Nie zgadzam się z tymi wzruszająco biadolącymi komentatorami, którzy jak płaczki (nazywane łzawicami, które były wynajmowane w celu okazywania rozpaczy) opłakują start ugrupowań opozycyjnych pod własnymi szyldami. Otóż, problemem w Polsce ostatnich lat było poddanie się narracji: najważniejsze jest odsunięcie PiS od władzy za wszelką cenę, stąd jedynym spoiwem opozycji był powtarzany jak mantra „antyPiS”. A program? Pomysł jak pokonać PiS? To miało być później, bo przecież „skończyła się liberalna demokracja w Polsce” i nie jest ważne nic innego. Otóż jest ważne. Do ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego można mieć słuszne pretensje o zrywanie bezpieczników demokracji. Tylko, że teraz opozycja może być wiarygodna, bo jest zmuszona do rywalizacji programowej.
Platforma swoje programowe propozycje, skądinąd ciekawe, bo kładące nacisk na podniesienie płac w Polsce, czy ogniskujące uwagę na problemach służby zdrowia, przedstawia na trzy miesiące przed wyborami. Trochę późno, ale dobrze, że w ogóle. Tymczasem tylko w ten sposób można wygrać wybory, tworząc własne pomysły na Polskę. Jak widać nie da się tego stworzyć w ramach jednego bloku w którym jedynym spoiwem było hasło o konieczności odsunięcia PiS od władzy.
Konsekwencją odtrącenia przez Grzegorza Schetynę, SLD Włodzimierza Czarzastego będzie zjednoczenie lewicy, czeka nas skądinąd ciekawy eksperyment, bo na jednej liście będą musieli się pogodzić antysystemowcy z partii Razem, z ludźmi Roberta Biedronia, którzy mieli pracować na osobisty sukces lidera i politycznymi dinozaurami z SLD. Co z tego wyniknie nie wiadomo, ale daje to przynajmniej szansę na odrodzenie się lewicy w Polsce. Daje przynajmniej szansę na sformułowanie przez nią własnego programu. Z kolei pomysł budowania chadeckiego bloku wokół PSL również wydaje się interesujący i nie jest pozbawiony szans na kilkunastoprocentowy sukces.
Koronnym zwolenników argumentem jednej listy było twierdzenie, że rozproszenie głosów opozycji sprzyja obozowi władzy. Może tak, może nie. Bo są też rozsądni politolodzy, którzy wskazują, że podzielona opozycja, ale przez to bardziej wiarygodna, może ugrać więcej. Z kolei doświadczenie wyborów do europarlamentu wskazywało na mimo wszystko taką nie do końca atrakcyjność jednej listy opozycji. Wyborcy wyczuli w tym fałsz.
Wreszcie na koniec. W historii wolnej Polski, prawidłowością jest, że to nie opozycja wygrywa wybory, a przegrywają je rządzący. Przez własną nieudolność, błędy, kompromitacje. Nic nie wskazuje na to, żeby PiS był w tym momencie. Natomiast silna i zróżnicowana ideowo, programowo opozycja może zacząć pracować na swój sukces.
