Termin wystartowania przez Roberta Biedronia z własną inicjatywą wydaje się przemyślany. W tym roku czekają nas podwójne wybory, do Parlamentu Europejskiego i Sejmu. Biedroń wpisuje się w ten kalendarz wyborczy, chce wprowadzić swoją reprezentację do tych obu instytucji. Czasu jest wystarczająco dużo, żeby mógł utrzymać wokół własnej partii efekt nowości i zainkasować wynikającą z tego premię. Kampania do europarlamentu pozwoli mu zbudować struktury, a ewentualne zainstalowanie jego reprezentacji w Brukseli byłoby twardą zaliczką do wprowadzenia własnych posłów do Sejmu.
Ruch Biedronia oznacza, że opozycja nie wystartuje z jedną wspólną listą, co jest dobrą wiadomością dla PiS. Psuje on robotę tym wszystkim, którzy wierzą w odsunięcie ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Z drugiej strony, czy można się dziwić? Pomysł budowy wspólnego frontu w oparciu o listę politycznych emerytów, jak ostatnia inicjatywa byłych premierów, trąci stęchlizną starej szafy i trudno wierzyć w jej powodzenie i zdobycie aplauzu wśród wyborców. Tak, nie wyobrażam sobie, jak można głosować na koalicję od Giertycha po Nowacką, Biedroń startując z własnym ruchem gra przynajmniej w otwarte karty.
Ruch Biedronia oznacza, że opozycja nie wystartuje z jedną wspólną listą, co jest dobrą wiadomością dla PiS
Biedroń rozpoczął z przytupem, dynamicznie od spotkań w całym kraju. Kopiuje w tej strategii pomysł Platformy Obywatelskiej, która rodziła się w ten sam sposób. Ba, podobnie jak PO w czasach, gdy się tworzyła, przedstawia się jako ktoś, kto „przewietrzy ulicę Wiejską”. Kłopot w tym, że takie zapowiedzi słyszymy systematycznie co cztery lata. Janusz Palikot, Paweł Kukiz, Ryszard Petru, a wcześniej Andrzej Lepper - każdy z nich obiecywał dokładnie to samo. Jak te obietnice się kończyły, świetnie wiemy. Potencjał Roberta Biedronia jest też podobny jak jego poprzedników w dziele tworzenia antyestablishmentowej siły w polityce. Może kilka, góra kilkanaście, procent głosów. Różnica jest jednak w otoczeniu politycznym, w jakim Biedroń zdecydował się na start. On wyraźnie formułuje swoją ofertę do wyborców lewicy, a ta jest dziś w głębokim kryzysie. SLD ledwo zipie, nowe inicjatywy jak Partia Razem nie przebiły się do pierwszej ligi. Nie oznacza to wszak, że sympatycy lewicy nagle wyparowali z Polski. Oni zostali też skutecznie podebrani, nie tylko przez reprezentantów otwarcie wypisujących na sztandarach lewicowe hasła, ale także przez PO i PiS. W tym ostatnim wypadku skutecznym wabikiem okazały się być hasła socjalne.
ZOBACZ TEŻ | 35 OBIETNIC ZA 35 MLD ZŁ. CO ZAWIERA PROGRAM PARTII WIOSNA?
I w tym miejscu dochodzimy do programu, jaki zaprezentował Biedroń. Właśnie przelicytował on postulaty socjalne PiS. Tak pewnie, że chciałbym żyć w kraju, w którym mam zagwarantowany dostęp do lekarza specjalisty w ciągu 30 dni, darmowy internet czy powszechną emeryturę w wysokości co najmniej 1,6 tys. złotych, ale to ma niewiele wspólnego z realiami. Choć jasne - po tym, jak PiS pokazał, że każdy pomysł socjalny można zrealizować, trzeba być ostrożnym w ich krytykowaniu.
Natomiast postulaty obyczajowe, zalegalizowanie aborcji, związków partnerskich, czy przewrócenie relacji z Kościołem jest receptą na otworzenie w Polsce światopoglądowego pola konfliktu. W tej temperaturze sporów politycznych, jaką dziś mamy w kraju, pachnie to co najmniej wojenką na nowym froncie. Czas pokaże, czy to skuteczna taktyka, na pewno w ten sposób może zmobilizować radykałów.
Robert Biedroń jest wdzięcznym tematem felietonów, ale to, co mówi, jest czysto życzeniowe. Gra o kilkanaście procent to jest jego sufit możliwości. Myślę, że wielkiej polityki nie zawojuje, a jesienią z jego Wiosny zaczną spadać suche liście.
POLECAMY: