Marsz opozycji 4 czerwca. O co w tym wszystkim chodzi? I jak to jest z tą solidarnością i jednością?

Joanna Grabarczyk
Joanna Grabarczyk
Osiem gwiazdek - ten wulgarny motyw często powracał na transparentach podczas marszu 4 czerwca.
Osiem gwiazdek - ten wulgarny motyw często powracał na transparentach podczas marszu 4 czerwca. Adam Jankowski
- Przeszłam! Byliśmy tam od 11:30 do 14:30. Tam, na placu na Rozdrożu. Dopiero wtedy pochód ruszył. Myślałam, że nie dam rady! - cieszy się sympatyczna emerytka, którą w drodze powrotnej spotykam w zatłoczonym metrze. Opowiada mi o tym, że jest emerytowaną funkcjonariuszką policji. Że pracowała całe lata w Pałacu Mostowskich. Praca siedząca, od dawna tyle nie chodziła.

- Świątek piątek czy niedziela – na służbie trzeba było być – mówi. Osiem lat temu odszedł jej mąż. Sprzedała mieszkanie na warszawskim Ursynowie i próbowała mieszkać w Zakopanem, wśród górali.
- Mentalnie się tam nie zmieściłam – wyjaśnia. Dziś mieszka na Wilanowie. W zieleni, odgrodzona dwiema bramkami na kartę od ulicy. Cieszy się, że jej mieszkanie, 54 metry kwadratowe, rzeczoznawca wycenił na 850 tysięcy złotych. W Polsce dobrze się jej mieszka, ale w Stanach, u córki, była już cztery razy, a ta ciągle chce ją do siebie sprowadzić na stałe. Dziś, po marszu 4 czerwca, organizowanym przez opozycję, włączy TVN24.
- Chcę zobaczyć, ilu nas wszystkich było w Warszawie i w innych miastach Polski. Ktoś mówił, że 500 tysięcy! Jak pani myśli? - zastanawia się.
Na marsz przyjechał też jej znajomy z Zakopanego.
- Góral, mówię pani, on to ma tam problem! Jego znajomi popierający Tuska, to niewielki krąg tam, w Zakopanem – kobieta pochyla się nade mną konfidencjonalnie.
- Po kolei dzwonili: jaka frekwencja? Co się dzieje? Ilu ludzi? Jak to wygląda? Gdyby nie on, na pewno nie dałabym rady sama przejść tej trasy! - kończy z dumą.

Nie ona jedna.

Donald Tusk: piłkarz polskiej polityki

Do metra wsiadam na warszawskim Ursynowie. Pierwszy raz w życiu widzę tu kolejki do biletomatów. Od wejścia na stację czuć, że coś się dzieje. Ludzie w pociągu podają sobie plotki:

- Na Kabatach do pociągu stoją kolejki!
- Widzieliście te ogonki do biletomatów?
- Dobrze, że udało nam się znaleźć miejsce siedzące…

Większość z tych, którzy mnie otaczają, to osoby 50+. Najbliżej siedzi para emerytów. Mają ze sobą polską flagę. Zastanawiają się, czy wysiąść przy stacji metra Politechnika czy dalej? Boją się o swoją kondycję i o to, że zdrowie nie pozwoli im na obecność na marszu do samego końca. Pytam ich, czy jadą na marsz 4 czerwca? Wszak zgłoszonych zostało kilkadziesiąt innych demonstracji…
- Raczej jesteśmy z Donaldem Tuskiem. To rocznica ważnych dla nas wyborów – mówi jedna z seniorek.
- Specjalnie przyjechaliśmy z działki. My, emeryci, spokojnie siedzimy sobie nad Świdrem, 50 kilometrów od Warszawy. Specjalnie przyjechaliśmy z działki, żeby uczestniczyć w tym marszu – uzupełnia jej mąż.

Gdy z powodu opóźnień w ruchu metra, spowodowanych coraz większymi tłumami szturmującymi wagony i stacje metra, "odpalam" na komórce stream na żywo z placu na Rozdrożu, grupka sympatyków Platformy zacieśnia się wokół mnie. Jest wśród nich emeryt z działki nad Świdrem. Prosi, żeby zrobić głośniej, kiedy przemawia Donald Tusk.

- Ależ on ma charyzmę! Jak piłkarz! - zachwyca się jeden z obserwujących transmisję.
- Facet ma kasę, klasę i rodzinę. Osiągnął już wszystko. Że też mu się jeszcze chce bawić w politykę! - kontynuuje wyrazy uznania. Gdy na scenę wychodzi Lech Wałęsa, słucha już mniej uważnie:
- Ech, ten Lechu… Nic się nie zmienił. Od lat 80. opowiada te same historie. Znam je już na pamięć – przyznaje fan szefa największej partii opozycyjnej.

Obok, z powodu zaduchu, na ziemię osuwa się starsza pani. Natychmiast znajduje się dla niej miejsce siedzące. Droga na plac na Rozdrożu przebiega w atmosferze wspólnego święta.

Jeszcze. W drodze powrotnej niewiele już pozostanie z tej życzliwości.

Kij w mrowisko: furgonetki antyaborcyjne na trasie marszu

Wbrew oczekiwaniom, marsz przebiega spokojnie. Ponieważ niepodobna ruszyć spokojnie z placu na Rozdrożu, gdzie raz po raz ktoś słabnie z powodu upału i duchoty, a po ofiary marszowego wysiłku regularnie podjeżdżają karetki, decyduję przejechać metrem na Świętokrzyską.

Jest około 12:45. Nigdzie nie widać śladów kontrdemonstracji ani zadym. Poza barierkami, na wysokości pomnika Mikołaja Kopernika, rozstawiły się furgonetki i banery akcji antyaborcyjnej. Nie przyciągają jednak większej uwagi. Być może to zasługa licznych w tym miejscu policjantów. Mijając sporą ich grupę, słyszę nieco podniesione głosy:
- A niby co to tu robi? Dzisiaj? Na podstawie czego? - chce wiedzieć starszy mężczyzna z plakietką „Ekipa Tuska” przypiętą do koszulki.
- Jest pozwolenie ze strony miasta – wyjaśniają policjanci.
- Na pewno? Na pewno na dzisiaj? - nie daje za wygraną oburzony mężczyzna.
- Tak, stoją tu legalnie – policjanci robią się nieco bardziej stanowczy. Ostatecznie jednak demonstrant odpuszcza i dołącza do spacerujących Krakowskim Przedmieściem, którzy ostentacyjnie ignorują drastyczne banery.

Walczyć o (niestety) demokrację

Na Krakowskim Przedmieściu jest o wiele luźniej. Czoło marszu ruszyło, a zgromadzeni na Trakcie Królewskim czekają na to, aż dołączy do nich reszta pochodu. O powody uczestnictwa w dzisiejszym wydarzeniu zagajam kilka napotkanych osób:

- Wybrać się na ten marsz to w ogóle obowiązek Polaków. Trzeba po prostu coś zmienić. Przerwać ten okropny ciąg złodziejstwa, braku demokracji i wolności. To wydaje mi się jest po prostu nasz obowiązek, bo odnosiłam wrażenie, że wszystko było ostatnio w takim marazmie. Nikt właściwie nie reagował poza publicystami, którzy też działali w jakimś takim wąskim zakresie. Wszystko się tak rozmywało, więc trzeba jednoznacznie pokazać swoje stanowisko, że się z tym po prostu nie zgadzamy

- mówi kobieta około 50 lat, która wraz z mężem i z przyjacielem przyjechała na marsz z Białegostoku. Przez chwilę przychodzi mi na myśl, by zapytać ją o publicystyczne zaangażowanie Tomasza Lisa i jego nader chwytliwego hasła, którym podzielił się na Twitterze niedługo przed marszem.

Interesujących haseł na samym marszu jest jednak o wiele więcej. To tylko niektóre spośród tych, które udało mi się zauważyć:

  • Nie ma PiSu, jest demokracja
  • PAD teraz to już przesadziłeś! ***** ***
  • Dajcie młodym żyć!
  • 8 lat (w) cyrku wystarczy!
  • Girls just wanna have WOLNY KRAJ
  • Niby kaczka, a jednak świnia
  • PiS zakażony wirusem oligarchii. Precz z bagnem
  • Precz z kłamstwem, złodziejstwem, drożyzną

- Jak nie my, to kto? Mamy wspomnienia z różnych okresów, jeśli chodzi o Polskę i jeżeli mamy wracać do tego, co było, to ja się na to nie zgadzam – dodaje towarzysz zapytanej chwilę wcześniej kobiety. Bardziej jednak intryguje mnie zagrożona demokracja, gdyż według szacunków, na stołecznych ulicach w marszu zorganizowanym przez opozycję ma iść nawet pół miliona obywateli. Dlatego dopytuję, o powrót do jakich czasów mu chodzi:

- Boję się powrotu do czasów peerelowskich, do czasów takich, które są w tej chwili na Wschodzie - mam tu na myśli Białoruś, Rosję i wiele, wiele innych krajów. Mamy to w swoich wspomnieniach z lat młodości, że nie były to czasy łatwe. W związku z tym trudno nie reagować, bo chcielibyśmy, żebyśmy my, starsze pokolenie, i młodzi mieli to coś, co się nazywa wolnością, demokracją, solidarnością i pięknym życiem

– precyzuje mój rozmówca. Pytam, co będzie, jeśli to Prawo i Sprawiedliwość wygra kolejne wybory?

- To niestety jest demokracja. Pod warunkiem, że jeżeli PiS wygra - oby tak się nie stało - że będą to uczciwe wybory. Natomiast to będzie świadczyć tylko o naszym społeczeństwie, do czego zmierzamy. Jeżeli PiS wygra, to znaczy, że mamy społeczeństwo nie do końca uświadomione, dość populistyczne, społeczeństwo które oczekuje 500+, 800+, a nie chce, żeby ten kraj rozwijał się w takim normalnym kierunku

– klaruje mężczyzna.
- Co będzie, jeśli PiS wygra kolejną kadencję? Trzeba będzie głosować dalej! Po prostu – wzrusza ramionami jego towarzyszka.

800+ od czerwca? Nikt już o tym nie pamięta

Mam nieodparte wrażenie, że wielu spośród zgromadzonych przyszło tu, by dać upust swojemu niezadowoleniu z powodu programów społecznych, które zaprowadził rząd Prawa i Sprawiedliwości przez ostatnich 8 lat. Nad głową mam zresztą baner wyklinający 500+ i 800+ jako rozdawnictwo. Jedną z kobiet stojącą nieopodal niego pytam o 800+ i babciowe, które obiecywał Donald Tusk: tak czy nie?
- Wszystko zależy od tego, jaki mamy budżet, jaki będziemy mieli budżet i w jakim stanie nowi rządzący go przejmą, bo nie wiem, jak to się ma z kolei do takiego podstawowego 1300 złotych dla każdego z tytułu, że po prostu się jest. Tu na terenie Polski – zastanawia się zapytana.

- Bezwarunkowy dochód podstawowy by mi się podobał, ale zastanawiam się cały czas w odniesieniu do budżetu, bo to jest dokładnie tak, jak mamy w domu: czy nas na pewne rzeczy stać? Bo to nie jest sztuka na raz, że tu i teraz, tylko myślę o moim dziecku i o innych dzieciakach, które potem przez lata będą spłacały zadłużenie - tak, jak to było w naszym przypadku. Jestem pełna optymizmu, natomiast uważam, ze trzeba tu nie nonszalancji i szarżowania, natomiast dużej rozwagi – mówi kobieta, której wiek oceniam na około 50 lat.

Ta grupa wiekowa – pięćdziesięciolatków i osób starszych – wydaje się dominować liczebnie podczas marszu. O to, co może oznaczać rzekoma rozwaga, pytam dwie kobiety i mężczyznę z plakietkami „Ekipa Tuska” na koszulkach.

- Rozdawnictwo to nie jest dobra strona tego medalu. Nie słyszałem tutaj wiele o rozdawnictwie, ale… - zaczyna zapytany mężczyzna.

- Program socjalny owszem, ale dla tych, którzy potrzebują, a nie dla wszystkich! - wtrąca się jedna z kobiet.

- Ludzi, których stać na laptopa i którzy siedzą na bezrobociu, klikając w laptopa i zastanawiają się, gdzie co można wyrwać, jaką dotację i od kogo jakieś pieniądze, i dla nich wszystko się robi – oni mają więcej niż ja! Ja muszę pracować na podatki, które oni przeżerają! No to jest coś strasznego. Niebawem będę mieć 50 lat składkowych stażu pracy. Mnie to drażni. Owszem, ja sobie emeryturę wypracowałem, ale tylko dzięki fabryce samochodów, tam pracowałem i zarabiałem dobrze. Wszystko tam szło, jak się należy. A gdybym pracował na swoim, jak małżonka, to głodówka i do widzenia!

- wyjaśnia mężczyzna z plakietką Ekipa Tuska na koszulce. Słuchając go, trudno jest mi pozbyć się wrażenia, że swój dobrobyt zawdzięcza mechanizmom, wobec którym postanowił dziś protestować.

- Ja będę żył godnie ze swojej emerytury. A co zresztą? Dlatego tu jestem – kończy swoją wypowiedź. Dodaje jeszcze, że kiedyś tutaj na Placu Zamkowym, własnoręcznie rwał kostkę brukową. Dziś martwi go, że tak niewielu pojawiło się na marszu młodych ludzi.

- Bo dominują tacy 40 i 50+, a młodzi wolą siedzieć przed telewizorem z telefonem w ręku niż zająć się swoimi sprawami i powiedzieć: „Nie!”. A to czas najwyższy

– wyjaśnia mój rozmówca.

- Ale za to jest bardzo dużo starszych ludzi, i to cieszy. Że 13. i 14. emerytura nie zakleiły im oczu i uszu, i że wyszli – uzupełnia jego żona.

Młodzi na marszu 4 czerwca: Polska bez przyszłości

- Zawsze brałam udział – wcześniej w Marszach Kobiet, a teraz poczułam taki obywatelski obowiązek, by pojawić się tutaj, bo zmartwiło mnie to, co się dzieje. Bardzo nie lubię tej polityki, która teraz jest: taka homofobiczna, ksenofobiczna… Nie chcę żyć w takim świecie. W ogóle to marzę tylko o tym, żeby się z Polski wyprowadzić, bo nie widzę tu dla siebie przyszłości

– tłumaczy mi powody swojej obecności na marszu napotkana 26-latka. Zapytana o to, czy pamięta politykę przed 2015 rokiem przyznaje, że wówczas nie była w pełni świadoma tego, co się dzieje, a politykę znała bardziej z historii czy WOS-u, na którym poznała mechanizmy konstytucyjne oraz instytucje uczestniczące w sprawowaniu władzy w państwie:

- Aktualnie najbardziej martwi mnie to, że obecny rząd nie pozwala ludziom głosować. Nie robi tego co prawda bezpośrednio, ale jeżeli teraz stanie się to, co się stało, że Andrzej Duda podpisał ten akt prawny o powstaniu tej komisji, to nie będzie można wybierać spośród opozycji, konkurencji rządu

– tłumaczy mi dziewczyna.

Do sytuacji ekonomicznej odwołali się natomiast moi rozmówcy, rowerzyści przed czterdziestką:

- Do przyjścia na marsz skłoniła nas obecna sytuacja, w jakiej znajdują się młodzi ludzie. Ciężko w ogóle cokolwiek zaczynać samemu, jeżeli nie ma się wsparcia w bliskich czy w rodzinie. Jeśli się jest bezdzietnym, to tylko pracuje się na 500 czy już zapowiedziane 800+. A ono nam nie przysługuje. Nam kredyt wzrósł o ponad 100 procent! To nie są łatwe czasy dla młodych, którzy starają się cokolwiek w tym kraju osiągnąć – mówi mi młoda kobieta. Przyznaje, że po 2015 roku poziom ich życia pogorszył się. Tak wyjaśniła mi przyczyny tej sytuacji:

- Wydaje mi się, że gdybym to wynagrodzenie, które mam teraz, miała wtedy, to naprawdę żyłoby mi się dużo, dużo lepiej. A teraz tak na dobrą sprawę człowiek dostaje choćby podwyżkę, a niestety, status majątkowy się nie zmienia. Warunki życia się nie zmieniają. Trzeba sobie wszystkiego odmawiać i każdą złotówkę oglądać z każdej strony – żali się kobieta. Dopytuję, który z pomysłów opozycji najbardziej trafił jej do przekonania jako ten, który będzie stanowić remedium na zaistniałą sytuację:

- Nie mogę powiedzieć, że przyszłam tu dla Donalda Tuska. Ja bym po prostu chciała, żeby było choć trochę lepiej i żeby jednak rządzący zaczęli myśleć, nad tym, co robią

– kwituje rowerzystka.

Koniec marszu – koniec życzliwości

Czoło marszu dociera na Plac Zamkowy około 15:00. Na scenę wychodzi Donald Tusk. Dla wielu jego sympatyków to sygnał, że impreza dobiega końca. Wraz z falą ludzi próbuję przedostać się na jedną z uliczek prowadzących pod kolumnę Zygmunta. Ścisk panuje niemiłosierny. Obok mnie przez tłum usiłuje przedrzeć się młoda kobieta z wózkiem. Zrezygnowana, krzyczy głośno:
- Przepraszam najmocniej! Muszę przejść, jestem z wózkiem!

W jej stronę odwracają się niechętne spojrzenia. Ktoś życzliwie proponuje, żeby cofnęła się i wyszła z innej strony. Kobieta prostuje, że jest mieszkanką Starówki i tylko tą drogą może dostać się do domu.

- Na spacer z dzieckiem jej się dzisiaj zachciało. Akurat dzisiaj!

– komentuje z niesmakiem starsza kobieta, oglądająca przemówienie.

- Matka Polka!

- rzuca nieprzyjaźnie wysoki mężczyzna, przedzierający się przez tłum.
Młodą mamę z wózkiem odprowadzają nieprzyjazne spojrzenia.
W tym czasie ze sceny wybrzmiewają słowa Donalda Tuska:

- Za tę solidarność i jedność, właśnie w tym duchu, będziemy działać do ostatniego dnia!

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl