Żart jak żart. Na miejscu Giertycha zapomniałbym o chichotach w obliczu sprawy dużo bardziej fundamentalnej niż wojna dwóch organów. Sąd Najwyższy zachęcając do podważenia każdego wyroku wydanego z udziałem sędziów rekomendowanych przez nową Krajową Radę Sądownictwa, postawił Polaków przed karkołomnym wyzwaniem. Ponieważ znaczna część owych sędziów nadal będzie orzekać, sprawy staną się loterią. Ciekawe czy wraz Giertychem zachichocze frankowicz, zwierzający się na internetowym forum Stop Bankowemu Bezprawiu, że jego proces przeciw bankowi będzie rozpatrywał sędzia zgłoszony przez nową KRS. Człowiek ten nie wie, czy bank nie wygra z nim tylko z tego jednego powodu. Bo wyższa instancja podważy wyrok. Ile będzie takich historii?
Sądownictwu dyscyplinarnemu, karzącemu nadużycia sędziów, grozi całkowity paraliż. A pojawiają się i inne pytania. Oto Izba Kontroli i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego powinna orzekać za nieco ponad trzy miesiące o ważności wyborów prezydenckich. Jest ona obsadzona przez sędziów mianowanych pod rządami nowej ustawy. SN uważa, że ich werdykty będą wadliwe. Kto zatem i jak ma rozpatrywać protesty wyborcze? Czy te wybory będą w ogóle prawomocne. Stanęliśmy w obliczu chaosu dotykającego tak spraw zwykłych ludzi jak prawidłowego funkcjonowania państwa. Kto rechocze w imię satysfakcji, że dokłada drugiej stronie, ten wystawia sobie świadectwo.
Stanęliśmy w obliczu chaosu dotykającego tak spraw zwykłych ludzi jak prawidłowego funkcjonowania państwa
Stąpamy po grząskim gruncie. Istotnie nie ma pewności, czy TK ma prawo blokować uchwały SN. Nigdy nie ćwiczyliśmy czegoś takiego jak „spór kompetencyjny”, każdy prawnik może tu snuć dowolne interpretacje. Ale przecież prawo SN do przyjęcia tak fundamentalnej uchwały także jest wątpliwe. Nie ma w polskim systemie prawnym pojęcia sędziego „niezdolnego do orzekania”.
SN wyprowadza je z oceny ustawy, na mocy której powołano KRS, jako sprzecznej z konstytucją. Rzecz w tym, że w Polsce sądy powszechne nie są uprawnione do rozstrzygania o tym. To domena zastrzeżona dla TK. Można Trybunału pani Przyłębskiej nie lubić. Można kwestionować obecność w nim „sędziów dublerów”. Ale to niczego nie zmienia. Trzeba by zmienić konstytucję. Oczywiście większość prawników w Polsce twierdzi co innego. Bo jest zaangażowana w spór polityczny. Przekonanie, że skoro sąd coś powiedział, to tak najwyraźniej być musi, jest oparte na fałszywych przesłankach. Sądy w naszym systemie prawnym muszą wskazać podstawę prawną swoich decyzji, a nie tworzyć normy z powietrza.
Zapewne 25 lutego TK zakwestionuje uchwałę SN jako sprzeczną z prawem. Środowisko prawnicze się podzieli. Większość stanie przy sądzie pani Gersdorf. Tak naprawdę każdy sędzia będzie musiał rozstrzygać sam. I ten kogo prawomocność się - pośrednio, poprzez pojęcie „wadliwego składu - podważa. I ten, który będzie decydował, czy podważać udział w sprawie albo wyrok kolegi. Ani SN nie może im niczego nakazać. Ani TK nie może im niczego zabronić. To jednak droga do gigantycznego bałaganu. A na dokładkę do podważenia wiary Polaków w pewność i stabilność norm prawnych. Bo przecież nawet bardzo wielu prawników już się w tym pogubiło. Powtarzają plemienne formułki, nie całkiem je pojmując.
Naturalnie ten spór jest pochodną sporu o ustrój polskiego sądownictwa. I większość polskiej korporacji sędziowskiej, i europejscy urzędnicy, twierdzą, że system oparty na zasadzie, że to sama korporacja decyduje o karierach i awansach sędziów, jest jedynym uprawnionym, w świetle konstytucji, i „norm europejskich”. To nieprawda.
Proponując nawiązanie do modelu niemieckiego, Zbigniew Ziobro przypomniał, że te zasady bywają różne. Teraz TVN z „Wyborczą” trudzą się, aby wykazać, że w Niemczech model jest bardziej cywilizowany, bo to państwo federalne, a sędziowskie gremia opiniują kandydatów. To prawda, ale nie zmienia to faktu, że ostateczną decyzję podejmują politycy, co u nas jest przedstawiane jako horrendum. I nikt za to RFN w Unii za „upolitycznienie sądownictwa” nie piętnuje. Zresztą w Czechach skąd pochodzi komisarz UE Vera Jourova dziarsko chłoszcząca nasz system, jest podobnie.
Tyle na temat hipokryzji strony opozycyjno-sędziowskiej. Czy to jednak oznacza, że PiS zabrał się sensownie do swojej wojny z sędziami. Różnica między niemieckim modelem i naszą „reformą” jednak istnieje. Tam wytworzył się szeroki konsensus wokół takiego trybu powoływania sędziów. U nas prawica robiła wszystko, aby przedstawiać swoją zmianę jako zwróconą przeciw komuś, rewolucyjną. Tak nie buduje się obiektywnego, niepolitycznego sądownictwa. Stąd takie kuriozalne pomysły jak usuwanie Sądu Najwyższego. Czego nie rozumiano nawet w Trumpowskiej Ameryce, bo tam kadencja sędziego jest święta. Stąd absurdalne nagonki na całe środowisko sędziowskie. Nie będzie praworządnym kraj, gdzie sędziów władza polityczna wytyka palcami za publiczne pieniądze.
Ten zaklęty krąg powinno się przerwać. To jest droga donikąd. Kompromis to nie jest czyjś kaprys, a potrzeba
Stąd ewidentne nadużycia, choćby nieujawnienie do dziś list poparcia pod kandydatami do KRS. Politycy prawicy tłumaczą, że robili to wszystko w obliczu otwartego rokoszu sędziów. Sędziowie powiedzą z kolei, że rewolucja trwała niemal od pierwszej chwili, to znaczy od prawnie wątpliwego usunięcia trzech członków TK przez nowy parlament w roku 2015. I koło się zamyka. Mamy dwie kompletnie różne prawdy, dwa różne światy. Jeden doszedł do tego, że sięga po represje wobec sędziów. Drugi cieszy się z widma paraliżu polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Ten zaklęty krąg powinno się przerwać. To jest droga donikąd. Kompromis to nie jest w tym przypadku czyjś kaprys, a paląca potrzeba - w obliczu sytuacji, że polskie wyroki będą kwestionowane także zagranicą, a potencjalni inwestorzy powiedzą, że nie ma w Polsce tak zwanej pewności obrotu. Nie wiem, czy antysędziowska krucjata wzmocni szanse Andrzeja Dudy w prezydenckich wyborach, czy też przeciwnie, za chwilę Polacy zaczną i jego obwiniać o bałagan w sądach. Wiem, że znalezienie wyjścia z matni to kwestia państwowego, moralnego obowiązku - piszę to w przededniu okrągłego stołu zwoływanego przez PAN.
Nie jest to łatwe. Klub Jagielloński zaproponował opcję zerową - wybór jeszcze raz i TK i KRS większością kwalifikowaną. Czyli danie wpływu na te składy także opozycji. PiS musiałby przestać traktować te ciała jako swój łup. Ale z kolei opozycja musiałaby zrezygnować ze stanowiska, że jedynie czysto korporacyjny model mianowania sędziów jest uprawniony. Ani jedna ani druga strona nie wydaje się dziś zdolna do takiego przekroczenia samej siebie. Zwłaszcza, że zbiór prawników strawnych dla wszystkich staje się coraz bardziej zbiorem pustym.
Zatem jesteśmy bliscy katastrofy...