Radosław Fogiel o komisji ds. wpływów rosyjskich: Nie rozumiem, dlaczego opozycja koniecznie chce wepchnąć Donalda Tuska pod ten autobus!

Joanna Grabarczyk
Joanna Grabarczyk
Wideo
od 16 lat
W tej kampanii przed wyborami parlamentarnymi ani przeciwnicy polityczni, ani koalicjanci nie będą oszczędzać kogokolwiek i bawić się w subtelności. Jeńców nie bierze też Radosław Fogiel z Prawa i Sprawiedliwości, przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. W rozmowie z portalem i.pl ujawnia, czego nie rozumie w działaniach opozycji, rzuca nieco światła na prowadzoną przez Polskę politykę zagraniczną i zaprzecza, jakoby Prawo i Sprawiedliwość było partią makiaweliczną - nawet, kiedy idzie o głośny spot partii, nawiązujący do Auschwitz.

Jak w Prawie i Sprawiedliwości oceniany jest fakt, że Donald Tusk, w odpowiedzi na propozycję Pana partii, by wprowadzić 800+ w miejsce 500+ od przyszłego roku, zaproponował rozpoczęcie realizacji tego programu już z pierwszym dniem czerwca bieżącego roku?

Doprecyzujmy: jak oceniliśmy tę propozycję, gdy już przestaliśmy się śmiać, usłyszawszy o niej? Z ust Donalda Tuska brzmi to trochę tak, jakby Smok Wawelski próbował wprowadzić obowiązkowy wegetarianizm. Lider Platformy Obywatelskiej jest człowiekiem kompletnie niewiarygodnym. Jeśli niewiarygodność można w jakiś sposób stopniować, to on w kwestii programów społecznych i wsparcia dla obywateli jest niewiarygodny w stopniu najwyższym.

Ten człowiek drwiąco komentował propozycje Prawa i Sprawiedliwości mówiąc, że nie wie, gdzie zakopane są pieniądze. Mówimy o kimś, kto później obrażał miliony Polaków twierdząc, że rzekomo ci, którzy korzystają ze wsparcia państwa czy to w formie 500+ czy innych programów, nie zhańbili się pracą i są królami życia, którzy nadużywają alkoholu i biją żony. Ta wypowiedź padła na spotkaniu publicznym. Jestem absolutnie pewien, że znacząca część audytorium Donalda Tuska również korzysta z 500+. Musi korzystać, bo wykazują to statystyki. Jestem ciekaw, co myślą sobie ci zwolennicy Platformy, gdy Donald Tusk bez trzymanki funduje im taką jazdę. Właśnie o tym myślimy w Prawie i Sprawiedliwości, kiedy słyszymy te jego obietnice.

Donald Tusk myślał, że cwaną w swoim przekonaniu zagrywką i czystym politykierstwem będzie w stanie coś ugrać. Tymczasem to, co nas różni, to fakt, że my od początku jesteśmy wiarygodni, a na dodatek racjonalni. My mamy policzone koszty propozycji zmiany programu 500+ na 800+. Łączymy je z prognozami inflacyjnymi. Przewidujemy od przyszłego roku odbicie gospodarcze i spadek inflacji. Wówczas dodatkowy kapitał dla rodzin, którym będzie można rozporządzać, dobrze wpłynie na wzrost gospodarczy. Stąd mająca sens oferta wprowadzenia 800+ zamiast 500+ od pierwszego stycznia przyszłego roku.

Lex Tusk. Prawo i Sprawiedliwość było gotowe na krytykę tej ustawy ze strony choćby Jerzego Kwaśniewskiego, prezesa konserwatywnej organizacji Ordo Iuris lub ze strony części publicystów utożsamianych z prawą stroną sceny politycznej?

Pozwolę sobie podzielić się prywatną opinią: maniera, która od kilku miesięcy panuje w polskiej polityce oraz w komentarzach, polegająca na nazywaniu każdej ustawy „lex – cokolwiek”, za pierwszym razem może była ciekawym chwytem publicystycznym, ale teraz jest już tylko straszliwie pretensjonalna.

Jeżeli już zresztą używamy tej nomenklatury „lex…”, to jest to raczej „lex Putin”. Przecież to Donald Tusk wystąpił w październiku ubiegłego roku z podobną propozycją. Co prawda próbował użyć jej wówczas niczym politycznej pałki i uderzyć w rząd Prawa i Sprawiedliwości, ale powołanie komisji ds. badania wpływów rosyjskich to nie jest przecież pomysł forsowany przez nas. Tyle, że Donald Tusk myślał wówczas, że jest cwany, domagając się takiej komisji, a kolejny raz przewraca się o własne sznurówki. My po prostu powiedzieliśmy „sprawdzam!” w odpowiedzi na kolejną zagrywkę lidera Platformy Obywatelskiej: w porządku, będziemy badać sprawę wpływów rosyjskich, lecz będziemy badać ją dogłębnie, zarówno za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, jak i Platformy Obywatelskiej.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!

Poza tym nie można powiedzieć, że ta ustawa jest skierowana przeciwko komuś konkretnemu. Mamy wojnę za naszą wschodnią granicą. Wiemy o dużej aktywności Rosji w sferze dezinformacji, wywierania wpływu, pewnie też i w działaniach wywiadowczych. Wydawałoby się, że cała scena polityczna powinna być za tym, żeby takie wpływy z polskiej polityki rugować. Tymczasem pierwsze, co krzyczy opozycja w odpowiedzi na hasło „badanie rosyjskich wpływów”, to „Tusk”. Nie rozumiem, dlaczego opozycja koniecznie chce wpychać Donalda Tuska pod ten autobus!

A kto według Pana jako pierwszy powinien stanąć przed tą komisją?

Te decyzje będą należały do członków komisji ds. badania wpływów rosyjskich, kiedy już zostaną powołani. Gdybym jako polityk wskazał kogokolwiek, naraziłbym się na zarzuty, że to politycy decydują o tym, kto stanie przed obliczem komisji, albo że działalność samej instytucji jest wymierzona w kogoś konkretnego.

Mogę jedynie wyliczyć niektóre zdarzenia z ostatnich kilkunastu lat, które nastręczają wątpliwości. Niepokoi choćby próba podpisania, niemalże na siłę, umowy gazowej z Rosją, która to umowa miała obowiązywać znacznie dłużej, niż było to niezbędne, uzależniając nas na wiele lat. Umorzenie ogromnego długu Gazpromowi. Kolejna rzecz - próby wstrzymania instalacji w Polsce tarczy antyrakietowej, argumentowane tym, że „prezydent Putin nie jest specjalnym entuzjastą tego projektu”. Przecież takie słowa padały w polskiej przestrzeni publicznej! Wiele zaniechań w sferze militarnej: likwidacja jednostek wojskowych na wschodzie Polski albo brak realizacji planu modernizacji sił zbrojnych – przecież to dopiero rząd Prawa i Sprawiedliwości podpisał umowę na Patrioty. Albo rzecz niebywale skandaliczna: obecność rosyjskiego ministra spraw zagranicznych jako gościa honorowego podczas odprawy polskich ambasadorów. To przywołuje na myśl czasy zaborów, a skojarzenie z rosyjskim namiestnikiem rezydującym w Warszawie jest jak najbardziej uprawnione! To tylko kilka przykładów bardzo dziwnych postaw względem Rosji. Moim zdaniem te relacje powinny zostać wyjaśnione, a przecież też nie o wszystkich sytuacjach wiemy.

Sporo plotkuje się ostatnio o złym stanie zdrowia Łukaszenki, szczególnie po jego spotkaniu z Władimirem Putinem. Niektórzy z komentatorów punktują, że jako Polska przespaliśmy moment, kiedy można było naprawić relacje z Białorusią czy wciągnąć ją w orbitę wpływów zachodnich i wyrwać ze szponów Putina. Kiedy według Pana, jako przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, pojawi się przestrzeń dla ponownego podjęcia próby tego rodzaju?

Historia pokazuje, że zdarzali się przywódcy krajów satelickich, którym wizyty w Moskwie nie wychodziły na zdrowie, mówiąc najkrócej. Natomiast w przypadku stanu zdrowia Łukaszenki, ciągle mamy za mało danych.

W tej chwili trudno powiedzieć, jak potoczy się sytuacja na Białorusi. Musiałoby tam dojść do jakiejś drastycznej zmiany – czy pod wodzą Łukaszenki czy kogokolwiek po nim – lub demokratyzacji, by mówić o możliwości wyrwania się Białorusi ze sfery rosyjskich wpływów, a i tak nie jest to pewne. Zasadne jest pytanie, czy Łukaszenka nie przekroczył już horyzontu zdarzeń – tego punktu, kiedy powrót jeszcze jest możliwy? Czy w tym układzie nie jest już za późno? Na Białorusi stacjonuje już duża ilość rosyjskich wojsk. Oba państwa prowadzą wspólne ćwiczenia militarne. Putin grozi, że za chwilę zainstaluje tam pociski zdolne do przenoszenia głowic nuklearnych. Jeżeli tak się stanie, to na pewno na Białorusi znajdzie się dodatkowa rosyjska obsada tych wyrzutni. Niewykluczone, że wtedy nie będzie już możliwości ruchu – czy to Łukaszenki czy kogokolwiek po nim, wywodzącego się z tego reżimu.

To nie jest zresztą tak, że my cokolwiek przespaliśmy. Wręcz przeciwnie: kiedy pojawił się moment, który dawał nadzieję na to, że Łukaszenkę uda się jakoś odizolować od wpływów rosyjskich i wykorzystać jego niechęć do kompletnego podporządkowania się Rosji, Polska włączyła się w działania szeroko pojmowanego Zachodu. Podejmowaliśmy próby skłonienia go do współpracy i do przestrzegania w większym stopniu praw człowieka. Jedną z takich prób przeciągnięcia Łukaszenki na stronę europejską była wizyta marszałka Karczewskiego na Białorusi. Tymczasem jak to odmalowała nasza opozycja? Zaatakowała marszałka, jakby ten poleciał tam z przekonania, że Białoruś jest wyśmienitym miejscem do spędzania wolnego czasu! To jest przejaw kompletnego braku poczucia odpowiedzialności za państwo. Dlatego nie zgadzam się z twierdzeniem, że przespaliśmy jakieś szanse w relacjach z Białorusią. Wiem też, że różne kraje Zachodu nie przerwały kompletnie wszystkich kanałów komunikacji z Białorusią.

Czyli Białoruś jednak obchodzi Unię Europejską?

Naszym, polskim zadaniem jest sprawić, żeby Białoruś Unię obchodziła. Litwa również bardzo silnie angażuje się w tę misję. Ukraina też o swojej sąsiadce nie zapomina – tam przecież także toczy się pewien rodzaj walki z Rosją. Są też, oczywiście, liczni białoruscy opozycjoniści działający na rzecz odzyskania swojej ojczyzny. Nie ulega wątpliwości, że dziś to Ukraina jest priorytetem, ale z punktu widzenia polskiej racji stanu tak, jak zwycięstwo Ukrainy, jej niezależność i niepodległość jest gwarantem naszego bezpieczeństwa czy też znaczącym jego elementem, tak samo demokratyczna, samostanowiąca o sobie Białoruś w znakomity sposób poprawiłaby polskie bezpieczeństwo.

To naturalne, że kraje sąsiadujące są zainteresowane stabilnością w swoim regionie. Jaki interes mają jednak kraje „starej Unii”, ta samozwańcza „Europa pierwszej prędkości”, w tym, żeby w ogóle Białoruś dostrzegać? Na ile dalekowzroczne są takie Niemcy czy Francja?

Rzeczywiście, ich wrażliwość i rozumienie tego regionu są siłą rzeczy mniejsze. Podkreślamy to przy wielu okazjach. Ale też staramy się kwestię Białorusi utrzymywać na powierzchni, choćby w debacie o sankcjach. Zresztą są kraje spoza regionu, które rozumieją wagę tej sprawy. Nie tak dawno w ramach Trójkąta Lubelskiego byłem w Waszyngtonie wraz z moimi kolegami, czyli z szefami Komisji Spraw Zagranicznych z Litwy i Ukrainy. Wraz z nami była tam również Swiatłana Cichanouska. Braliśmy udział w Konferencji Kalinowskiego, poświęconej kwestiom demokracji i wolności nie tylko na Białorusi czy Ukrainie, ale również na Kubie oraz w Gruzji. Cichanouska później kontynuowała spotkania z administracją prezydenta Bidena, czego nie można uznać za oczywistość, a raczej za wyraz amerykańskiego zaangażowania.

Dużą uciechę sprawiają mi wzajemne utarczki medialne i drobne uszczypliwości pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością a Suwerenną Polską. A to z ust sekretarza generalnego PiS pada stwierdzenie, że „jedynki” na listach zaszkodziłyby SuwPolowi. A to minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nazwie premiera Morawieckiego miękiszonem… Do jakiego stopnia Prawo i Sprawiedliwość traktuje swojego młodszego brata jako partię politycznie obliczalną?

Politycy też są ludźmi i czasami dają temu wyraz również w postaci złośliwostek. Pomimo tych uszczypliwości naszym założeniem wyjściowym jest oczywiście iść do wyborów w szerokiej formule Zjednoczonej Prawicy, która już dwukrotnie się sprawdziła. Jak długo każde z ugrupowań tworzących Zjednoczoną Prawicę będzie chciało z nami wykonywać tę ciężką pracę i realizować nasz wspólny program, tak nikogo nie będziemy wypychać poza nawias. Równocześnie nie będziemy służyć za wehikuł dla budowania czyjejś popularności!

Listy w Prawie i Sprawiedliwości tworzone będą w tracie wakacji. Natomiast one nie są z gumy – dopiero przekonamy się, jaki będzie ich ostateczny kształt.

Jeśli chodzi o polityczną obliczalność, to nie chcę oceniać naszych koalicjantów w takich kategoriach. Byłoby jednak dobrze, gdyby wzięli sobie do serca słowa z naszej konwencji programowej o rezygnacji z myślenia magicznego. Od wypowiedzenia jakichś słów rzeczywistość nie zmienia się w sposób automatyczny. Bycie bardzo głośnym w Polsce nie sprawia, że w Brukseli czy gdziekolwiek indziej nagle odnosi to skutek. Aby skutek się pojawił, często trzeba grać w grę, która bardziej czytelna staje się dopiero po kilku ruchach, często potrzebna jest delikatność czy pewna ekwilibrystyka...

Nie tylko Suwerenna Polska zarzuca rządom Prawa i Sprawiedliwości, że w naszej polityce jesteśmy po prostu ulegli: wobec Stanów Zjednoczonych, wobec Izraela, wobec Unii Europejskiej, a ostatnimi czasy nawet wobec Ukrainy. Bazując na tym, co Pan właśnie powiedział, mamy tu do czynienia nie z uległością, a z ekwilibrystyką?

Mówiąc o ekwilibrystyce, miałem na myśli głównie Unię Europejską. Większość w Parlamencie Europejskim mają raczej ugrupowania o światopoglądzie odmiennym od naszego i o interesach rozbieżnych z naszymi. Nie inaczej jest w przypadku Komisji Europejskiej. Również w gronie premierów w Radzie Europejskiej ci z rodziny konserwatywno – suwerennościowej są w mniejszości. W polityce europejskiej trzeba poruszać się niezwykle sprawnie, a niekiedy wręcz meandrować, by osiągnąć swoje cele. Sytuacja od jakiegoś czasu wydaje się delikatnie zmieniać – liczymy na więcej rządów europejskich o centroprawicowym, konserwatywnym zabarwieniu. Włochy, Czechy, Szwecja… Może do tego grona dołączą i Hiszpanie? Kibicujemy naszym sojusznikom z Vox.

W Hiszpanii od kilku lat każdy kolejny rząd jest coraz silniej zorientowany w kierunku liberalno-lewicowym…

A zostały tam niedawno ogłoszone przyspieszone wybory… Rzeczywistość jest dzisiaj jaka jest i nie można się na nią obrażać. W sytuacji przewagi instytucjonalnej wykorzystywanej wobec nas do rozgrywek nie fair można siąść jak dziecko w piaskownicy, odrzucić zabawki i głośno krzyczeć, że się nie zgadzamy, ale wtedy będzie się po prostu pomijanym. W nieprzyjaznych warunkach trzeba umieć się poruszać.

Jeśli chodzi o USA, to Stany Zjednoczone są naszym sojusznikiem zarówno w NATO, jak i w stosunkach dwustronnych. To gwarant bezpieczeństwa dla Europy, zatem nikogo nie powinna dziwić nasza bliska współpraca.

Z Izraelem prowadzimy natomiast asertywną politykę zagraniczną. Ostatnim dużym sukcesem ministerstwa spraw zagranicznych we wzajemnych stosunkach było podpisanie umowy dotyczącej wizyt wycieczek izraelskiej młodzieży w Polsce. Uzyskaliśmy to, o co nam chodziło: nie będzie uzbrojonej i niekiedy agresywnej, niewłaściwie zachowującej się izraelskiej ochrony tych wycieczek. Do listy miejsc, na których odwiedzaniu zależało Izraelowi, dopisana jest lista punktów, o których uwzględnienie zabiegała Polska. Dzięki temu młodzi Izraelczycy będą mogli poznać szerszy kontekst naszej wspólnej, kilkusetletniej historii. Nadto młodzieży obu krajów zostaną umożliwione spotkania, by wyrwać młodych Izraelczyków z tej bańki informacyjnej, w której funkcjonowali, z tego „syndromu oblężonej twierdzy”, który sprawiał, że czuli się u nas zagrożeni.

Niestety, niektórzy izraelscy politycy to wykorzystywali. Próbowali wmówić młodym, że fakt istnienia na terenie Polski obozów koncentracyjnych oznaczał, że Polacy mieli z ich budową coś wspólnego, zupełnie pomijając przy tym sprawstwo Niemców.

Natomiast pomoc Ukrainie leży w polskim najlepiej pojętym interesie. Upadek Ukrainy oznaczałby, że cała nasza wschodnia granica będzie de facto granicą z Rosją. Bylibyśmy wówczas w bezpośrednim niebezpieczeństwie, bo nie wiemy, czy kolejnym krokiem Putina nie byłoby testowanie NATO, skoro Zachód nie był w stanie skutecznie mu się przeciwstawić. Naprawdę uważam, że nawet odkładając na bok racje moralne i wyrzucając z głowy obrazy bestialstwa, jakiego u naszego wschodniego sąsiada dopuszczają się żołnierze Putina, kluczowe jest, żebyśmy my i sojusznicy wspierali Ukrainę. To lepiej niż zastanawiać się, czy nasze wojska pod Lublinem, Suwałkami czy Wilnem będą musiały walczyć z wojskami rosyjskimi.

Polska zainwestowała takie środki w pomoc Ukrainie, że wydaje się również wręcz moralnie uzasadnione, żeby naciskać na naszych wschodnich sąsiadów o to, żebyśmy to my byli najpoważniejszym partnerem dla odbudowy Ukrainy.

Te rozmowy się toczą. Prezydent Zelenski i premier Ukrainy rozmawiają o tym ze swoimi odpowiednikami w Polsce. Kontynuowane są spotkania z polskimi przedsiębiorcami. Jest już stworzona cała lista polskich podmiotów gotowych do zaangażowania w odbudowę. Trzy think-tanki podjęły się opracowania podstaw teoretycznych tej odbudowy: Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, ukraiński Prism oraz brytyjski Council on Geostrategy. Ponadto rozmowy w sprawie odbudowy toczą się z innymi partnerami – choćby z krajami bałtyckimi. Stany Zjednoczone mają w ogóle koncepcję całego Trójmorza, zaangażowanego w odbudowę Ukrainy.

Dla mnie nie ma jednak wątpliwości, że to Polska powinna odgrywać bardzo znaczącą rolę w tym procesie. Z powodów moralnych, ze względu na zaangażowanie w pomoc, znajomość rynku oraz bliskość kulturową Polska jest predestynowana do tego, żeby przy odbudowie Ukrainy zajmować czołowe miejsce. Jak dotąd Ukraina deklaruje, że w tej kwestii funkcjonować będzie pewna hierarchia, uzależniona od tego, który z partnerów silniej angażował się w pomoc w czasie wojny. Oczywiście po naszej stronie jest dopilnować, by faktycznie tak się stało.

Czyli mamy pewność, że Niemcy lub Francja nie zeżrą naszego kawałka tortu w zamian za - na przykład - ułatwienie Ukrainie wejścia do Unii Europejskiej?

Niektórzy w Polsce uważają, że wstąpienie do Unii Europejskiej wprowadziło nas do krainy powszechnej szczęśliwości, gdzie nie ma sprzecznych interesów i nie istnieje rywalizacja pomiędzy państwami. To tylko iluzja. Jestem przekonany, że wiele krajów, które dzisiaj czy tuż po wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą przeszłyby do porządku dziennego nad upadkiem Ukrainy, byle tylko wrócić do robienia interesów z Rosją, po wojnie będzie zabiegać o pierwsze miejsce w procesie odbudowy naszego sąsiada. Będą mówić, że oni zawsze trzymali kciuki. Tak na pewno będzie!

Z pewnością musimy wyciągnąć wnioski z procesu odbudowy Iraku. Tam wydawało się, że fakt zajmowania się sprawą przez polskiego przedstawiciela cokolwiek nam ułatwi. Tak jednak wcale nie było.

Niezwykle krytyczna wobec Unii Europejskiej jest również Suwerenna Polska. To dosyć nowy kurs tej formacji, wyraźnie zaznaczony podczas ich majowej konwencji. Czasami mam takie wrażenie, że Suwerenna Polska w koalicji Zjednoczonej Prawicy jest potrzebna po to, by powiedzieć na głos rzeczy, których Prawo i Sprawiedliwość, jeżeli chodzi o Unię Europejską, powiedzieć po prostu nie może ze względu na dyplomację. Jak to z wami, koalicjantami, jest?

Nie jesteśmy aż tak makiaweliczni. Rzeczywiście, Suwerenna Polska w ostatnich miesiącach zdaje się nieco inaczej rozkładać akcenty programowe. Nie wiem, czy to wynika z emocji, które panują wewnątrz tego ugrupowania czy też jest to być może jakaś strategia, obliczona na przykład na kopiowanie stylu Nigela Farage’a. Będąc zresztą krajem członkowskim Unii Europejskiej, nie ma nic złego w punktowaniu słabości tej organizacji. Błędem jest natomiast zakładanie, że politykę europejską można prowadzić wyłącznie w Polsce za pomocą głośnych i chwytliwych stwierdzeń. Musimy też pamiętać, że każdy odpowiedzialny polityk powinien brać pod uwagę wolę wyborców i otoczenie społeczne, w jakim funkcjonuje. A dzisiaj uczestnictwo Polski w Unii Europejskiej popierane jest przez miażdżącą większość Polaków. Nikt w Prawie i Sprawiedliwości nie ma wątpliwości co do tego, że Polska w Unii jest i pozostanie.

Trudno pozbyć się wrażenia makiawelizmu, gdy ogląda się Państwa spot o czwartym czerwca – ten nawiązujący do Auschwitz. Spot został skrytykowany nawet przez prezydenta Andrzeja Dudę!

Nie chcę wdawać się w tę dyskusję, bo to nic nie wnosi. Kluczowe były tutaj haniebne słowa niegdyś czołowego, dzisiaj u schyłku kariery, ale nadal popularnego wśród wyborców opozycji dziennikarza. On teraz się wykręca, ale dla mnie w sposób jasny nawiązywał do tego, co działo się podczas II wojny światowej. Jeżeli ktoś mówi, że „znajdzie się komora” dla prezydenta RP i szefa partii rządzącej, to wskutek polskich doświadczeń historycznych nasze skojarzenie jest jednoznaczne. Tak też odebrały to tysiące osób. Żenujące dzisiaj tłumaczenia, że chodziło o staropolskie znaczenie słowa komora - czyli o pomieszczenie - jest kompletnie niewiarygodne dla kogokolwiek, kto przejawia chociażby śladowy intelekt. To tylko desperacka próba wybrnięcia ze swoich słów. Na tym powinniśmy się skupiać. Na tym, że zwolennicy opozycji uważają, iż mogą w dyskursie publicznym powiedzieć wszystko. Mogą grozić, mogą nawiązywać do najgorszych zbrodni II wojny światowej. Wszystko w ramach walki politycznej z kimś, kogo po prostu nie lubią.

Pochodzi Pan z rodziny o wieloletnich tradycjach piekarniczych. Jest Pan nawet czeladnikiem piekarstwa. Wydawać by się mogło, że jakość chleba i produktów spożywczych powinna być dla Pana istotna choćby z powodu rodzinnych powiązań. A jednak nie podpisał się Pan pod wnioskiem posłów Konfederacji o powołanie komisji śledczej w sprawie importu ukraińskiego zboża i innych produktów do Polski. Dlaczego?

(śmiech) To fakt - pochodzę z rodziny, która od ponad stu lat prowadzi w Radomiu rodzinną firmę - piekarnię. Podtrzymujemy te tradycje choćby w taki sposób, że niezależnie od tego, co będziemy w życiu robić, podchodzimy do egzaminów cechowych. W ten sposób i mój brat, i ja mamy dyplomy czeladnicze, a mój ojciec i stryj - mistrzowskie. Jest to jednak wyłącznie element tradycji rodzinnej i nie jestem przedstawicielem tego szlachetnego zawodu, a działalność biznesowa, którą w tym obszarze prowadzą mój ojciec i stryj, jest zupełnie niezależna od mojej aktywności politycznej. Nie wtrącamy się sobie nawzajem w swoje działki, dlatego mogę mówić tylko z punktu widzenia polityka. A z politycznej perspektywy widzę, że kryzys zbożowy spowodowany był w dużej mierze przez niechęć Komisji Europejskiej do zajęcia się problemem importu. W najlepszej wierze wszystkie 27 krajów członkowskich Unii Europejskiej zgodziło się na pomoc Ukrainie. Jednak z problemem nadmiarowego importu zostały tylko kraje przyfrontowe, jak Polska. Dopiero nasza interwencja przebiła ten mur obojętności ze strony Brukseli. Problemy należy przede wszystkim rozwiązywać, a nie bić polityczną pianę, czym zajmuje się opozycja. Tak właśnie postrzegam propozycję powołania komisji śledczej w sprawie importu zboża i produktów spożywczych z Ukrainy.

Pani Teresa Hałas z Prawa i Sprawiedliwości podpisała się pod wnioskiem.

Ależ ja nie bronię moim partyjnym koleżankom i kolegom wypełniania mandatu poselskiego w taki sposób, w jaki uważają za stosowne! Mamy czerwiec. Wybory będą na jesieni. Komisja funkcjonuje tylko do końca kadencji. Byłby to zatem wyłącznie polityczny spektakl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl