Niespecjalnie też będziemy zajmować się faktami, bowiem w tej opowieści nie mają one większego znaczenia. W opowieści, w której w 8. minucie programu TV Republika, gdzie w sobotę wieczorem (15.03) podano informację o śmierci Barbary Skrzypek, Paweł Szefernaker, szef sztabu Karola Nawrockiego, płynnie przeszedł od tej smutnej informacji do apelu o głosowanie na jego kandydata.
Niedzielnego ranka szef tej stacji, Tomasz Sakiewicz, powie już, że „wywierano na Skrzypek presje, które miały cechy tortur psychicznych”, dla „zaspokojenia jakiejś garstki dziczy, która pała zemstą, była wyhodowana jak bolszewicka trzoda (chodzi o „swołocz, którą hoduje Giertych” – red.).
To, czego nie powie swoim widzom Sakiewicz, wzywający do wsadzenia prokurator do więzienia, to doprawdy drobny fakt. Ewa Wrzosek prowadzi też śledztwo w sprawie „Puszcza TV”, przekrętu, w którym Sakiewicz z kolegami przytulili ponad 6 mln zł na nigdy nierozwinięty portal przyrodniczy.
W tym czasie Sebastian Kaleta oburzał się w radiu Zet na red. Stankiewicza, który ośmielił się zapytać, skąd on wie, że po przesłuchaniu Skrzypek „była roztrzęsiona i wpłynęło to na jej stan zdrowia”. Kogo obchodzi fakt, że rodzina milczy do dzisiaj. I po co drążyć zdanie rzucone wtedy przez prezesa do Radia Maryja: „Zaczynała pracę o 7 rano i wychodziła zwykle po około 12 godzinach, a jeszcze miała wszystkie zajęcia domowe. Odeszła na emeryturę (2020 – red.). Codziennie miała krwotok z nosa. Widziałem, że nie może (już pracować? – red.), ale strasznie nie chciałem, żeby odchodziła, bo była to osoba mi naprawdę bliska i jednocześnie osoba, na której się, można powiedzieć, w ogromnej mierze opierałem”.
I tak przecież w poniedziałek rano niezawodny w takich akcjach funkcyjny Miłosz Kłeczek ustalił obowiązujący, wzbogacany już tylko o szczegóły, przekaz: „Barbara Skrzypek jest pierwszą ofiara śmiertelną reżimu Donalda Tuska”. A paski chodzą pełną parą: „Skrzypek zmarła po przesłuchaniu”, choć – zgodnie z faktami – należałoby pisać: Skrzypek zmarła w sobotę rano, po środowym przesłuchaniu przez Wrzosek i piątkowej rozmowie z Kaczyńskim.
PiS złapał więc swoje „polityczne złoto”. Smoleńsk ciągnięto ponad dekadę, a Skrzypek ma przecież wystarczyć tylko na dwa miesiące, do wyborów majowych. Zatem wszystkie ręce na pokład.
I co na to powiedzieć? Że Wrzosek nie powinna być przydzielana do spraw polityków PiS przez jej jawnie negatywne do nich nastawienie? Mnie PiS też wyrzucił z pracy, ale nie zniżyłbym się do łamania z tego powodu zawodowych zasad. Wrzosek twierdzi, że ma tak samo, ale weź to tłumacz ludziom, którzy są od tak dawna na służbie partii, że nie rozumieją już nawet słowa „zasady”. W dodatku mnie z pracy wyrzucała też PO, i to nie ja pisałem w socialach, że „zemsta smakuje na zimno”.
Że choć Wrzosek mogła, to nie powinna była odmawiać udziału w przesłuchaniu adwokatowi Skrzypek. I bez znaczenia jest, że to też pełnomocnik Kaczyńskiego, więc miałaby tak, że przesłuchiwałaby panią Basię na temat prezesa w obecności awatara prezesa… Ale tak wyszło, że była pałająca zemstą ona i dwóch prawników „ze sfory Giertycha” kontra „zdenerwowana i słaba, starsza pani”. Że w protokole nie ma śladu presji i zaszczuwania w kazamatach – no przecież on jest „sfałszowany”.
Że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie – a po co? Bo „reżim będzie tuszował zbrodnię”. Bo gdy PiS wchodzi w tryb tańca na grobach, fakty nie mają znaczenia. To znaczy na co dzień też nie mają z nimi problemu, ale w trybie trumiennym jest to w dodatku… No właśnie, obiecałem, że nie powiem, jakie. Każdy to sam może poczuć i zobaczyć. I zdecydować, co w tej historii najbardziej go oburza.
Aha, a dlaczego jest to taniec na trumnach przedostatni? Bo przecież czeka nas jeszcze nużący spór z PiS, dlaczego położenie Jarosława Kaczyńskiego obok brata na Wawelu to nie jest najlepszy pomysł…
