[xlink]3f0d6932-068a-ad8b-16d1-87137385bf9d,1f69c59c-0a4d-f477-13bd-dac864dd533b/xlink]
W „Gazecie Wyborczej” poeta Jacek Dehnel napisał długi tekst. Mogłoby z niego wynikać, że głównym sensem wywyższenia autorki „Ksiąg Jakubowych” jest pognębienie prawicy, wykazanie jej intelektualnego i moralnego ubóstwa. Całość zmierza do przeciwstawienia jej Bronisławowi Wildsteinowi, który oczywiście dostaje odznaczenia, podczas gdy ona… No właśnie, nie płynie z tych wywodów inna nauka niż ta, że każda władza w Polsce lubi odznaczać ludzi bliższych sobie. Za rządów koalicji PO-PSL było zupełnie tak samo.
Z kolei wrażenie: tam talent, tu nędza może prowadzić do pytania, z jakiej twórczości ludzie w Polsce znają samego Dehnela. Z pewnością z kąśliwych, bardzo politycznych felietonów w „Polityce”. Ale czy z utworów? Może więc i on niknie w cieniu pisarki, zwłaszcza po Noblu dla niej?
Ale idźmy dalej. W innym tekście przypomina się wypowiedź ministra kultury Piotra Glińskiego, że nie przeczytał do końca żadnej książki Tokarczuk. Przy czym o tym jest w artykule. W leadzie, na którym niektórzy kończą czytanie, znajdujemy nieprawdziwą informację, że minister, profesor socjologii, w ogóle nie czyta. Jak rozumiem, znajomość twórczości Tokarczuk jest nagle jedynym w Polsce miernikiem kultury, wiedzy, smaku. A co, jeśli ktoś nie przepada na przykład za tym typem literatury? Za tym językiem, stylem, tematyką?
To zabawne, ale te kategoryczne opinie pojawiają się po stronie, która normalnie jest sceptyczna wobec wszelkich hierarchii, kanonów. Która oklaskuje scenę z „Ferdydurke” Gombrowicza: oto uczeń Gałkiewicz próbuje objaśnić nauczycielowi Bladaczce, że Słowacki go nie zachwyca. „Jak ma zachwycać, kiedy nie zachwyca?” - nabija się Gombrowicz, a wraz z nim liberalne i lewicowe elity. Tu jednak jest inaczej. „Tokarczuk wielką pisarką jest” - zapada wyrok. Kto nie krzyczy w chórze, temu dwóję albo i po łapach.
Można by po części usprawiedliwiać ten ton reakcją części prawicowych środowisk na nagrodzenie Tokarczuk. Mnożyły się w tej samej sieci deklaracje: „Nie czytam jej”. Telewizja publiczna wahała się między wykazywaniem, że Nobel stracił na prestiżu i stał się domeną lewicowych środowisk, a sugestiami, że to kolejny sukces Polski pod rządami PiS. Było to wszystko razem drażniące, niemądre. Skądinąd nie zaganiając kogokolwiek do czytania czegokolwiek, trochę się jednak dziwię kompletnemu brakowi ciekawości świata demonstrowanemu przez niektórych konserwatystów.
Tyle, że po pierwsze, kontrreakcja już dawno przerosła tę infantylną falę. A po drugie i ważniejsze, upolitycznienie tej debaty jest jakby potwierdzeniem tych pierwotnych reakcji. To sugeruje, że chodziło o demonstrację ideową wymierzoną przeciw obecnej władzy, a nie o docenienie kunsztu literackiego czy wagi intelektualnej jakichkolwiek książek. Że temu służyła nagroda Nobla. To co najmniej uproszczony sąd, ale podtrzymywany przez samych wyznawców pisarki.
Kiedy ta debata się otwierała, „Wyborcza” napisała, że Tokarczuk lubią wszyscy poza prawicą. Tak się jednak składa, że zaraz przyszły wybory. Elektorat PiS razem z jeszcze bardziej nie lubianą przez elity Konfederacją to minimalna, ale jednak większość. Czy warto lekką ręką odbierać Tokarczuk ponad połowie Polski?
Oczywiście to jest fałsz, absurd. Podejrzewam, że tysiące obecnych wielbicieli Nobla dla Tokarczuk nie miało nigdy w rękach żadnej jej książki. I że „po drugiej stronie” są ludzie, którzy ją czytali, lubią, pomimo aksjologicznych różnic, skądinąd oczywistych. A w każdym razie są jej ciekawi, jak sam Jarosław Kaczyński. To się tylko w zamkniętych umysłach tak prosto i łatwo rozpisuje.
Kiedy prezydent Duda kazał uczcić Tokarczuk iluminacją na swoim pałacu, znany dziennikarz i pisarz zarzucił mu hipokryzję. Ktoś przytomnie zauważył na jego facebookowym profilu, że gdyby Duda nic nie zrobił, spotykałaby go z kolei krytyka.
Nie bardzo wiadomo, czego oczekuje polityk PO Bartłomiej Sienkiewicz, który zarzuca „prawicy” (traktowanej jak zwykle zbiorczo, bo to jak wiadomo jeden organizm) haniebne reakcje na sukces pisarki. Co ta prawica właściwie miałaby zrobić? Nie neguję, że pojawiły się głosy głupie i haniebne. Ale żądanie, żeby kogoś kochać na rozkaz, jest żądaniem absurdalnym. Zresztą, gdyby deklaracje miłości padły, byłyby uznane za perfidną grę. Taki urok naszego życia społecznego.
Tyle, że sama Tokarczuk nie ma zdaje się nic przeciw roli, na jaką ją skazano. Roli sztandaru w ideologicznej, a po części i politycznej awanturze. To jest rola, która redukuje.
Choć każdy artysta ma prawo być obywatelem, wypowiadać się, nawoływać, warto, aby był również ciekawy świata, szukał dróg do choćby zrozumienia inaczej myślących. Co więcej, wielka literatura bywa wielka dlatego, że omija lub łamie schematy. Czy zdyscyplinowany żołnierz ideologicznej bijatyki nie rezygnuje z wyścigu do czegoś więcej niż chwilowego poklasku bliskich sobie środowisk, czy nawet czegoś więcej niż nagroda Nobla?
Opowiadając się przed wyborami otwarcie po stronie opozycji, Tokarczuk ujawniła przy okazji swoją bezsilność. Bo jej apel zakończył się wynikiem odwrotnym. To bezsilność jest zresztą powodem zacietrzewienia takich ludzi jak Dehnel. Skoro nasz rząd dusz nie jest wystarczający, będziemy powtarzać, że wszyscy poza naszym zaklętym kręgiem to prostacy, głupcy, nieuki.
Potem były tak dziwne zachowania noblistki jak wypowiedź dla włoskiej „La Repubbliki” , że polskie władze uchwaliły zakaz edukacji seksualnej w szkołach. Ani projekt ustawy, o którym pisarka zapewne myśli, nic takiego nie zawiera, ani - co jeszcze ważniejsze - nie został on uchwalony. Czy Olga Tokarczuk jest wprowadzona w błąd, czy świadomie nagina rzeczywistość? Jak politycy, bo oni robią to nagminnie.
Tuż przed jej mową ktoś, kto obsługuje jej konto na Twitterze, profilaktycznie zablokował setki osób związanych z prawicą. Nie za jakąś wypowiedź, a za poglądy na świat. Trudno o bardziej oczywistą manifestację własnego zamknięcia. Liberalne portale zareagowały na to euforią. Zaraz potem padły w Sztokholmie sławne już słowa o czułości. Ja widzę pasję w utrwalaniu baniek, w których mają żyć - osobno - różne środowiska, różne części Polski.
Padły też słowa Szweda Pera Waestberga, który w laudacji na jej cześć oznajmił, że za swoje poglądy na temat win Polaków, Tokarczuk była lub jest zagrożona śmiercią. Jeśli to nie błąd w tłumaczeniu, brzmi to zdumiewająco. To oczywiście podsyca skłonność do powtarzania głupot, inwektyw po drugiej stronie polskich sporów.
I tak to się kręci. Ktoś powinien się okazać mądrzejszy. Literatura, sama w sobie miejscami bardzo subtelna, nie tylko nie sublimuje ludzkich umysłów. Ona utwardza głowy. Jak wszystko w Polsce, ale to żadne pocieszenie.
POLECAMY W SERWISIE POLSKATIMES.PL:
Postawił na Rosję, teraz gra za darmo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?