można też interpretować jako unikanie jednoznacznej konfrontacji. Uważam, że ten stan będzie utrzymywał się przez kilka miesięcy. Jak uczy nasze polskie doświadczenie, prowizorki mogą trwać bardzo długo.
POLECAMY: