18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Racjonalne głosowanie bez sensu

Im więcej osób głosuje, tym nasz głos mniej znaczy. Czy więc warto iść do urn? - pyta Maciej Potz w "Liberté!"

Na decyzję o wzięciu udziału w wyborach mogą wpływać różne bodźce. Niektóre z nich mają np. charakter emocjonalny - można w ten sposób wyrazić swój gniew lub, przeciwnie, entuzjazm wobec działań rządu. Tego rodzaju motywy wyłączamy jednak chwilowo z dalszych rozważań, zakładając, że akt wyborczy należy rozpatrywać w kategoriach racjonalności instrumentalnej postrzeganej z punktu widzenia pojedynczego obywatela. Inaczej mówiąc, każdy wyborca powinien odpowiedzieć na pytanie, czy głosowanie spełnia cel, jaki sobie stawia, idąc do urny. Tym celem jest wpłynięcie na wynik wyborów.

Pod pojęciem tym należy rozumieć, w przypadku wyborów prezydenckich, przesądzenie o wyborze preferowanego kandydata, w przypadku wyborów parlamentarnych zaś - przesądzenie o zdobyciu przez preferowaną partię dodatkowego mandatu, i to wyłącznie w sytuacji, gdy mandat ten istotnie podniesie polityczne znaczenie tej partii lub koalicji, w której się znajdzie. "Przesądzenie" oznacza zaś, że wybory rozstrzygną się jednym głosem. Tylko wówczas decyzja pojedynczego wyborcy o oddaniu głosu lub powstrzymaniu się od tego będzie miała realny wpływ na wynik wyborów. Jak duże jest prawdopodobieństwo takiego zdarzenia? Nie trzeba matematyka, by dostrzec, że znikome, niemal zerowe.

Można by na to odpowiedzieć, że skoro jednak jakaś szansa, choćby minimalna, istnieje, to udział w wyborach jest nadal bardziej racjonalny niż pozostanie w domu. Takie rozumowanie nie uwzględnia jednak kosztów, jakie wiążą się z aktem głosowania. Samo pójście do lokalu wyborczego wymaga pewnych wyrzeczeń , choć są one stosunkowo niewielkie. Ideałem demokracji jest jednak świadomy, dobrze poinformowany wyborca, który nie stawia krzyżyka losowo, tylko na kandydata lub partię, którzy zapewniają największe prawdopodobieństwo realizacji celów. To zaś wymaga znacznych kosztów, przede wszystkim w postaci czasu spożytkowanego na zdobycie i przeanalizowanie potrzebnych informacji.

Taki wydatek należy rozpatrywać podobnie jak każdą inną inwestycję, tzn. w kategoriach stosunku kosztów do zysków. Przypuśćmy dla ilustracji, że chcemy kupić 100 euro. Pracowicie porównujemy kursy i wreszcie, po godzinie, znajdujemy kantor, w którym cena jest niższa o 2 grosze od pozostałych. Jaki jest bilans takiego działania? Zyskaliśmy 2 zł, ale straciliśmy godzinę, w trakcie której mogliśmy zarobić, powiedzmy, 20 zł, wykonując jakąś inną pracę. Uogólniając, inwestowanie w zdobywanie informacji jest opłacalne tylko do momentu, gdy krańcowy przychód wytwarzany dzięki tym informacjom przewyższa krańcowy koszt ich uzyskania. W rozpatrywanym przez nas przypadku racjonalnego wyborcy ów bilans jest jeszcze mniej korzystny. Po stronie kosztów trzeba zapisać wiele godzin poświęconych na zdobywanie i analizowanie informacji potrzebnych do podjęcia rozumnej decyzji, po stronie przychodów zaś znaczące politycznie wpłynięcie na wynik wyborów, którego prawdopodobieństwo, jak już stwierdziliśmy, praktycznie równa się zeru. Rekapitulując, z punktu widzenia jednostki jedynym racjonalnym działaniem jest powstrzymanie się od głosowania lub, w ostateczności, głosowanie losowe, bez rozumnej analizy.

Cały artykuł przeczytasz w weekendowym wydaniu "Polski The Times" lub na stronie prasa24.pl.

"Liberté!" to niezależny miesięcznik społeczno-polityczny o profilu liberalnym. Ukazuje się w internecie, co miesiąc na papierze.

Wróć na i.pl Portal i.pl