Dokładnej daty wyborów do Sejmu i Senatu w 2023 roku nie znamy, ale najprawdopodobniej odbędą się one w październiku (zaś samorządowe 5-6 miesięcy później). Kampania wyborcza przed najważniejszymi w Polsce wyborami jest jednak zbyt męcząca (i kosztowna), by trwała 12 miesięcy, dlatego póki co mamy do czynienia raczej z partyjnymi podchodami do kampanii niż samą kampanią. I taki stan potrwa jeszcze co najmniej kilka miesięcy.
Opozycja razem czy osobno?
- Jestem fanem jednej listy opozycyjnej, kibicuję takiej strategii – to cytat nie z któregoś z polityków opozycji, lecz słowa… sekretarza generalnego PiS Krzysztofa Sobolewskiego. Jego zdaniem wariant „zjednoczonej opozycji” zapewniłby zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy, tak jak miało to miejsce w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku.
I dzisiaj w zasadzie nikt na opozycji nie wie, czy iść razem czy osobno. Stosowana do podziału mandatów metoda D’Hondta (premiująca komitety z największą liczbą zdobytych głosów) podpowiadałaby jedną listę, ale z drugiej strony wspólna lista Platformy Obywatelskiej, Polski 2050 Szymona Hołowni, Lewicy i PSL-u byłaby ewenementem na skalę europejską, jeśli nie światową. Jak Władysław Kosiniak-Kamysz wytłumaczy wyborcom fakt kandydowania ludowców wspólnie z ludźmi, którzy postulują wprowadzenie aborcji na życzenie? Czy Donald Tusk będzie „bezwzględnie egzekwował” takie poglądy również u kandydatów PSL-u albo partii Hołowni? A może socjaliście Adrianowi Zandbergowi uda się znaleźć „wspólny mianownik” z piewcami liberalnej polityki Leszka Balcerowicza? Takich pytań jest dużo więcej, ale wniosek może być tylko jeden – wspólna lista opozycji wyklucza jakikolwiek wspólny program. Podobnie jak jakiekolwiek umizgi w kierunku wyborców z konserwatywną wrażliwością.
Z kolei utworzenie dwóch osobnych list opozycji, z których jedna skierowana byłaby do centrum, byłoby dużo bardziej prawdopodobne, gdyby głosy były przeliczane na mandaty metodą Sainte-Laguë (sprzyja mniejszym i średnim partiom). Ten argument jednak odpada, a innych nie ma zbyt wiele. Co prawda centrowej opozycji z własną listą łatwiej byłoby „uwodzić” wyborców, ale czy to zrekompensowałoby straty spowodowane przez D’Hondta? Wątpliwe. A jeszcze ważniejsze wydaje się to, że utworzenie przez antyPiS-owską opozycję dwóch list mogłoby zostać odebrane wśród dużej części wyborców jako nieszczery polityczny trik, a w konsekwencji przynieść więcej szkody niż pożytku.
Budapeszt w Warszawie?
Inną kwestią na opozycji jest przyszłość Konfederacji. Przykład węgierskiego Jobbiku pokazuje, że koalicja lewicy, liberałów i postkomunistów może się niespodziewanie poszerzyć o polityków odwołujących się do idei narodowych. Wspólne zdjęcie Donalda Tuska z liderem Jobbiku Peterem Jakabem przez długi czas było przecież nie do pomyślenia.

Ten sam węgierski przykład dowodzi jednak, że nawet i taka szeroka koalicja sformowana przeciwko obozowi rządzącemu potrafi odnieść w wyborach klęskę (Fidesz zdobył 54 proc. głosów, blok opozycji tylko 34 proc.).
Niewykluczony jest również podział w samej Konfederacji, złożonej obecnie z narodowców, z Krzysztofem Bosakiem na czele oraz gospodarczych liberałów typu Sławomir Mentzen. Nie od dziś wiadomo, że ich priorytety są zupełnie różne.
Zjednoczona Prawica + ?
Bardziej klarowna sytuacja jest na prawicy. Opozycyjnym mediom nie udało się skłócić liderów PiS z liderami Solidarnej Polski, dlatego wspólna lista Zjednoczonej Prawicy wydaje się być przesądzona. Przeprowadzony w 2014 roku w wyborach do Parlamentu Europejskiego eksperyment pokazał, że podziały na prawicy kończą się zmarnowaniem dość dużej puli głosów, natomiast koalicja zapewnia nie tylko zwycięstwo, ale i samodzielną większość.

PAP/Paweł Supernak
O ile ostatnie sondaże wskazują, że Zjednoczona Prawica potrzebowałaby do dalszego rządzenia koalicjanta, o tyle niewielu dostrzega fakt, iż brakujące mandaty mogłoby zapewnić włączenie na listy Pawła Kukiza i jego ludzi. To co prawda – według sondaży - tylko jeden, może dwa procent głosów, które jednak przy metodzie D’Hondta mogą zaważyć o zdobyciu samodzielnej większości. Samodzielny start Kukiz’15 byłby zapewne politycznym końcem tego ugrupowania. Ale tego, co zrobi Paweł Kukiz, nie wie dziś nawet Paweł Kukiz.
***
Na decyzje o kształcie list, partyjni liderzy mają jeszcze trochę czasu, a decydującym czynnikiem będą przy tym zapewne zlecone wewnętrzne sondaże. Słupki poparcia nie układają się jednak tak prosto jak klocki, a gdyby tak było, decyzja o wspólnych listach byłaby przesądzona.
