Zabójstwo na Jaroszówce. Ofiara nie żyła od dwóch dni
Zwłoki białostoczanina znaleziono 26 listopada 2022 r., w piwnicy domu jednorodzinnego na osiedlu Jaroszówka w Białymstoku. Mężczyzna został pobity i dwukrotnie dźgnięty nożem w okolicy ucha oraz nadbrzusza. Gdy służby dotarły do informacji o zbrodni, 41-latek nie żył od dwóch dni.
Czytaj też:
O zabójstwo - w warunkach multirecydywy - oskarżono znajomego ofiary, 44-letniego dziś Krzysztofa L., który wynajmował ten dom. Przed sądem odpowiadała też jego 32-letnia konkubina. Kobieta, i ona była karana w przeszłości, usłyszała zarzut nieudzielenia pomocy i niezawiadomienia organów ścigania o przestępstwie.
W przypadku tego drugiego we wrześniu ub. r. sąd I instancji umorzył postępowanie (jako konkubina miała prawo chronić osobę najbliższą przed konsekwencjami karnymi). Za pierwszy skazał ją na rok więzienia. Wobec obojga oskarżonych orzekł 10 tys. zł tytułem częściowego zadośćuczynienia. Za zabójstwo Krzysztofowi L. wymierzył karę 15 lat pozbawienia wolności.
Zabójstwo na Jaroszówce. Prokurator: miejsce zbrodni wyglądało jak z horroru
- To kara rażąco niska - uważają zgodnie prokuratura i pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego.
W czwartek (1.02) przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku ruszył proces odwoławczy w tej sprawie. Wskazane strony wnoszą o dożywocie, śledczy z dodatkowym obostrzeniem - możliwością ubiegania się o przedterminowe warunkowe zwolnienie dopiero po 25 latach.
Prokurator uzasadniał to m.in. brutalnością sprawcy. Mówił, że oskarżony znajomego "skazał na straszną śmierć w piwnicy", zamkniętej włazem, a miejsce zbrodni wyglądało jak w horrorach.
Zobacz także:
- Człowiek pobity, z ciosami od noża, wykrwawiający się. Niemający żadnych szans na ratunek, zostaje zamknięty i umiera w niewyobrażalnych męczarniach - podkreślał prokurator Marek Maliszewski.
Pełnomocnik brata zmarłego wyliczyła, że 75 procent swego dorosłego życia, oskarżony spędził za kratami (m.in za kradzieże, rozboje). Wyszedł z zakładu karnego 4 miesiące przed tragedią na os. Jaroszówka
- Dotychczasowy styl życia, działania, funkcjonowania, a w zasadzie braku funkcjonowania oskarżonego wskazuje, że nie może powrócić do społeczeństwa, bo z dużą dozą prawdopodobieństwa dopuści się kolejnego przestępstwa - uważa adw. Ewelina Blacharczyk. Dodała, że nikt nie może wykluczyć, że może to być znów zbrodnia zabójstwa.
Ona chce też surowszej kary dla Sylwii M. - nie roku a 3 lat więzienia.
Oskarżony o zabójstwo na Jaroszówce: nie chciałem zabić, nie jestem bestią
Obrońca kobiety wnosił o oddalenie apelacji. Podkreślał okoliczności łagodzące, w tym zachowanie samego pokrzywdzonego. To on z niewyjaśnionych przyczyn miał zaatakować M., kiedy jej partner wyszedł do sklepu: wepchnąć ją do piwnicy, grozić nożem. Krzysztof L. miał stanąć w jej obronie.
Warto przeczytać:
- Dożywocie to kara dla zwyrodnialców. Nie jestem żadną bestią. To był mój przyjaciel, znałem go od 30 lat. Nie spodziewałem się, że pod wpływem alkoholu zaatakuje osobę, którą kocham. Chciałem go pobić, żeby poczuł ten sam ból, co Sylwia, ale nie chciałem go zabić - zapewniał w czwartek oskarżony Krzysztof L., doprowadzony na salę z aresztu.
W imieniu jego obrońcy, aplikant Jan Górski wnosił o zmianę kwalifikacji prawnej czynu z zabójstwa na nieumyślne spowodowanie śmierci (grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat więzienia).
Sąd apelacyjny wydanie wyroku odroczył do 8 lutego.
