Powstanie komisja ds. afery taśmowej? Rzecznik prasowy rządu Piotr Müller: Są sprawy, które opinia publiczna powinna poznać

Lidia Lemaniak
Lidia Lemaniak
Reparacje wojenne to temat stały, który podczas bilateralnych spotkań jest podnoszony. My tego tematu nie odpuścimy - mówi i.pl Piotr Muller.
Reparacje wojenne to temat stały, który podczas bilateralnych spotkań jest podnoszony. My tego tematu nie odpuścimy - mówi i.pl Piotr Muller. Adam Jankowski/Polska Press
Bez wątpienia trzeba zbadać wszystkie tematy związane z kwestiami kontraktów gazowych, planów prywatyzacji spółek i tego, co się działo, jeżeli chodzi o politykę resetu z Rosją z czasów PO. Jeżeli miałaby powstać to powinna mieć charakter kompleksowy i obejmować cały rząd PO – mówi w wywiadzie dla i.pl rzecznik prasowy rządu Piotr Müller. Z ministrem rozmawiamy też m.in. o relacjach Polski z UE, elektrowni jądrowej oraz reparacjach wojennych od Niemiec. Rozmawiała Lidia Lemaniak.

Kiedy rząd złoży wniosek o wypłatę pieniędzy z KPO? Mówił Pan niedawno, że być może stanie się to do końca października, później rzecznik PiS Radosław Fogiel mówił, że do końca roku, więc pojawiły się jakieś nieścisłości.

Życzylibyśmy sobie tego, żeby było to możliwie jak najszybciej. Problem leży jednak po stronie Komisji Europejskiej, ponieważ to tam musi zapaść dojrzała decyzja o odblokowaniu KPO. My nie ukrywamy i mówimy wprost, że widzimy, iż KE prowadzi działania o charakterze politycznym. Chcemy złożyć wniosek o wypłatę KPO wtedy, kiedy będziemy mieć głębokie przekonanie, że amplituda drgań politycznych KE się zmniejszyła. Inaczej składanie wniosku o wypłatę tych środków nie ma sensu. Pretekstów politycznych, żeby ich nie wypłacić, znajdzie się cała masa. Nie oznacza to jednak, że nie należy prowadzić rozmów. Trzeba szukać dobrego rozwiązania tego węzła gordyjskiego. Obecnie minister Szymon Szynkowski vel Sęk razem z ministrem Grzegorzem Pudą, mają trudne wyzwanie, aby wszystkie aspekty techniczne i sposób oceny KPO wyjaśnić do końca. Chodzi o to, żebyśmy byli w tym samym punkcie, jeżeli chodzi o konsekwencje złożenia wniosku o wypłatę. A tam, gdzie są jeszcze wątpliwości i możliwe pole do porozumienia - żeby je znaleźć. Chcielibyśmy złożyć wniosek jak najszybciej. Czy tak będzie – czas pokaże. Do tego potrzebne jest porozumienie.

My w ogóle dostaniemy środki z KPO? Mówił Pan przed chwilą, że działania KE mają charakter polityczny, więc może Polska wcale nie dostanie tych pieniędzy?

Przede wszystkim musimy rozróżnić część budżetu unijnego, ponieważ opinia publiczna nie musi wchodzić w niuanse poszczególnych szufladek budżetowych UE. Jeżeli chodzi o klasyczne środki unijne – fundusz spójności, czyli fundusze na drogi, budowę infrastruktury, środki na politykę rolną – o to jestem raczej spokojny. W tym przypadku żadna procedura blokady ze strony UE nie została uruchomiona. Natomiast jeżeli chodzi o KPO – to jestem spokojny dużo mniej, ponieważ widzę, że nadal nie ma jasnego porozumienia. Słychać głosy różnicy i te różnice należy wyjaśniać i precyzować, tak żeby po złożeniu wniosku do KE nie spowodowały kolejnych napięć. UE nie ma prawnych podstaw takiego działania, ale niestety ma możliwość przeprowadzenia „strajku włoskiego”, czyli opóźnienia pewnych rzeczy. My zabezpieczyliśmy się na tę okoliczność i mamy prefinansowanie krajowe z Polskiego Funduszu Rozwoju. Oznacza to, że projekty z KPO już zaczynamy realizować. Nie zmienia to faktu, że środki z UE są ważne i trzeba nadal szukać rozwiązania tego sporu. Tym bardziej, że mamy niezwykle trudną sytuację geopolityczną. Wojnę tuż za naszymi granicami, co powoduje konieczność radykalnego zwiększenia nakładów na armię. Kryzys energetyczny wywołany działaniami Rosji, który wiąże się z nakładami niezbędnymi do stabilizowania cen. Inflacja, która powoduje, że rząd przyjmuje kolejne pakiety osłonowe dla polskich rodzin. Spór z UE nie jest nikomu potrzebny. Europa też to wie. Niestety, zarówno w Brukseli, jak i w Polsce działają radykałowie, którzy próbują ten spór podsycać.

Prezes Jarosław Kaczyński mówił jakiś czas temu, że pieniądze z KPO dostaniemy, ale dopiero po wyborach, niezależnie od tego, kto je wygra. Myśli Pan, że tak faktycznie będzie?

Musimy taki wariant przyjąć za możliwy, dlatego uruchomiliśmy system prefinansowania krajowego. Oczywiście te środki są nam potrzebne, ale pewien okres jesteśmy w stanie finansować ze środków krajowych. Myślę, że po wyborach kompletnie zmieni się perspektywa UE. A to dlatego, że cel polegający na tym, żeby to przyjaciele posłów do Parlamentu Europejskiego z Europejskiej Partii Ludowej ponownie znaleźli się w polskim rządzie, nie zostanie zrealizowany. Głęboko wierzymy, że wygramy wybory i uzyskamy legitymację do tego, aby dalej prowadzić naszą politykę.

Zapytam wprost – czy, aby uzyskać środki z KPO – rząd chce „resetu” w relacjach z UE?

Nie wiem, czy słowo „reset” jest właściwe. Bez wątpienia polityka polega na sztuce wyboru pomiędzy możliwymi wariantami, poprzez wybór tych najlepszych dla Polski. Widzimy, jak w tej chwili wygląda sytuacja na całym świecie. Po pierwsze – mamy konflikt tuż za naszą granicą – w państwie sąsiadującym jest regularna wojna. To jest okoliczność, która powoduje olbrzymie wstrząsy geopolityczne. Po drugie – szantaż gazowy Rosji. Wywołuje on wstrząsy ekonomiczne, energetyczne i to jest kolejny front, który jest otwarty, a który w szybkiej perspektywie jest nie do zamknięcia. Zerwane łańcuchy dostaw po epidemii w połączeniu z wymienionymi wcześniej kryzysami wywołują efekty inflacyjne w całej Europie. Musimy to powiedzieć wprost – Europa i Polska są przed perspektywą możliwego, najtrudniejszego kryzysu gospodarczego od dziesięcioleci. Równolegle mamy do czynienia z kilkoma kryzysami. One pojedynczo byłyby dużymi wyzwaniami. Ich suma stanowi niebezpieczną mieszankę dla Europy i całego świata. Wracając do pytania - mamy również spór polityczny, który wynika z relacji z Brukselą. Każdy racjonalny polityk musi się zastanowić, jak zachować się w sytuacji, gdy skala tych wyzwań osiąga taki poziom i jakie warianty wychodzenia z nich są możliwe.

A jakie są możliwe?

Trzeba starać się, żeby konflikt z Brukselą zamknąć. Oczywiście, musi to być na takich zasadach, które jednocześnie nie naruszają elementarnym praw państw członkowskich, czy ich niezależności. Nie zmienia to faktu, że sytuacja geopolityczna oraz sytuacja na rynkach finansowych jest na tyle złożona, że powinniśmy szukać rozwiązań. Nie łudźmy się, że wszystko łatwo przyjdzie, bo UE nas wielokrotnie oszukiwała. Najłatwiejszym sposobem jest obrażanie się na rzeczywistość, a dużo trudniejszym jest szukanie rozwiązania. My jesteśmy rządem, który przejawia skłonność do szukania rozwiązań, nawet kiedy sytuacja jest trudna.

Czy takim rozwiązaniem, które rząd może położyć na stole przed KE jest na przykład przywrócenie do pracy zawieszonych sędziów? Bierzecie taką możliwość pod uwagę?

Myślę, że też Pani trafnie identyfikuje, że na koniec każda ze stron kilka kwestii rozumie inaczej. To znaczy KE przy kolejnych różnego rodzaju dyskusjach, ten sam włos rozdziela na dwoje, potem na czworo i z tego jednego włosa robi się kilka. Tak samo jest w sprawach tzw. praworządności – gdy jeden temat jest załatwiony, nagle się okazuje, że coś innego nie jest, bo „się nie zrozumieliśmy” – tak przedstawia to UE. Jeżeli coś powinno być realizowane, to UE powinna wyrazić to wprost, a nie w ogólnikach, bo inaczej dochodzi do nieporozumień. Zatem jeżeli mówić o jakimś rozwiązaniu to napisanym jasno i czytelnie. Dodatkowy problem polega na tym, że konflikt jest podgrzewany przez radykałów z Brukseli i z Polski. Tusk i Trzaskowski namawiają otwarcie, żeby zawieszać pieniądze dla Polski, bo wiedzą doskonale, że to jest sposób na to, aby mogli wrócić do władzy.

Można powiedzieć, że polskiej opozycji są obce standardy, które panują wśród opozycji np. we Włoszech...

Tak. Zupełnie inaczej klasa polityczna zachowuje się we Włoszech. Kiedy francuska minister skrytykowała nowy rząd włoski i dała to zrozumienia, że będzie pilnować praworządności, to pozostała część włoskiej klasy politycznej się oburzyła. Politycy włoscy cenią sobie niezależność własnego kraju. Gdy np. ktoś w Brukseli mówi, że w Polsce trzeba byłoby jakieś rozwiązania wprowadzić, bo nie ma praworządności, to nasza opozycja niestety postępuje w kompletnie inny sposób. Nie ma takich standardów, jakie występują w krajach Europy Zachodniej. Opozycji w Polsce zależy jedynie na dojściu do władzy. Powiedzmy wprost - to w interesie Niemiec jest, żeby w Polsce rządziła PO.

Wróćmy jeszcze na chwilę do porozumienia z KE, o którym rozmawialiśmy. W lipcu prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział w Płocku, że „koniec tego dobrego”. To co, twardą postawę wobec UE rząd chce odstawić na półkę?

Nasz rząd wielokrotnie udowodnił, że potrafi się twardo bić o polskie interesy. Nie oznacza to, że nie warto podejmować rozmów. Trzeba jednak zaznaczyć warunki brzegowe. Nie chodzi o to, żeby teraz usiąść i nic nie robić. Nam zależy na tym, aby relacje z UE były dobre, tylko muszą być obustronnie, na równoważnych zasadach. Całkowicie zgadzam, że granice zostały przekroczone. Nie wyklucza to jednak kolejnych rozmów przy jednym stole i szukaniu rozwiązań. Nie będą one łatwe, ale zamykanie się na jakąkolwiek możliwość prowadzenia dialogu byłoby niewłaściwe. Jest nowy minister ds. UE, aby nowe szlaki komunikacji otworzyć, tym bardziej, że Szymon Szynkowski vel Sęk odpowiadał w MSZ za sprawy niemieckie, a w UE – jak możemy zauważyć – rządzi przede wszystkim duet Niemcy i Francja.

Kończąc ten temat proszę o jasną deklarację – czy rząd przewiduje dalsze ustępstwa wobec UE?

Nie użyłbym słowa „ustępstwa”. Spory polityczne wielu próbuje przedstawiać wyłącznie zero-jedynkowo. Polityka nie jest jednak pojedynkiem bokserskim i nie jest tak, że ktoś musi wygrać albo przegrać. W polityce to tak nie działa, bo to jest gra na wielu szachownicach równolegle. Teraz mamy kilka szachownic: szachownicę geopolityczną i wojenną, w której uczestniczy Rosja, szachownicę energetyczną – szantażu gazowego i zawirowań na rynkach, szachownicę inflacji i zerwanych łańcuchów dostaw, czy szachownicę sporu z Brukselą. Na tych kilku szachownicach równolegle trzeba rozgrywać kilka partii szachów. I to jest najtrudniejsze, dlatego nie jest tak prosto odpowiedzieć sobie na pytanie, w jaki sposób się zachować. Na koniec najważniejsze jest to, żeby zapewnić bezpieczeństwo kraju i bezpieczeństwo ekonomiczne polskim rodzinom.

Fundusze europejskie dla Polski zostaną zablokowane? Jakiś czas temu rozpisywały się o tym media.

Nie. Fundusz spójności czy fundusz rolny w żaden sposób nie został zablokowany przez UE. Powiem więcej – nie zostało rozpoczęte żadne postępowanie w tym zakresie, żeby fundusze zablokować. Wręcz przeciwnie – jest podpisana umowa partnerstwa. Niedawno, bo w czerwcu, była w Polsce Elisa Ferreira, unijna komisarz, która odpowiada za najważniejszą część środków unijnych. Umowa ta przechodzi do fazy realizacji. Opozycja powtarza fake newsy o rzekomym zablokowaniu funduszy unijnych. Mam czasami wrażenie, że opozycja gra na jakieś rozchwianie rynków finansowych. Takie generowanie fake newsów powoduje, że opinia publiczna – w tym rynki finansowe – mogą czuć niepokój.

Można z tym wiązać fakt, że nasze obligacje były niedawno oprocentowane na niemal 9 proc., a Grecji na 5 proc.? Z czego to wynika?

Zacznijmy od tego, że rentowność obligacji w czasie jednego tygodnia czy miesiąca jest raz lepsza, a raz gorsza. To, co my musimy robić i to co zapowiadamy, to bardzo ostrożna polityka finansowa i wydatkowa rządu. Mówił o tym premier Mateusz Morawiecki. Chcę uspokoić, bo faktycznie widzimy wyzwania, które są związane z sytuacją geopolityczną. Patrzmy jednak na dług sektora finansów publicznych. Opozycja twierdzi, że my coś ukrywamy, ale dług sektora finansów publicznych obliczany przez Eurostat to jest całość sektora, również pozabudżetowa. On wynosi niecałe 54 procent, a dla porównania Francji – ponad 110 proc., a Grecji – blisko 200 proc. stosunku do PKB. To pokazuje jednak potencjał dla bezpieczeństwa Polski. Nie zmienia to faktu, że musimy podchodzić do tego racjonalnie i tak też postępujemy. Płynność finansowa jest kluczowa i dlatego będziemy w tym zakresie prowadzić bardzo ostrożną politykę budżetową. Opozycja proponuje kolejne koszty budżetowe, nie patrząc na stabilność finansów publicznych. Warto dodać, że kiedy rządziła obecna opozycja, to mieli wówczas dużo gorszą sytuację finansów. Porównajmy sobie budżety za rok 2015 – nieco ponad 280 mln zł, teraz – ponad 600 mld zł. Nigdy nie było tak dużego przyrostu w historii. To wszystko pozwala budować fundamenty dla bezpieczeństwa oraz na trudny okres kolejnych wstrząsów geopolitycznych, które na pewno jeszcze przed nami.

Przejdźmy teraz do atomu. W piątek premier Mateusz Morawiecki poinformował, że elektrownię jądrową Polska wybuduje z USA. Dlaczego właśnie z Amerykanami? Ta oferta była lepsza od koreańskiej?

Zespół negocjacyjny uznał, że jest to najbardziej optymalna oferta. W takich sytuacjach ocenia się technologię, koszty wykonania, terminy, mechanizmy finansowania itd. Suma ocen tych poszczególnych składników zdecydowała, że to amerykańska oferta wygrała.

Polityka ma duży związek z tym, że rząd zdecydował się na ofertę USA? Bo, że w takich sprawach także polityka ma znaczenie, nie jest żadną tajemnicą...

Wiarygodność partnerów przy projektach strategicznych ma ogromne znaczenie. Sojusz polsko-amerykański w obszarze bezpieczeństwa jest niezwykle ważny. Cieszymy się, że jego kolejnym elementem będzie wspólny projekt elektrowni jądrowej.

Wicepremier, szef MAP Jacek Sasin przebywa w Korei Południowej, gdzie będzie prowadzić rozmowy o projekcie energetyki jądrowej. Czyli będzie tak, że pierwszą elektrownię jądrową wybudujemy z USA, a drugą z Koreą Południową? Na stole jest również oferta francuskiej firmy EDF. Ta oferta jest już skreślona? Czy o niej także rząd nadal dyskutuje?

Na ten moment pewne jest, że pierwszą elektrownię jądrową wybudujemy we współpracy z amerykańską firmą Westinghouse. Jesteśmy otwarci na oferty w kolejnych projektach, które mogą być realizowane w Polsce. Temat współpracy z innymi krajami nie jest zamknięty, ponieważ w Polsce planujemy budowę kilku elektrowni.

Porozmawiajmy teraz chwilę o tzw. aferze taśmowej. Po opisaniu przez jedną z gazet zeznań Marcina W., a potem ujawnieniu innych przez prokuratora generalnego, PO domaga się komisji śledczej w tej sprawie, złożyła nawet wniosek o jej powołanie. Taki pomysł ma poparcie rządu?

Zaproponowany przez PO zakres pracy komisji to byłaby jakaś karykaturalna forma. PO chciałaby pominąć wszystkie sprawy, które dotyczą jej działalności na rzecz Rosji, z czasów jej rządów. Jeżeli rozważać w ogóle kwestie powstania komisji śledczej czy też komisji weryfikacyjnej, należy się zastanowić, jaka miałaby być to formuła. Przede wszystkim z szerszym okresem badania powiązań i decyzji, które uzależniały Polskę od rosyjskiej energetyki. To jest kluczowe, a nie to, że Donald Tusk przegrał wybory w 2015 roku i twierdzi, że to był spisek Rosji i PiS. Jak rozumiem właśnie taką narrację próbują stworzyć. Donald Tusk próbuje się z czerwonego lisa – od barw komunistycznych związanych z Rosją – przepoczwarzyć się w kolorowego motylka. To Donald Tusk realizował konsekwentnie politykę resetu z Rosją - negocjował umowy gazowe, za czasów jego rządów umarzano długi Gazpromowi. To on spotykał się z Putinem w Moskwie i na molo w Sopocie, to on był przeciw dalszym sankcjom wobec Rosji po ataku na Krym.

Będzie komisja weryfikacyjna? Jest już taka decyzja?

Na ten moment nie ma takiej decyzji, aczkolwiek ja bym tego nie wykluczał. Czym więcej Donald Tusk i opozycja o tym mówią, to byłbym bliższy zrealizowania ich próśb, ale w kompleksowym zakresie. Są sprawy, które opinia publiczna powinna poznać. Przecież to rząd Donalda Tuska wstrzymywał budowę gazociągu Baltic Pipe. Wicepremier w rządzie PO-PSL Waldemar Pawlak jeszcze kilka miesięcy temu, tuż przed wybuchem wojny, mówił, że Baltic Pipe nie jest potrzebny, bo mamy rosyjski gaz. Donald Tusk mówił, że gaz z Norwegii nie jest nam potrzebny, bo mamy wystarczająco dużo rosyjskiego gazu.

Jeżeli by taka komisja powstała, to jakie lata by badała?

Bez wątpienia trzeba zbadać wszystkie tematy związane z kwestiami kontraktów gazowych, planów prywatyzacji spółek i tego, co się działo, jeżeli chodzi o politykę resetu z Rosją z czasów PO. Jeżeli miałaby powstać to powinna mieć charakter kompleksowy i obejmować cały rząd PO.

Rządy Zjednoczonej Prawicy również?

To kwestia dyskusji, ale my nie mamy nic do ukrycia. Donald Tusk mówił o swoim okresie. Teraz próbuje budować narrację dotyczącą węgla. To absurdalne, bo przecież PiS jako jeden z pierwszych zaproponował sankcje na węgiel, chwilę po wybuchu wojny. Donald Tusk robi z tego zarzut, a jeszcze chwilę wcześniej sam to proponował.

Jak Pan sam powiedział, Polska jako jeden z pierwszych krajów nałożyła embargo na węgiel z Rosji. Dziś rząd podjąłby taką samą decyzję, wiedząc, że będą problemy np. z dystrybucją węgla i jego braki?

Przypomnijmy sobie, jak wyglądała sytuacja, gdy były podejmowane decyzje w tym zakresie. Było to tuż po wybuchu wojny na Ukrainie, którą rozpoczęła Rosja. Wówczas Polska wywierała gigantyczną presję na wspólnotę międzynarodową i na to, żeby przyjmować pakiety sankcji wobec Rosji. Uznaliśmy, że najważniejsze i kluczowe ze strony krajów demokratycznych jest odcięcie możliwości zasilania finansowego, również towarowego Rosji. Chcieliśmy dać przykład, w jaki sposób to zrobić i sami podjęliśmy decyzję o embargu na węgiel z Rosji. Wywołało to olbrzymią presję polityczną i moralną na kraje Europy Zachodniej, które musiały podjąć kolejne kroki. Osiągnęliśmy sukces w tym zakresie i Rosja została osłabiona. Nasza decyzja była żywotną sprawą dla Polski. Została podjęta po to, żeby Ukraina się obroniła przed Rosją, bo inaczej kolejnym celem byłaby Polska.

Jesteśmy zabezpieczeni, jeśli chodzi o węgiel na zimę?

Trzeba było podejmować trudne decyzje i równolegle po nich decyzje, które zabezpieczą Polaków w węgiel. Nie są to łatwe sprawy, ale robimy wszystko, co możliwe. Po pierwsze – stworzyliśmy dodatek węglowy, po drugie – system dystrybucji węgla – polskie spółki importują węgiel z różnych kierunków świata. Jeżeli chodzi o całą ilość węgla, która została importowana do Polski, to patrząc na cały okres zimowy go nie zabraknie. Okresowo czy miejscowo pewne niedobory mogą się pojawić, bo największym wyzwaniem w tej chwili jest dystrybucja węgla. Będziemy robić wszystko, żeby ten problem rozwiązać. Musimy jednak uczciwie powiedzieć, że jest to duże wyzwanie logistyczne.

Samorządy już zaangażowały się w dystrybucję węgla na satysfakcjonującym rząd poziomie?

Część samorządów już zadeklarowała swoją chęć do działania i przygotowują się do tego. Ustawa, która daje gwarancje samorządom, dodatkowe uproszczenia, zmiany w zamówieniach publicznych oraz mechanizmy finansowania została już przyjęta przez Sejm po powrocie z Senatu.

Panie Ministrze, jakiś czas temu Michał Dworczyk odszedł z funkcji szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, ale jednak pozostał w rządzie. Czym obecnie się on w Radzie Ministrów zajmuje?

Minister Dworczyk zasłużył się w ostatnich latach bardzo dużą aktywnością i sprawdził się w wielu trudnych sytuacjach, zaczynając od logistyki dostaw w okresie epidemii, przez program szczepień, po wsparcie pomocowe dla Ukrainy. Obecnie pozostaje członkiem Rady Ministrów – bez teki. Takie sytuacje miały już miejsce w poprzednich rządach.

Skoro już przy KPRM jesteśmy to opozycja zarzuca Wam ogromne wydatki…

Przede wszystkim opozycja manipuluje danymi. KPRM za czasów Donalda Tuska to faktycznie był zespół obsługi premiera i jego wyjazdów na mecze, do Gdańska itd. Teraz – za rządów Prawa i Sprawiedliwości – KPRM jest centrum koordynacji zadań, które realizuje rząd. W szczególności w sytuacjach kryzysowych. Po pierwsze - Kancelaria Premiera – w stosunku do kancelarii Tuska – jest kompletnie inną strukturą. Włączyliśmy do KPRM całe ministerstwo cyfryzacji oraz pion ds. Unii Europejskiej. Kancelarii podlega Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych. Czyli są to zupełnie inne instytucje. Wzrost wydatków budżetowych KPRM w 2023 r. dotyczy przede wszystkim zwiększenia środków na rezerwy strategiczne państwa oraz na środki przekazywane jednostkom nadzorowanym i podległym Kancelarii. Wydatki tych instytucji wliczają się do budżetu Kancelarii, np. pieniądze przeznaczane na Rządową Agencję Rezerw Strategicznych to ponad 800 milionów zł, a na Narodowy Instytut Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego – ok. 200 mln zł. Środki te nie są wykorzystywane na potrzeby samej Kancelarii. Wydatki budżetowe na funkcjonowanie KPRM stanowią zaledwie 20% całego przyszłorocznego budżetu przypisywanego do KPRM.

Kończąc naszą rozmowę chciałabym jeszcze zapytać o reparacje wojenne od Niemiec. Ostatnio premier Mateusz Morawiecki był w Berlinie na konferencji dotyczącej odbudowy Ukrainy, na której obecny był także kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Panowie mieli okazję, żeby w kuluarach porozmawiać o reparacjach?

Spotkanie w Berlinie dotyczyło spraw Ukrainy, więc to nie był akurat moment na rozmowy w tej kwestii. Jednak, żeby była jasność – reparacje wojenne to temat stały, który podczas bilateralnych spotkań jest podnoszony. My tego tematu nie odpuścimy.

Nota dyplomatyczna do rządu niemieckiego została wysłana, jakie więc będą dalsze kroki rządu?

Tutaj rozpisane są różne scenariusze. Każdy z nich jest wieloletni. To nie będzie prosty proces. Niektóre kroki dyplomatyczne wymagają ciszy. O tych, o których możemy, mówimy publicznie. Przy okazji chciałbym też wyjaśnić kilka rzeczy, ponieważ opozycja próbuje wprowadzić tutaj chaos. W nocie użyte zostało pojęcie „odszkodowania”, a nie „reparacje”, ponieważ ma ono szerszy charakter tj. obejmuje reparacje w rozumieniu prawnomiędzynarodowym, jak i inne roszczenia opisane w treści noty. Wbrew twierdzeniom opozycji, w nocie dyplomatycznej została zawarta kwota należnych Rzeczypospolitej odszkodowań wynikająca z przygotowanego raportu.

Kilka dni temu senatorowie tzw. „demokratycznej większości” – jak sami się nazywają – zablokowali prace nad uchwałą PiS w sprawie reparacji. O czym to może świadczyć?

Przede wszystkim o tym, że nie chcą się narażać swoim niemieckim przyjaciołom w Europejskiej Partii Ludowej. Proszę pamiętać, jaka była pierwsza rekcja PO. W momencie, kiedy ogłaszaliśmy raport, Grzegorz Schetyna powiedział, że sprawa reparacji od Niemiec jest zamknięta. Donald Tusk się schował, bo widocznie nie chciał powiedzieć tego, co myśli. Później PO zaczęła lukrować rzeczywistość i zwyczajnie oszukiwać. W politykach PO głęboko tkwi poczucie niższości wobec Niemiec, które definiuje ich politykę. Także wtedy, kiedy rządzili. Polityka Donalda Tuska z czasów, gdy był premierem, była polityką kompleksów i przekonania, że Polska jest gorsza w stosunku do innych krajów Europy Zachodniej, a w szczególności do Niemiec.

rs

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl